Velma najgorsza, ale nie jedyna. Oto najbardziej badziewne animacje w historii
Choć pod wieloma względami się zmieniam, to jest kilka rzeczy, które pomimo upływu czasu pozostają we mnie takie same, jak dawniej. I jedną z nich jest zamiłowanie do różnego rodzaju animacji. Uwielbiam japońskie anime, amerykańskie kreskówki i animowane produkcje z pozostałych części świata. Nie wiem, z czego to wynika, ale siedzi mi w głębi jakieś uczucie względem tego typu dzieł.
Niestety - dokładnie tak, jak w przypadku produkcji aktorskich - zdarzają się prawdziwe wtopy. Wiecie, takie kreskówki, które już po pierwszym odcinku wywołują poczucie zażenowania, zmarnowanego czasu i zirytowania. Każdy z nas na pewno miał okazję obcować z takimi przynajmniej kilka razy w swoim życiu, albowiem nawet w mainstreamie nietrudno jest się doszukać takich przykładów.
A najświeższym z nich jest oczywiście „Velma”, która stosunkowo niedawno zadebiutowała na HBO Max. Produkcja spotkała się bardzo, ale to bardzo fatalnym przyjęciem. W ubiegłym tygodniu wspomniałem nawet, że jest obecnie najgorzej ocenianą serialową animacją w historii IMDb. Nie jest jednak jedyną, która w historii nie wypaliła. Oto inne tytuły, które - moim zdaniem - okazały się okropnymi wpadkami.
The Nutshack
Zacznijmy od porządnej dawki cringe’u (choć gwarantuję, że w pozostałych pozycjach jej nie zabraknie). Filipińska kreskówka z 2007 rokau miała w założeniach wyśmiewać stereotypy codziennego świata i sprawiać, że będziemy pękać ze śmiechu. W rzeczywistości wyszło zupełnie inaczej, a absolutnie żaden z 16 odcinków nie okazał się dobry. Niech skalę zażenowania wyrazi to, że opiekun dwójki głównych bohaterów zowie się… Tito Dick.
Superciapy
Każdy z nas, niezależnie od wieku, ma w swojej pamięci przygodowe produkcje, od których nie szło się oderwać. I to jest spoko. Gdy jednak ktoś chce stworzyć coś nowego, ale niespecjalnie ma na to pomysł, to wychodzi paszkwil. W "Superciapach" (oryginalnie "Supernoods") głównym przeciwnikiem jest wirus. A co ciekawe, w dużej mierze opierając się na tym założeniu stworzono około stu odcinków.
Fanboy & Chum Chum
Kolejna w zestawieniu jest produkcja oryginalna od Nickelodeona, która nie siadła mi w żadnym stopniu. Największą jej zaletą jest to, iż jest krótkometrażowa. I może stylistyka tła. W pozostałych aspektach to totalna słabizna, która nie niesie ani humoru (na normalnym poziomie), ani ciekawych morałów (co niekiedy może odpowiednio nadrobić inne braki). Nie polecam, nawet jeśli macie okazję.
Ben 10 (2016)
W tym przypadku w dużej mierze niestety przemawia mój zawód. Jestem ogromnym fanem Ben 10, ale… W oryginalnej wersji. I być może zabrzmię tu jak boomer, lecz nie potrafię cieszyć się tym "cukierowatym" światem. Jestem w stanie strawić gry, ale samo przeistoczenie jednego z moich ulubionych bohaterów w tak dziwną formę, transformując też powagę całego serialu, było strzałem w kolano. Z armaty.
Piekaczki
Kolejna pozycja od Nickelodeon i ponownie totalnie bezsensowna. Słuchajcie - zacytuję opis z IMDb, bo genialnie oddaje bezsens samej produkcji. Otóż, mamy tu do czynienia z dwiema kaczkami, które poruszają się wanem z napędem rakietowym i… Rozwożą chleb innym kaczkom. Tak, to tyle. I właściwie o tym opowiada produkcja. Poboczne przygody są, każdy odcinek jest niby inny, ale brakuje tu magii.
Almost Naked Animals
Nie wiem, może to ja mam problem z żenującym humorem w kreskówkach (a uwielbiam Ricka & Morty’ego, co powinno się wykluczać), ale Almost Naked Animals było denne. Ani to ładne, ani pomysłowe, ani zabawne. Trzy elementy, które mogły uratować sam zamysł, ale żadna nie dała rady. Powiem więcej - nie obejrzałem nigdy wszystkich pięćdziesięciu odcinków, bo moja psychika by mogła mocno na tym ucierpieć.
ThunderCats Roar
Cartoon Network, Cartoon Network… Uwielbiałem ich, wychowałem się na wielu ich kreskówkach i zawsze dobrze z nimi żyłem. Ale takie rzeczy, jak „ThunderCats: Roar” psują wszystko. No bo, kurde, pamiętacie oryginał z lat 80. ubiegłego wieku? Ja pamiętam - to było coś świetnego, świeżego i sprawiało, że nawet ja, oglądając to ponad dekadę później, wciągałem się w przygody. Tu mamy jakąś cukierkową wariację. Profanacja? Trochę tak.
The Problem Solverz
Jestem w stanie zaakceptować wiele, jeśli chodzi o kreskówki - zwłaszcza te dla nieco starszych odbiorców - ale w tym przypadku nawet moje zrozumienie nie pozwala mi się cieszyć tą produkcją. I dobrze, że nigdy nie dobiła nawet do trzydziestu epizodów, albowiem nie wiem, jak mogła przejść choćby sam proces akceptacji. Jak ktoś mógł to zobaczyć i pomyśleć, że fajnie będzie to puścić w obieg…
Stripperella
Lubię seriale, które w nietypowy sposób podchodzą do tematyki superbohaterów - „Invincible” czy „The Boys” to majstersztyki. Gdy jednak sprawdzałem kreskówkę z 2003 roku, gdzie mieliśmy do czynienia z bohaterką, która w nocy ratowała miasto, a w dzień była tancerką erotyczną, to było za wiele. Znaczy, jasne, komediowo jest to jakiś pomysł, ale to nie było wcale śmieszne. Z ciekawostek - głosu głównej postaci użyczała Pamela Andersona i prawdopodobnie była też inspiracją dla jej wyglądu.
Totalna Porażka: Przedszkolaki
Wspomniałem już o dwóch serialach, które poprzez próbę cukierkowej transformacji formuły traciły wiele. Wiecie, czar pryskał. I w tym przypadku jest dokładnie tak samo - uwielbiałem Totalną Porażkę i do dziś potrafię się bawić świetnie przy tym kreskówkowym show. Niemniej, gdy postanowiono wszystko ugrzecznić, a w głównej roli rzucić przedszkolaki, to ja odpadłem. Serio, nie wiem, po co w to brnąć. Dobra, w zasadzie wszyscy wiemy - dla kasy.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych