Netflix ostatnio strzela sobie w kolano… Z armaty!
Ajajaj, Netflix… Co się z Tobą ostatnio dzieje? Na rynku platform streamingowych zaczyna się roić od coraz to nowszych propozycji, które zalewają rynek. Nie ukrywam - z punktu widzenia konsumenta jest to raczej średnia kwestia, albowiem dziś, aby mieć dostęp przynajmniej do większości najgorętszych premier, trzeba subskrybować (stale lub od święta) kilka z nich. A to wcale nie jest tania zabawa.
Osobiście mam wrażenie, że z coraz większą intensywnością wchodzimy w erę wojen streamingowych. Każdy kolejny rok przynosi nam nowych graczy na rynku i nowe korporacje, które chcą zagarnąć dla siebie trochę najcenniejszej waluty dzisiejszych czasów - czasu odbiorców. W zasadzie trudno się już nawet doliczyć tych, które dostępne są obecnie w naszym kraju. Jedna dłoń na to nie wystarczy.
A jednak, choć niektóre platformy walczą z innymi, aby przyciągać do siebie nowych użytkowników, to Netflix zdaje się iść w drugą stronę. Ich polityka przypomina coraz bardziej nastawienie na pieniądz kosztem zaufania odbiorcy. Mam wrażenie, że każdy ich kolejne ogłoszenie ugruntowuje przekonanie, że widz nie jest człowiekiem, a liczbą w excelu, która ma się zgadzać. Dlaczego? Wyjaśnię!
Dzielenie kontami
Rozchodzi się tu oczywiście o politykę walki z dzieleniem się kontami. Obecnie znaczna większość użytkowników Netflixa (a zapewne wszystkich platform streamingowych) korzysta z jednego konta na kilku urządzeniach. Albo, by być bardziej precyzyjnym, rozdzielając płatności pomiędzy kilka domostw. Nie w ramach jednego, jak jest to w wielu przypadkach nakazywane, a po prostu dzieląc się ze znajomymi.
I jest to forma, która działa od dawna. O ile w przypadku wielu platform mamy do czynienia najzwyczajniej w świecie z chęcią zaoszczędzenia kasy, o tyle przy Netflixie wszystko jest dużo bardziej rozbudowane. Dlaczego? Ano dlatego, że jeśli zależy nam na jak najlepszej jakości obrazu i rozdzielczości 4K (teraz także poprawionych doznaniach dźwiękowych), musimy sięgnąć po najdroższy pakiet.
Tak, dokładnie ten, który obecnie kosztuje w Polsce 60 złotych w skali miesiąca. Dużo? Na jedną osobę na pewno. Inna sprawa jest taka, że sama korporacja reklamuje ten poziom abonamentu jako umożliwiający nie tylko lepszą jakość, ale także możliwość oglądania na czterech urządzeniach jednocześnie. To oczywiście sprawiało, że po podziale na czterech znajomych, kwota była zdecydowanie znośna.
Teraz jednak Netflix zamierza z tym walczyć i nic nie wskazuje na to, aby jednocześnie planował wprowadzić tańszy abonament, który oferowałby na przykład jakość z Premium i dostęp z wyłącznie jednego Wi-Fi, ale w cenie pakietu podstawowego. Jestem przekonany, że to skłoniłoby wiele osób do przemyślenia i zakupu. A teraz… Cóż, to wszystko jest jakoś dziwnie rozgrywane.
Zły moment
Przede wszystkim mam wrażenie, że moment jest fatalny. Gdyby jeszcze doszło do tego kilka lat temu, gdy Netflix był hegemonem tej działki, prawdopodobnie przyniosłoby to naprawdę niezłe efekty. Niewiele było wszak alternatyw, jeśli chciało się oglądać seriale z wysokiej półki, mogąc przy tym leżeć na kanapie i niczym się nie przejmować. Teraz premier jest więcej, niż mamy wolnego czasu.
To sprawa, że - cofając się do wstępu tekstu - firmy muszą ze sobą walczyć. Najczęściej używanym orężem są oczywiście zachęcające marki, wiele premier i głośni aktorzy, którzy są zachęcani coraz większymi kwotami oferowanymi przez Netflix, HBO czy Disneya za wystąpienie w produkcji epizodycznej, a nie hollywoodzkiej produkcji kinowej. A jednak pierwsza z wymienionych korporacji idzie inną ścieżką.
Można odnieść wrażenie, że aby podbijać swoje wyniki, zamierzają zwiększyć liczbę kont. Czy to jednak dobry sposób? Osobiście nie mam wątpliwości, że w obecnej ofercie subskrypcji, licznej konkurencji i nieustannie pojawiających się zarzutach w stronę amerykańskiego giganta w kwestii spadku jakości seriali, nie jest to dobry sposób. A na pewno nie jest to dobra chwila, aby jeszcze bardziej dorzucać do pieca.
Widziałem wyniki z rynków, na których zmiany już zaszły i - co ciekawe - można zauważyć, że właściwie obecnie wychodzi to na plus samej platformie. Pytanie jednak, jak przełoży się to na skalę globalną i czy jest to po prostu standardowy statystyczny wzrost, który zostanie zweryfikowany dopiero po kilku tygodniach, gdy ludzie zaczną anulować subskrypcje po dokończeniu oglądanych obecnie seriali… Ciekawa sprawa.
Reasumując…
Koniec końców podtrzymuję to, co napisałem w tytule tego wpisu - Netflix strzela sobie w kolano. Nie z gumki recepturki, nie ze spluwy, a z armaty. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby długoterminowo mogło mieć to wymierne korzyści - zwłaszcza pod kątem postrzegania platformy. Już teraz spotykam się z ogromną krytyką wymierzoną w Netflixa, a co to będzie w skali globalnej. Za rok? Za dwa, albo za pięć lat?
W momencie, kiedy powinniśmy dostawać coraz lepsze filmy i seriale, oferty promocyjne i innowacyjne pomysły (którymi przecież swego czasu Netflix zwojował rynek), dostajemy plaskacza na twarz i ofertę, która może cenowo odpowiadać dwukrotności (a nawet trzykrotności) niektórych innych opcji rynkowych. Zdecydowanie nie jest to coś, co może zachęcać starych odbiorców do przedłużenia, a nowych do zakupu.
Z drugiej strony, nie wątpię, że w Netflixie pracują najtęższe umysły tego świata i raczej wiedzą, co robią. Może przeprowadzono odpowiednie wyliczenia i symulacje? Bez wątpienia mogło tak być, choć nie mam żadnych wątpliwości, że w tym wszystkim nie wzięto pod uwagę dwóch rzeczy - mocny grup w Internecie oraz zwykłych, ludzkich emocji, które potrafią niekiedy być bezlitosne.
Przeczytaj również
Komentarze (71)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych