Bleach: The Thousand Year Blood War

Bleach nie tylko w odcinkach. Warto sięgnąć po produkcje pełnometrażowe

Kajetan Węsierski | 08.02.2023, 21:30

W ubiegłym tygodniu miała miejsce sytuacja, która jeszcze kilkanaście lat temu sprawiłaby, że mały Kajtek przynajmniej przez kilka miesięcy chodziłby w skowronkach. Bleach trafił to pełnoprawnej, legalnej i polskiej dystrybucji za sprawą Disney +, które wykupiło do niego prawa. Co jednak ważne, prócz najnowszego sezonu, który po latach przywrócił kultową mangę na ekrany, dostaliśmy także wszystkie wcześniejsze odcinki. 

A jest ich zdecydowanie niemało. Mówimy wszak o 366 epizodach pełnych akcji, zaskakujących wydarzeń oraz scen, które na długo zostają w pamięci. Zresztą - jeśli jakimś cudem wychodzące w latach 2004 - 2012 anime umknęło Waszej uwadze, to w tym momencie skończcie czytać ten tekst, wbijajcie na platformę Myszki Miki i zaczynajcie zabawę od początku. Nawet pomimo braku polskich napisów (co może zostanie za jakiś czas naprawione) wciągniecie się bez reszty. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli natomiast macie to już za sobą, a przy tym zdążyliście nadrobić całą pierwszą pulę epizodów udostępnionych w ramach nowego „sezonu”, to… Pamiętajcie, że są jeszcze pełnometrażowe filmy kinowe. Tych dostaliśmy w praktyce pięć, choć ja skupię się dziś na czterech z nich (wytłumaczę to później). I należy o nich wspomnieć, bo choć pojawiło się ich stosunkowo mało, to warto się nimi zainteresować! 

Bleach: Memories of Nobody

Pierwszy pełnometrażowy film z uniwersum Bleacha ukazał się dwa lata po rozpoczęciu emisji anime. Fabuła rozgrywała się w dużej mierze w mieście Karakura, gdzie główni bohaterowie - na czele z Ichigo i Rukią - musieli mierzyć się z plagą Czystych (puste dusze). Jakby tego było mało, dostaliśmy tu zupełnie nową Shinigami, której połączenie z całą sytuacją trzeba wybadać. A sprawa zdecydowanie nie należy do najprostszych. 

Brzmi ciekawie? Trochę jak filler. I właściwie taki wydźwięk ma w praktyce. Jeśli oczekujecie czegoś na poziomie najlepszych arców z oryginalnej serii, to możecie odczuć zawód. Jest to bowiem jedna z tych produkcji, których braku nie odczujecie i taka, którą śmiało można wrzucić do szuflady z napisem „można, ale nie trzeba”. Niemniej, jeśli czujecie deficyt tego świata, to tu dostaniecie całkiem przyjemny zastrzyk. 

Bleach: The Diamond Dust Rebellion

Drugi film, który debiutował rok później, oferuje już znacznie wyższy poziom! I być może ma to związek z faktem, iż na pierwszy plan wysuwa się tu kapitan 10. dywizji, Hitsugaya. Jeśli więc tak, jak ja, macie słabość do tego młodziutkiego wojownika, będziecie wniebowzięcie. Co ciekawe, dochodzi do sytuacji, w której zostaje uznany za zdrajcę i skazany na śmierć. Kto musi mu pomóc? 

Oczywiście Ichigo - a wraz z nim Rukia i Renji. I choć zakończenie w gruncie rzeczy jest tu stosunkowo przewidywalne, to dostajemy kilka interesujących informacji na temat niektórych postaci, a przy tym dobrze skrojoną fabułę oraz ujęcia, które mogą się podobać bardziej, niż przy poprzedniej pełnometrażowej pozycji. Jeśli potraktować to jako filler, to zdecydowanie jeden z tych lepszych i bardziej wciągających. 

Bleach: Fade to Black

Kolejny rok i kolejny film z Bleacha! W 2008 dostaliśmy bardzo ciekawie poprowadzoną opowieść o dziwnym ataku w stronę Rukii, ratującym Ichigo i starciach z Gotei 13. Przypomina się arc z ratowania dziewczyny na początku anime? Cóż - coś w tym jest. I przyznam, że sam niejako odczuwałem tutaj pewne nawiązania, które prawdopodobnie zaaplikowane były celowo. Nic nie działa tak, jak nostalgia. 

Warto jednak zaznaczyć, że choć jest nostalgicznie, to na pewno daleko tu do monotonii. I widać postęp technologiczny względem odcinków, które publikowane były kilka lat wcześniej. Walki stoją na znacznie wyższym poziomie, a ich choreografia wypada naprawdę fantastycznie. Fabularnie, pomimo iż w jakimś stopniu dostajemy „powtórkę z rozrywki”, jest bardzo ok, więc jeśli pojawi się okazja - sprawdźcie! 

Bleach: The Hell Chapter

Kolejna, a w praktyce także ostatnia, produkcja kinowa z uniwersum. Od poprzedniej minęły tym razem dwa lata i… Warto było czekać. Pamiętam, że czekałem na nią naprawdę mocno, albowiem już materiały, których można się było gdzieniegdzie doszukiwać, zapowiadały bardzo wysoki poziom. Wszak nazwa nie jest tu przypadkowa - akcja rozgrywa się w dużej mierze w samych czeluściach piekła. 

Nowo wprowadzony bohater - Kokuto, znakomita sceneria i świetnie zrealizowane walki. O wszystkie te elementy zadbali twórcy czwartej kinówki i należą im się za to pochwały, bo z pełną świadomością i czystym sercem mogę napisać, iż okazała się najlepszą ze wszystkich, które nam zaserwowano na przestrzeni czterech lat. Zachęcam do sprawdzenia wszystkich, ale jeśli chcecie dać szansę tylko jednej, to właśnie tej. Piekielnie dobra produkcja! 

Bleach (2018) 

Cóż, nie chciałem poświęcać czasu na ten tytuł, ale chyba wypada to zrobić. Mamy tu przecież do czynienia z filmem kinowym z uniwersum Bleacha, a tego podjąłem się na łamach tego tekstu. O co więc chodzi i skąd zawahanie? Mamy tu do czynienia nie z animacją, a live-action. I to zrealizowanym naprawdę średnio, cóż przynajmniej dla mnie. Na nic nowego pod względem fabularnym nie ma tu co liczyć. 

Jest natomiast stosunkowo znośny dobór aktorów, a także sceny walk. Nie jest to na pewno Dragon Ball: Ewolucja, ale to Alice in Borderlands też brakuje, jeśli mowa o aktorskich adaptacjach anime. Propozycja tylko dla największych fanów, a jednocześnie tych, którzy nie są zafiksowani i zatwardziali na punkcie tego, aby nie tykać świętości, jaką jest oryginał. A sprawdzić, hmm, można - zwłaszcza że całość pojawiła się na Netflixie. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper