Dragon Age: Dreadwolf zachęca wyciekami? Na mnie wywarły pozytywne wrażenie!
Ah te wycieki i materiały powstające na ich podstawie! Zdaję sobie sprawę, że sporo osób za nimi nie przepada, ale umówmy się - branża gier wideo powinna po prostu dawać radość. A tę łatwo osiągnąć poprzez marzenia, wyobrażenia, czy po prostu spekulowanie na temat tego, co w przyszłości możemy dostać. Umówmy się, wielu z nas już od dzieciaka układało sobie w głowie plany kontynuacji przeróżnych produkcji.
To samo dzieje się obecnie w odniesieniu do Dragon Age: Dreadwolf, a więc nadchodzącej produkcji od studia BioWare, która ma stanowić kolejną część popularnej marki. O jej powstawaniu wiemy już oficjalnie od kilku lat (a nieoficjalnie nawet dłużej), więc właściwie dostaliśmy całkiem sporo czasu, aby zarysować sobie w głowie wymarzony i zapewne wyidealizowany obraz produkcji.
Jak jednak wiadomo, Internet jest ogromnym miejscem, a im większy zespół pracujący nad grą, tym większe szanse, że jakimś cudem coś się do Sieci dostanie. Jak się pewnie domyślacie, tak było również w przypadku Dragon Age: Dreadwolf. Niemal tydzień temu, za sprawą bardzo wiarygodnego portalu Gaming-Insider oraz jednego z użytkowników Reddita, dostaliśmy prawdziwą bombę na temat produkcji!
Dragon Age: Dreadwolf
Sama produkcja ma być czwartą wchodzącą w skład cyklu. Według dotychczasowych informacji w kwestii fabuły, ponownie mamy wylądować w Thedas i znów spotkać się z Solasem. Tym razem, nie wdając się w szczegóły, w nieco innej formie. Pojawi się sporo znanych nam bohaterów, historia prawdopodobnie w dużej mierze nawiąże do Dragon Age: Inkwizycja, a formułą rozgrywki nie ulegnie zmianie.
Dalej wchodzą już tylko domysły, plotki i doniesienia. A te ostatnie rozpaliły serca fanów marki w ubiegły weekend. Na Reddicie pojawił się wpis jednego z użytkowników, który zdradził, że miał dostęp do wczesnej wersji gry i chętnie podzieli się swoimi wrażeniami. Nie byłoby pewnie w tym nic szczególnego (wszak postów w tym stylu w Internecie pojawia się cała masa), gdyby nie dwie sprawy.
Po pierwsze - wiarygodności dodało potwierdzenie całości przez portal Gaming-Insider. A po drugie (i bardziej znaczące) użytkownik podzielił się kilkoma materiałami z produkcji, wśród których znalazło się krótkie wideo z rozgrywki oraz garść zrzutów ekranu. Wszystkie je możecie zobaczyć w tym miejscu. I zdecydowanie zachęcam, aby to zrobić - wygląda to naprawdę solidnie i może się podobać.
Z punktu widzenia odbiorcy ważniejsze były jednak wrażenia tajemniczego gracza. Zdradził przede wszystkim, że walka została nieco zmieniona i w najnowszej wersji ma zdecydowanie bardziej przypominać hack’n’slasha, aniżeli to, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej. Od pojedynków bił klimat God of Wara z 2018 roku, a chyba wszyscy się zgodzimy, że tam starcia były zrealizowane naprawdę kapitalnie.
Brzmi super!
I choć zdaję sobie sprawę, że jest wielu przeciwników takiej formuły, to osobiście nie ukrywam, że sam się w niej nie znajduję. Wiem, że to coraz większe odejście od korzeni serii oraz tego, co dostaliśmy od BioWare na przykład w 2009 roku, ale ja to akceptuję. Jestem świadom, że wielu fanów oryginału po prostu się od tego odbije, ale jeśli seria zamierza dalej trafiać do szerokiego grona odbiorców, po prostu trzeba było na to postawić.
Co więcej, użytkownik wspominał także o poprawionej animacji i warstwie wizualnej. I tu można mówić wiele, ale nawet po zamieszczonych przez niego obrazkach, które nie biją rekordów pod względem jakości, widać to gołym okiem. Jeśli tylko taki poziom prezentuje cała gra i zostanie jeszcze przynajmniej trochę podciągnięty do odległej premiery, to śmiało będzie można powiedzieć, że mamy do czynienia z iście „next-genową” produkcją.
W gruncie rzeczy z pojawiających się informacji wyłania się obraz dzieła, które zamierza utrzymać to, co było dobre w poprzedniej odsłonie i wzbogacić to o pewne usprawnienia i ulepszenia, które można zaimplementować dzięki osiągnięciom w branży gier z minionych kilku lat. I ja to kupuję, bo w dużej mierze właśnie tak powinien wyglądać rozwój marek. Warto bazować na tym, co się pozmieniało, zamiast tkwić w tym samym.
Zresztą, wydaje się, że minęły czasy, w których powoli odczuwaliśmy zmęczenie ciągle wydawanymi wariacjami na temat produkcji fantasy w otwartych światach. Teraz znów pojawia się popyt na pozycje oferujące takie doznania i możliwości, a jest duża szansa, że w przeciągu kolejnych dwóch/trzech lat bańka napompuje się jeszcze bardziej. I wtedy Dragon Age: Dreadwolf będzie odpowiedzią na wołania.
Czekamy, czekamy…
Czemu wspomniałem o „dwóch/trzech” latach? Z prostego powodu - ponownie opierając się na doniesieniach popularnego insidera. Zdradził on bowiem, że od momentu zmiany kierunku rozwoju gry przed kilkoma laty, wszystko wciąż znajduje się na stosunkowo wczesnym etapie. Deweloperzy pracują w pocie czoła, ale jest całkiem spore prawdopodobieństwo, że na premierę przyjdzie nam jeszcze poczekać. Być może nie miesiące, a lata.
Jeśli jednak prawdą jest to, o czym dowiadujemy się z przecieków, to warto czekać. Skoro BioWare zamierza zaoferować nam RPG akcji w otwartym świecie, który będzie czymś na wzór lepszego Dragon Age: Inkwizycja, to osobiście mogę uzbroić się w każde pokłady cierpliwości. Raz jeszcze wspomnę, iż wiem, że wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale wydaje mi się, że to się może udać. Wierzę w to i chcę w to wierzyć.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Dragon Age: The Veilguard.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych