Graliśmy w Street Fighter 6. Szykuje się epickie starcie z Tekkenem 8
Na pokazie zorganizowanym przez Cenegę i Capcom, oprócz remake’u Resident Evil 4 mieliśmy okazję zagrać także w Street Fighter 6. To będzie piękny rok dla bijatyk, bo Uliczny Wojownik zmierzy się z ósmym Tekkenem. I po ograniu nowego buildu SF6 stwierdzam, że będzie to bardzo zacięta walka.
Street Fighter wygląda w ruchu fenomenalnie - to można już na wstępie napisać - a przejście serii na silnik RE Engine wyszło jej na dobre. Plansze wyglądają FENOMENALNIE. W Metro City Downtown czuć klimat przedmieść, gdzie roi się od typków spod ciemniej gwiazdy (lepsze łepki niż na Pradze). W tle można zobaczyć radiowóz ścigający okolicznych oprychów, na balkonach, schodach i na zdezelowanych wrakach roi się od kibiców rzucających cień na planszę, a przy mocniejszych uderzaniach w ziemię podskakują nawet śmieci i kamyczki na chodniku. W kolei w Genbu Temple, świątyni, w której o atmosferę starcia dbają spadające z drzew płatki wiśni, można się wręcz zakochać. Zwłaszcza w przesympatycznym lisku, który przemyka po arenie.
Plansza Guile’a jest niby znajoma, ale nie do końca, bo tym razem nie walczymy w bazie wojskowej, a na lotniskowcu, gdzie w tle widać nie tylko kibiców, ale poruszające się samoloty, lądujące na pasie helikoptery czy powiewające na wietrze flagi. Nie mniej efektownie wygląda Tian Hong Yan, orientalna plansza z wielkim posągiem smoka plującym wodą, świątyniami i nocnym marketem oświetlonym lampionami, gdzie ludzie grają na instrumentach i rozmawiają przy stolikach. Coś pięknego.
Chłopaki secondhandu
Postacie również wyglądają świetnie, nie są już tak karykaturalne jak ostatnio, poszły nieco bardziej w kreskówkowy realizm, choć mocarne uda Chun-Li w dalszym ciągu mogą miażdżyć czaszki. Pewne wątpliwości można mieć do designu, bo Ryu i Ken wyglądają teraz jakby okradli caritas. Ja rozumiem, że bohaterowie są teraz stylizowani na znacznie starszych, ale starszy, nie oznacza przecież bezdomny. Jeśli kogoś to w ogóle interesuje, wszak to bijatyka, w której fabuła ma marginalne znaczenie, akcja Street Fighter 6 toczy się po wydarzeniach z trzeciego Street Fightera i chronologicznie jest to najnowszy tytuł w serii. Wracając do oprawy - animacje ciosów prezentują się bardzo dobrze, a co bardziej efektowym atakom i specjałom towarzyszą eksplozje kolorów, wyglądające jak maźnięcia farbami, nadające pojedynkom jeszcze większej dynamiki. Nie wszystkim na pokazie przypadły one do gustu, a pojawiły się nawet opinie, że nieco dezorientują gracza. Ja nie miałem z tym problemu, choć nigdy nie podchodziłem do bijatyk turniejowo łamiąc palce kręcąc ćwierkółka.
Widać, że Capcom chce przyciągnąć większą liczbę fanów, bo już na starcie dostajemy tak naprawdę dwa różne systemy sterowania. Pierwsza opcja to klasyczny układ przycisków, w którym bez odpowiedniego skilla ciężko będzie wygrywać regularne walki w sieci. Drugi jest z kolei bardziej współczesny i znacznie upraszcza wyprowadzanie combosów i specjali. I o ile w przypadku pierwszego schematu dostawałem na pokazie ostre wciry od prosa, tak po wybraniu uproszczonej wersji udało mi się nawet wygrać kilka walk. Jeśli więc od zawsze baliście się wysokiego progu wejścia w takich bijatykach jak Street Fighter, szóstka będzie jedną z najbardziej przystępnych odsłon serii dla zółtodziobów.
Pijany mistrz
Nowe części znanych bijatyk to też zawsze dreszczyk emocji towarzyszący poznawaniu nowych postaci. Jedną z nich jest Kimberly, Afroamerykanka wyszkolona pod okiem Guya, która w swoim stylu walki miesza techniki ninja z parkourem. Raczej nie będę jej fanem, ale trzeba przyznać, że jej ataki są bardzo efektowne. Używa puszek ze sprayem jako bomb i potrafi przemykając w kolorowym dymie błyskawicznie znaleźć się obok przeciwnika wyprowadzając rytmiczne combosy. Nowy jest też młodziak imieniem Jamie, który niczym Shun Di z Virtua Fightera reprezentuje styl pijanego mistrza. Jest to postać szybka, ma efektowne ciosy, gra się nią bardzo przyjemnie, miałem wręcz wrażenie, że jest nieco przepakowana niczym swego czasu Eddy w Tekkenie. A żeby było śmieszniej, Jamie również korzysta w swoich kombinacjach z capoeiry. Nowy tylko teoretycznie jest Luke, którym osobiście nie grałem wcześniej, bo nie było go w podstawce poprzedniego Street Fightera i doszedł dopiero w finalnym DLC. To arogancki młodzieniec wyszkolony w mieszanych sztukach walki, który podziwia swojego byłego przełożonego w armii, Guile'a. Jego ataki wydają się trochę niedbałe, ale to silny, ofensywny fighter, dobry zarówno na średnim, jak i w bliskim dystansie.
Na pokazie można było też zagrać postaciami dobrze znanymi jak Ryu, Chun Li, Ken, Li i Juri. Moją faworytką zawsze jest Chun-Li, więc od niej zacząłem zabawę. Gra się nią nieco inaczej niż w piątce, mam wrażenie, że dostała zupełnie nową postawę, która pozwala kopnięciem wyrzucić przeciwnika w powietrze i pięknie nim żonglować. Ciosy Ryu i Kena zyskały nieco szlifów, ale grało się nimi bardzo podobnie jak w piątce, choć nie miałem niestety czasu sprawdzić tego lepiej. Zmian w systemie walki jest bowiem sporo. Street Fighter VI stawia na Drive System, gdzie wykonując różne akcje napełniamy specjalny pasek mogąc go następnie wykorzystać na kilka sposobów: odbijając ciosy rywala (Drive Parry), kontratakując (Drive Reversal), odpalając efektowne combo (Drive Rush) czy wyprowadzając mocarny cios pochłaniający kombinację rywala (Drive Impact). To nie wszystko, były też bardziej zaawansowane kombinacje i specjale prezentujące się znakomicie, ale nie szło tego wszystkiego sprawdzić w trakcie 40 minut grania. Wydaje się, że opcji jest teraz naprawdę sporo i każdą walkę można rozegrać taktycznie.
Nowością w grze są komentatorzy, którzy niczym w FIFIE relacjonują na żywo to, co dzieje się w danym momencie na arenach. Nadaje to starciom pewnego dramatyzmu, choć mi osobiście lepiej walczyło się bez "Szpakowskiego", który z czasem zaczął irytować. Na szczęście opcję tę można dowolnie włączać i wyłączać. Obstawiam, że komentarze mają po prostu w pewien sposób nawiązywać do esportowych zmagań. Podsumowując jednak pierwsze wrażenia: o ile piątka przy pierwszych prezentach niespecjalnie mnie do siebie przekonała, tak szóstka już na starcie prezentuje się wizualnie i gameplayowo naprawdę dobrze. Wydawało mi się, że w tym roku król może być tylko jeden (Tekken!), ale po ograniu SF VI nie jestem tego już taki pewien.
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych