metal gear solid v the phantom pain

Metal Gear Solid V: the Phantom Pain - dlaczego to wciąż tak dobra produkcja?

Krzysztof Grabarczyk | 26.02.2023, 17:00

"We are Diamond Dogs" - ten cytat dość mocno wrył mi się w pamięć. Gdy we wrześniu, 2015 roku światło dzienne ujrzał Metal Gear Solid V: the Phantom Pain, otrzymaliśmy najbardziej rozbudowane doświadczenie w całej historii cyklu. Mnogość taktycznych rozwiązań, ilość rzeczy do zdobycia oraz całe stosy opcji przygotowań. Z pozoru chaotyczne menusy szybko zaczęły się zgrabnie układać. Najmniej filmowa odsłona funduje największe pokłady grywalności. Łamie również czwartą ścianę.

Uwielbiam gry typowo grinderskie. Phantom Pain stawia na systematyczne zdobywanie posterunków oraz "fultonowanie" wszystkiego co tylko się da. Od wyspecjalizowanych żołnierzy po pojazdy oraz działka strzelnicze. Wszystkim potem możemy dowolnie zarządzać. Gdy moja Mother Base miała już wszystkiego w nadmiarze, sporą część oporządzenia sprzedawałem. Phantom Pain częściowo uczy zarządzania i planowania. Być może dlatego nadal jest tak dobrą grą. Do tego Fox Engine wciąż prezentuje się poprawnie. Skąpany w południowym słońcu Afganistan robi nie tyle wrażenie, co robotę.

Dalsza część tekstu pod wideo

XOF

undefined

Esencję każdego MGS zawsze stanowiło tło fabularne danej części. W końcu niejedno z nas nostalgicznie wspomina pojedynek ze Sniper Wolf, psychologiczną grę z Psycho Mantisem czy finałowy pojedynek z The Boss. W końcu mówimy o jednej z najbardziej uznanych marek w oczach krytyków i graczy. Nie bez powodu wymienia się przynajmniej jednego Metala w rozmaitych zestawieniach gier wszech czasów. Dochodzimy teraz do całkiem nowego kierunku warstwy narracyjnej z jaką spotykamy się w The Phantom Pain. Pytanie brzmi: czy lepszego czy przeciwnie? Przyglądanie się mocnemu tytułowi po kilku latach od pojawienia się na rynku jest na tyle ciekawe, że pozwala jeszcze raz przyjrzeć się ważnym aspektom z nowej perspektywy. Nie można powiedzieć, że MGS V to produkt przeciętny. Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli kończę obcowanie z grą po 98 godzinach to nie spędziłem tylu godzin z produkcją średniej klasy.

Sama postać Venom Snake'a (w tej roli Kiefer Sutherland) okazuje się obsadzona na zasadzie symbolu. Podczas przerywników filmowych zrealizowanych na silniku gry, Snake rzadko się odzywa. Wprawdzie twórcy uzasadnili to fabularnie, tak tradycjonaliści mieli wątpliwości co do zarysu bohatera na tle reszty sagi. To opowieść o zemście, odbudowie oraz jednej wielkiej improwizacji ze strony najbardziej rozpoznawalnego przedstawiciela Metal Gear. I w tej kategorii należy traktować Phantom Pain. To wcale nie jest słabiej rozwinięta historia. Jej solidnym uzupełnienie stanowią zdobywane podczas postępów taśmy do odsłuchania. Zawierają ciekawe zapisy rozmów między postaciami i paradoksalnie, to tam najwięcej kwestii wypowiada również Venom Snake. Odsłuchiwania zawartych na taśmach rozmów odsłania fabularny potencjał Metal Gear Solid V. Poznajemy główną przyczynę milczenia Quiet, informacje dotyczące rosyjskiej inwazji na tereny Afganistanu, nazwy organizacji, kluczowych postaci. Kopalnia wiedzy, tym razem nie wyłożona na tacy. Szanuję takie podejście twórców.

Zmiana narracji

undefined

Trendy pójścia wielu marek w otwarte światy nasilały się coraz bardziej. Nie dziwiła więc perspektywa obrana przez studio. Pamiętny zwiastun podczas E3 2013 rozpalił zmysły fanów. Zadbano chociażby o cykl dobowy, który ostatecznie nie robił aż tak wielkiej różnicy. Na znaczeniu zyskał o wiele bardziej w Final Fantasy XV. Ale to już inna historia. Zwiastun oczywiście sugerował opowieść o wewnętrznej przemianie ikonicznego bohatera, jakim od zarania dziejów sagi stawał się Big Boss aka Naked Snake lub sam "Snake Eater". Historia o wyzwoleniach, mrocznych tajemnicach i nowym powołaniu. Wszystko przy pompującym serca utworze "Sins of the Father" przez Donnę Burke. Do dzisiaj lubię czasem przesłuchać owej pieśni, mimowolnie wpadającej w ucho. Podział na cykl dobowy, wejście Metal Gear w totalnie otwarty świat to kwestie rewolucyjne na kartach uniwersum.

Szkoda, że Konami zaniedbało dalszego rozwoju technologii Fox Engine. Silnik świetnie radzi sobie z wygenerowaniem otwartego świata. Przy czym miejmy na uwadze, że Metal Gear Solid V: the Phantom Pain należy do grona tytułów cross-genowych. Chociaż rozgrywka najlepiej smakuje w 60 klatkach na sekundę. To dynamiczny i dopracowany gameplay, bez cienia zadyszki. Gra nie zwalnia nawet na sekundę. Niezależnie czy przyzywamy śmigłowiec w ramach wsparcia czy korzystamy z pomocy Quiet lub D-Doga. Każdego pojazdu jesteśmy w stanie użyć. Phantom Pain zwyczajnie uzależnia. Jedyne czego nadal nie mogę zrozumieć (choć zapewne wynika to z konieczności dotrzymania terminów) jest podział na misje Extreme, w drugim akcie. Ewidentnie zabrakło czasu. A gdy goni czas, pomysłów i alternatyw brak. To chyba główna wada tej produkcji, gdyż reszta urzeka nadal. Zdarza się jeszcze wrócić do Afganistanu lub Afryki?

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Metal Gear Solid V: The Phantom Pain.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper