Serial The Last of Us jest świetny, ale… Ma jeden poważny minus!
Serial „The Last of Us” to zdecydowanie jedna z najgłośniejszych premier tego roku i prawdopodobnie pozycja, która ma szansę powalczyć o nieco ciekawych nagród, gdy 2023 dobiegnie końca. Jakby tego było mało, z dużą dozą pewności można napisać, iż mamy w tym przypadku do czynienia z kolejną już produkcją wydaną w minionych latach, która udowadnia, że da się stworzyć dobrą adaptację gier wideo.
Nad całością można się rozpływać i nie brakuje superlatywów, w których można ją przedstawiać, ale… Tak, zawsze jest to przeklęte „ale”. Tu nie jest inaczej. Choć bowiem nawet przed finałem mogą napisać, że poziom jest bardzo wysoki i pewnie wiele ekranizacji dzieł naszej ulubionej gałęzi popkultury będzie aspirowało do tej pozycji, to nie obyło się bez kilku błędów. Zwłaszcza jednego, który wiele osób razi szczególnie mocno.
Zacznijmy jednak od samego początku, albowiem nie możemy przejść do błędów, nie oddając samemu serialowi należytych pochwał.
Jest dobrze, ale…
Już po pierwszych odcinkach serialu „The Last of Us” napisałem tekst, w którym wychwaliłem, jak dobrze twórcy podeszli do tematu. Nie ukrywam, że zachwycałem się wtedy kapitalnym przełożeniem gry wideo na produkcję aktorską, doceniałem liczne podobieństwa i nawiązania, a także naprawdę fajny poziom aktorstwa obu głównych postaci, a także tych pobocznych. Trudno było się do czegoś na dłuższą metę przyczepić.
I w dużej mierze dziś, gdy jesteśmy znacznie bliżej końca, niż początku, mogę to wszystko… Potwierdzić. W każdym epizodzie widać jasno, że ekipa produkcyjna ma naw wszystko konkretny pomysł i nieustannie idą zgodnie z tym, co sobie zaplanowali. Nie ma w tym serialu swego rodzaju zakrzywiania początkowej wizji, które tak często występują w wielu innych produkcjach. Całość jest wiarygodna i po prostu spójna.
Niemniej, na pewno nie jest to produkcja nieskazitelna. I niestety pod jednym względem z każdym kolejnym odcinkiem narasta we mnie poczucie irytacji i pewnego… Zawodu? Tak, to chyba odpowiednie słowo na określenie uczuć, jakie towarzyszą mi przy okazji obcowania z dalszymi rozdziałami historii Joela i Ellie. Co więcej, ostatnio zauważyłem, iż nie jestem jedynym, który ma z tym problem. A chodzi o…
Akcja
Tak, podtytuł mówi wiele. Choć zdecydowanie bliżej prawdy będzie, iż problemem jest jej brak. Sam serial pod względem realizatorskim jest zrealizowany fantastycznie. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, ale wycięcie elementów rozgrywki, która najbardziej wpływała na wzbudzanie w nas mocnych doznań i podnoszenie poziomu adrenaliny, sprawiło, że trzeba było to czymś zastąpić.
Niestety na potrzeby serialu tego nie zrobiono. Niektóre momenty rzeczywiście zdają się dokładnie wycięte z chwil, gdzie my sterowaliśmy Joelem. Niestety nie ma w nich tak wartkiej akcji, jakiej doświadczaliśmy w nieco innej formie podczas grania w oryginalne The Last of Us. Nie wydaje mi się, aby o tym zapomniano lub pominięto całość „na złość” odbiorcom. Jestem niemal pewien, że uznano to za niepotrzebne.
Cóż, faktem jest, że rzeczywiście sama fabuła TLOU sprawia, że trudno się od niej oderwać, a emocje potrafią niekiedy buzować. Nie ma tu jednak tak dużej huśtawki, jak w grach. A niestety przez kilka ostatnich odcinków sytuacja nie uległa zmianie. Cały czas mam wrażenie, że od pamiętnych scen spotkania z Klikaczami Joela, Tess i Ellie, nie dostaliśmy nic tak mocnego. Może chwila z Purchlakiem, ale nie wybrzmiało to odpowiednio mocno.
Oczywiście jestem skłonny przyznać, że w dużej mierze moje odczucia mogą wynikać z tego, iż dokładnie znam fabułę i ona sama nie w stanie zadziałać na mnie z taką mocą, jak na tych, dla których jest to pierwsze zetknięcie z samą marką. Tak czy inaczej, będę upierał się przy tym, że przynajmniej kilka minut wartkiej i wzmożonej akcji w każdym odcinku zrobiłoby robotę - nawet pomijając kilka dialogów. Nie wszystkie są wszak esencjonalne.
Co dalej?
Tak, jak wspomniałem przy okazji mojego pochwalnego tekstu sprzed kilku tygodni, tak i tutaj muszę napisać, że nie jest to w żadnym wypadku opinia o całym serialu. Nie dostaliśmy jeszcze nawet finału, a on może mieć naprawdę spore znaczenie w kontekście całości. Niemniej, dzielę się swoimi spostrzeżeniami z kilku ostatnich epizodów, które zdają się przechylać szalę na stronę relacji nazbyt mocno.
Co można więc zrobić? Cóż, ja byłbym fanem rozwiązania, które sprawiłoby, że kolejny sezon dostarczyłby nam więcej mocnych scen i konfrontacji z zarażonymi. Biorąc pod uwagę grę, która kolejny raz będzie bazą dla rozwoju serialu, zdecydowanie jest ku temu potencjał. Z miejsca jestem w stanie przypomnieć sobie wiele scen, w których włos się jeżył na rękach, a ja po pewnym czasie musiałem odsapnąć i przetrawić to, co zaserwowało mi Naughty Dog.
Jestem niemal pewien, że będzie to miało wartość wyłącznie dodatnią dla całej produkcji. Czasu cofnąć już nie można, ale mam nadzieję, że nie będzie wielu osób, które przez stosunkowo „ospały” sposób prowadzenia fabuły odbiją się od całej marki i zrezygnują z kontynuowania jej śledzenia. To wciąż fenomenalny serial, który zdecydowanie warto poznać - zarówno po ograniu gry, jak i przed takim krokiem.
Przeczytaj również
Komentarze (159)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych