Dziesięć najciekawszych filmów i seriali na podstawie gier
Za sprawą ogromnego sukcesu “The Last of Us”, a także spodziewanej premiery amazonowskiego “Fallouta” na kinowo-serialowe salony powraca temat ekranizacji gier, zwykle będący okazją do narzekań. Ostatnie produkcje streamingowe pokazują jednak, że da się je zrobić nie tylko z szacunkiem dla oryginału, ale również w taki sposób, by zdecydowanie wzbogacić świat przedstawiony, stając się jednocześnie cennym uzupełnieniem konsolowych czy komputerowych rozgrywek.
W ostatnich latach w ekranizacjach gier zdają się zaznaczać dwa zjawiska. Po pierwsze: jak najbliższe pierwowzorowi odwzorowywanie historii znanych z gier, nawet jeśli nie dokładnych to zgodnych z duchem rozgrywki, przynoszących różne efekty. Drugim, zdecydowanie ciekawszym nurtem jest poszerzanie świata przedstawionego, zwłaszcza w serialach koncentrujących się na ledwie małym jego wycinku; pokazując bogactwo growych uniwersów, w których mogą się rozgrywać niezwykle interesujące widzów opowieści. W tym kierunku powinna pójść również ekranizacja “Fallouta”, na której co prawda odcisnąć się mogą fabuły wielu post-apokaliptycznych filmów z przeszłości. Uniwersum gier Interplay/Back Isle/Bethesdy ma jednak na tyle duży potencjał, że może funkcjonować bez ciągłych odniesień do nich.
Zestawienie dziesiątki najlepszych ekranizacji gier jest trudne, bo niektóre z tytułów niewątpliwie nie są filmami “dobrymi” w typowym znaczeniu, ale są produkcjami na tyle specyficznymi, że nawet dziś, często po dekadach od ich produkcji, są pozycjami wartymi zainteresowania. Nie znalazła się tu żadna z części filmowego “Tomb Raidera”, nawet ta z Alicią Vikander, która mimo walorów audio-wizualnych i aktorskich zawodzą pod względem fabularnym. Osobiście ponad produkcje generyczne, do których niestety zalicza się większość adaptacji cyfrowych rozgrywek (na czele z “Tomb Raiderami”, “Warcraftem”, "Assasins Creed" czy “Uncharted”), przedkładam filmy, które mają na siebie pomysł i są na tyle nietypowe, że wyróżniają się na tle typowych widowisk o growym rodowodzie. W zestawieniu pojawiło się po pięć filmów i seriali.
Arcane
Jedną z kilku rzeczy, których Netflix w ostatnich latach zdecydowanie nie zepsuł, jest serial osadzony w uniwersum gry “League of Legends”, w interesujący sposób podchodzący do pojawiającej się w wielu produkcjach (choćby bardzo ciekawym, netflixowym serialu “3%") rywalizacji pomiędzy opływającym w dostatki miejscem, zwanym tu Piltover, i biedniejszym Zaun, w których żyją dwie główne bohaterki. To jedna z nielicznych produkcji wykorzystująca podgatunek steampunku, dzięki czemu wyróżnia się na tle innych, podobnych produkcji. Miłośnicy gier utrzymują, że seria pokazuje tylko mały wycinek niezwykle interesującego świata rozgrywek LoL, ale nawet ci, którzy nie mają o niej bladego pojęcia nie powinni być zawiedzeni tą produkcją, która niedługo powinna doczekać się drugiego sezonu.
Silent Hill
W pierwszej połowie XXI wieku Christophe Gans zmierzył się z legendą najsłynniejszej serii gier z gatunku survival horror. Zadanie było karkołomne, bo wspomniany cykl odcisnął piętno na wyobraźni wielu graczy na całym świecie, a ci tradycyjnie mocno krytykowali sam projekt. Nic dziwnego, bowiem obraz z konieczności dokonał wielu fabularnych uproszczeń, a klimat filmowego miasta Silent Hill nie umywał się do tego wykreowanego przez ekipę Team Silent. Po latach jednak do filmu wraca się zaskakująco nieźle, a jeśli przez chwilę zapomnimy, że mówimy o adaptacji niewątpliwego arcydzieła to ogląda się go całkiem przyjemnie.
The Last of Us
Serial HBO MAX jest w tym roku koronnym dowodem na to, że da się tworzyć udane ekranizacje gier, jeśli tylko ma się na nie odpowiedni pomysł, a w dodatku bywa czasem i tak, że produkcja, od początku zapowiadająca się na bardzo dobrą, ostatecznie spełnia wszystkie oczekiwania. Przy okazji również przypominając, która stacja telewizyjna (a w tej chwili już niemal wyłącznie serwis streamingowy) robi najlepsze seriale. Ten tydzień w tydzień przebijał kolejne rekordy oglądalności i bardzo trudno było się nie natknąć na kogoś kto zapytał się o zdanie na temat tej produkcji. “Umarł Oberyn Martel, niech żyje Joel Miller!” - można by powiedzieć, nawiązując do coraz mocniejszej pozycji Pedro Pascala w świecie serialowej rozrywki, który tu (na szczęście!) nie musi cały czas chodzić w kasku.
Mortal Kombat
To co nie udało się ekranizacji z XXI wieku zdecydowanie powiodło się w przypadku filmu, który można było jeszcze, w ostatniej dekadzie XX wieku, zobaczyć na VHS. Widowisko Paula W.S. Andersona jest oczywiście niezwykle kiczowate, ale jednocześnie idealnie wpisuje się w swoją dekadę, a w dodatku pomimo swych oczywistych wad jest bez wątpienia niezwykle emocjonujące i po prostu dobrze się je ogląda, nawet mimo tego, że mocno się przez te dekady zestarzało.
Halo
O serialu, na podstawie popularnej serii gier Xbox Games Studios, mówiło się już od 2013 roku, ale dopiero w trzeciej dekadzie XXI wieku zaczął on nabierać realnych kształtów. Choć materiałem źródłowym jest tu bez wątpienia ciekawa linia fabularna rozgrywek, trudno uciec od skojarzeń z jedną z najważniejszych serii science fiction, czyli “Battlestar Galacticą”. I tu w centrum mamy bowiem wojnę ludzkości z pozaziemskim imperium, dużo jednak bardziej efektowną niż w poprzednim tytule. “Halo” to z całą pewnością jeden z najlepszych tytułów z nurtu militarnego sci-fi, który mógłby być jeszcze lepszy, gdyby wyciąć z niego kilka zbędnych wątków, zastępując je wszystkim co dotyczy Master Chiefa. Swoją drogą, bardzo dobrze, że Nick Sobotka (Pablo Schreiber) z “The Wire” otrzymał w końcu rolę na miarę swego potencjału.
Wiłkołaki są wśród nas
Bardzo wysokie oceny krytyków i przynależność do jednego z moich ulubionych podgatunków kina grozy sprawiły, że jakiś czas temu postanowiłem sprawdzić film w reżyserii Josha Rubena, oparty na wydanej w 2016 roku grze multiplayer. Widowisko nie okazało się wielką rewelacją, ale i ta dostarczyło zabawy, będąc całkiem zgrabnym komedio-horrorem, z bardzo nietypowymi bohaterami, którzy w małym miasteczku Beaverfield muszą się mierzyć z atakami bestii, która - jak się szybko okaże - jest jednym z nich. Film Rubena przypomina troszkę niedawnego “Wilka ze Snow Hollow”, jest jednak nieco żwawszy, a dzięki niezłym dialogom nieźle igra z oczekiwaniami widzów.
Castlevania
Czterech sezonów jak dotąd doczekała się inna serialowa propozycja Netflixa, którą jest “Castlevania”. Ekranizacja serii gier Konami miała być początkowo pełnometrażowym animowanym filmem, realizowanym przez Warrena Ellisa, ale jak to zwykle w takich wypadkach bywa napotkała ogromne problemy produkcyjne i ostatecznie wyewoluowała w coś zupełnie innego, stając się jednym z najbardziej lubianych seriali animowanych dla dorosłych, które pojawiły się na Netflixie. Ciekawa, mocno oldschoolowa kreska i mroczna atmosfera sprawiają, że jest to jedna z najciekawszych serialowych animacji ostatnich lat, nie tylko w kategorii opowieści o wampirach.
Pokemon: Detektyw Pikachu
Ogromna popularność ostatnich odsłon gier o pokemonach musiała znaleźć swoje odzwierciedlenie w świecie filmowym i w 2019 roku w końcu doczekaliśmy się filmu Roba Lettermana “Pokemon. Detektyw Pikachu”. Mimo ogromnego budżetu 150 milionów dolarów, na który złożyły się m.in. gaże dla znanych aktorów: Ryana Reynoldsa, Kathryn Newton, Justice’a Smitha czy też kojarzonego raczej z innym kinem Billa Nighy, jak również Kena Watanabe, który w zasadzie mógłby powtórzyć tu swą kultową kwestię z “Godzilli”. Film okazał się spodziewanym sukcesem, zarabiając ponad 420 milionów dolarów, a widownia - podobnie jak w przypadku nieco słabszych dwóch części "Sonica" - otrzymała dokładnie to na co się wybrała.
Postal
“PPE pijane lub niespełna rozumu?! Co tu robi produkt tego obrzydliwego growego profana?!”. Nie byłbym sobą, gdybym w zestawieniu najlepszych ekranizacji gier nie umieścił najbardziej udanego (lub najmniej zepsutego) filmu mistrza niemieckiego kina klasy Y, bez wątpienia stanowiące jego opus magnum. Tak naprawdę bowiem wielki Uwe Boll idealnie pasował do projektu filmowej adaptacji gry z jedną z najgłupszych fabuł w historii, pławiąc się w jej licznych idiotyzmach, bezceremonialnej brutalności i prymitywnym humorze. Na uwagę zasługuje również niezwykle smakomity epizodzik samego zainteresowanego, który pokazuje tu, że jest osobą niepozbawioną dystansu. Świetna zabawa dla nieuprzedzonych.
Cyberpunk: Edgerunners
Z perspektywy czasu, po zaliczeniu grubo ponad 60 godzin z “Cyberpunk 2077” (nie bez momentów dużej frustracji) osobiście uważam, że mimo wielu wad rozgrywka jest niezwykle wciągająca, a świat przedstawiony ma ogromny potencjał, który w pełni wykorzystali autorzy serialu animowanego, tworząc nietuzinkową pozycję. Kunsztowne odwzorowanie growego miasta, liczne odniesienia do cyberpunkowego uniwersum, niezły humor, ale także spora doza brutalności, podlane bardzo dobrym soundtrackiem, z licznymi polskimi nawiązaniami, decydują o tym, że jest to produkcja niezwykle udana, przeznaczona nie tylko dla stałych bywalców Night City.
Przeczytaj również
Komentarze (29)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych