Dlaczego MCU zaczyna nużyć? Spadek formy czy przesyt?
Kinowe Uniwersum Marvela to - myślę, że można to napisać bez ogródek - największa seria filmów pełnometrażowych, jaka kiedykolwiek nawiedziła kina. Jasne, były produkcje większe i o bardziej wpływowym znaczeniu dla historii branży, ale nigdy nie był tak wielu tak ogromnych hitów, które spajałoby jedno uniwersum - jeden świat, wokół którego rozgrywałyby się wszystkie te doskonale znane historie.
Wystarczy w zasadzie zobaczyć na zarobki, jakie generują produkcje spod szyldu ekranizacji Marvela, za które odpowiada Disney. Co więcej, można przejrzeć przecież listę aktorów, którzy brali udział w jakimkolwiek przedsięwzięciu, które można do tej całości zaliczyć… Nazwiska i ich liczba zdecydowanie robią wrażenie. A to sprawia, że niemal za każdym razem mamy do czynienia z ogromnymi hitami.
A może powinienem napisać to w czasie przeszłym? Może bliżej prawdy byłoby, gdybym stwierdził, że w pewnym sensie to już było? Że Marvel Cinematic Universe jako pełnia najwyższej jakości skończyła się wraz z „Avengers: Koniec gry”, a teraz to już tylko odcinanie kuponów i próba wynalezienia koła na nowo (choć wszyscy już poruszają się autami)? Nie wiem, ale warto się temu przyjrzeć.
Czwarta Faza MCU
Zacznijmy od tego, że do zakończenia trzeciej fazy wszystko było dobrze. Wiecie, ludzie żyli zakończeniem historii z Thanosem, wielkimi wydarzeniami z dwóch ostatnich odsłon filmów spod szyldu Avengersów i konkluzją tego, co budowane było przez niemal dziesięć lat. Problemy zaczęły się później. Mniej więcej (ale bardziej „więcej”) wtedy, kiedy dostaliśmy czwartą fazę. Tą, która przecież była tak bardzo wyczekiwania po okresie zamknięcia kin.
I gdy opadły pierwsze zachwyty związane z tym, że bohaterowie z komiksów powrócili na duże i mniejsze (bowiem początek Czwartej Fazy wyznacza także początek wprowadzania seriali do MCU) ekrany, pojawiły się wątpliwości. Z każdym kolejnym filmem nawet najwięksi fani zaczęli zauważać, że coś tu po prostu przestało grać. Całość nie daje już takich emocji, jak miało to miejsce dawniej.
No i jasne - wcześniej też mieliśmy produkcje słabe, ale były one wyjątkami na skalę całych faz. Teraz można odnieść wrażenie, że wyjątkami są tutaj pozycje warte zapamiętania i bardzo jakościowe. Wszak według wielu osób w kontekście pełnometrażowych produkcji, wysoki poziom trzymały w Czwartej Fazie tylko „Spider-Man: Bez drogi do domu” oraz „Shag-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”. Oba z 2021 roku.
Rutyna
Zacząłem się więc zastanawiać, czy nie jest w jakimś stopniu związane z przesytem. W końcu przez niespełna dwa lata dostaliśmy siedem pełnometrażowych filmów i osiem seriali. Nowość pojawiała się więc średnio raz na mniej niż dwa miesiące, a biorąc pod uwagę formułę wydawania produkcji epizodycznych (jeden odcinek na tydzień), dosłownie w każdym miesiącu mieliśmy jakąś nowość od Marvela.
W konsekwencji skutkuje to tym, że dziś nowe premiery nie są już świętem, na które wyczekuje się przez kilka miesięcy. Są czymś normalnym. Spowszedniały nam. Nie ma takiego parcia, abyś lecieć na premierę, bo nie ma poczucia pustki. Stężenie nowości było tak duże, iż obecnie osobiście nie mam już wrażenia, iż chciałbym jak najszybciej do tego uniwersum wrócić. Nie zdążę zatęsknić, a już pojawia się jakaś nowość.
A może po prostu spadek formy?
Inną kwestią jest spadek formy. I tu również jestem w stanie znaleźć swego rodzaju powód obecnego stanu rzeczy. Jakby bowiem nie spojrzeć, w większości oceny są obecnie niższe, niż wcześniej. I nie chodzi nawet o te od widzów, ale również wśród krytyków. Jest ciut gorzej, aniżeli jeszcze przed ponad czterema, czy nawet pięcioma laty. Pokuszę się o stwierdzenie, że nie ma w tym przypadku i na pewno nie stoi za tym wyłącznie znużenie światem.
Oczywiście - monotonia sprawia, że dużo łatwiej dostrzec nam błędy, które pojawiają się w filmach czy serialach. Niemniej, ich natężenie także jest spore. I nie chodzi tu nawet o jakieś dziury fabularne, ale niedbale zrobione CGI, mniej zawiłe fabuły i brak spoiwa, którym dla poprzednich trzech faz był Thanos. Teraz niby coś się w tej kwestii dzieje, ale da się odnieść wrażenie, że więcej tu kreowania na siłę, niż pomysłu.
Obawiam się w tym wszystkim, że w pewnym momencie nastąpi kumulacja dwóch wspomnianych kwestii, która sprawi, że Kinowe Uniwersum Marvela stanie się po prostu wydmuszką i miłym wspomnieniem dawnych czasów, gdy kolejny Iron Man ekscytował, a na nowych Avengersów leciało się do kina w możliwie jak najszybszym terminie. A przecież przywiązanie do marki to jedno, a bez jakości jest niczym.
Co przyniesie przyszłość?
I tu pojawia się zasadnicze pytanie - co z przyszłością? Jak obecnie klaruje się to, co dopiero przed nami? Cóż, trudno powiedzieć. Piąta Faza na pewno nie wystartowała z przytupem (Ant-Man i Osa: Kwantomania to jeden z najgorzej ocenianych filmów MCU), ale wciąż można to jeszcze uratować. Sam Kevin Feige postanowił walczyć z kwestią znużenia, deklarując, że produkcji będzie się pojawiało ponownie mniej.
Cóż, to dobrze. Jeśli rzeczywiście tak będzie, to prawdopodobnie bardzo na tym skorzystamy. Natomiast wszystko to nie będzie miało żadnego znaczenia, jeśli nie podniesie się jakość tego, co nam serwuje Disney. Filmy znów muszą odzyskać swój pazur, a seriale iść bardziej w kierunku innowacji z początków „WandaVision”, albo genialnej jakości z „Lokiego”. W innym wypadku nie będą się różniły niczym od wielu innych filmów, na które idzie się głównie dla odpoczynku i pochrupania popcornu na sali.
Przeczytaj również
Komentarze (37)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych