Dead Island 2

Dead Island 2 - o arcywysokim poziomie brutalności w grze. Czy gra przekracza granice?

Krzysztof Grabarczyk | 13.05.2023, 10:00

Przemoc w grach nigdy nie odpuszczała. Do widoku krwi bardzo szybko się przyzwyczailiśmy, jako gracze. Animatorzy z wrocławskiej grupy Techland trafili w emocjonalne sedno, gdy nastała pora reklamy Dead Island. Wakacje „życia” w rajskim kurorcie, Banoi zmieniły perspektywę. Beztroskie wczasy przekuto w beztroski taniec z zombie. Inicjatywa spełniła swoje zadanie. Gra odniosła komercyjny sukces, choć zapowiadano inaczej. W kolejce oczekiwał ciąg dalszy tamtej opowieści z monsunem w tle, choć rozpatrywany był w kategorii smacznej przystawki. Dead Island 2 odczekało dekadę na swoją kolej. Dzisiaj wiemy, że było warto.

Dead Island uderzyło emocjami. Spytacie jak? Wystarczy cofnąć się na chwilę w czasie o jakieś 12 lat. W branży gier wideo to cała epoka. W lutym, 2011 roku do medialnego krwiobiegu przedostaje się historyczny, pierwszy zwiastun nowej gry polskiego dewelopera. Treść wywołuje liczne dyskusje, natomiast zrealizowany w otoczce CGI materiał generuje miliony wyświetleń (do dzisiaj ma ich trzynaście milionów). Na pierwszym planie gasnąca w krwiożerczym amoku latorośl walczącej kilka chwil wcześniej pary. Zwiastun wyreżyserowano w nieliniowej kolejności wydarzeń. Dziewczynka zostaje ugryziona w ferworze desperackiej walki o przeżycie. Ten materiał uznano za jeden z najskuteczniejszych zwiastunów gier. To był wyłącznie zwiastun, w dodatku wyreżyserowany nie przez Techland, a brytyjskie studio, Axis Productions. Sedno tej opowieści wzburzyło publikę. Stuart Aitken, który wyreżyserował całość przyznał, że „na celowniku” animatorów w pierwszej kolejności znalazła się matka. Padło na córkę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Krwawy luksus

undefined

Dziennikarze często zwracali uwagę na rzeczony materiał, gdy przyszło im wydać ostateczny werdykt dotyczący pełnej wersji gry. Część z nich uznała, że sugerowana przez dewelopera narracja w pamiętnym zwiastunie nie znajduje w grze żadnego pokrycia. Po 12 latach od premiery Dead Island nie wywołuje w odbiorcy emocji, w zasadzie to żadnych. W trakcie pięćdziesięciu godzin eksploracji trzech rejonów Banoi (wybrzeża, miasta oraz dżungli) kompletnie nie odczuwałem na sobie żadnego emocjonalnego ładunku. Wszystko dzięki rzetelnie opracowanej rozgrywce, która bawiła aż do krwi. Myślę, że te pięć milionów graczy myślało podobnie. Tyle egzemplarzy gry udało się sprzedać wydawcy do lutego, 2013 roku. Tytuł jest regularnym gościem promocji wszelakich. Dead Island: Definitive Edition kupić można za grosze.

Po „wakacjach życia” w rajskim, splamionym krwią kurorcie Banoi, pełnoprawny, numeryczny dalszy ciąg serii, trafił na deweloperską ścianę. Potrzebowaliśmy 12 lat, by Dead Island 2 próbowało zatopić w nas kły. Ojcowie sukcesu marki, wrocławski Techland zajęli się na dobre stylem życia biegaczy w obu iteracjach Dying Light. Z fikcyjnego świata tropikalnej, rajskiej wyspy nowi scenarzyści nie bawili się już w poszukiwanie inspiracji. Skorzystali z istniejącej „ziemi obiecanej” wszystkich gwiazd świata showbiznesu, Los Angeles. Plaga nieumarłych pożera bogate dzielnice miasta, ze wskazaniem na Hollywood. Przypadkowy bohater o nieprzypadkowej odporności. Z pięciu uczestników „Lotu skazańców” wybieramy jedną duszę. Polecam strażaka.

Słońce, piękne dzielnice, pozostałości wystawnego trybu życia-codzienność Dead Island 2 przyprawia swąd zombie w powietrzu. Gdyby przemysł gier nie spowszedniał, zawzięci przeciwnicy przemocy w grach nie szczędziliby medialnych krucjat. Brutalność wchodzi na najwyższy poziom od lat. W zgodzie z dawnym obyczajem Banoi kończyny fruwają, głowy odpadają, ciała dekorują eleganckie wnętrza, krew maluje ulice, tworząc krajobraz z zombie w tle. Różnica polega na szczegółach. Takich detali jeszcze nie grali. Gdyby ktoś się zastanawiał, jak nagiąć Unreal Engine 4 niemal do granic możliwości, odpowiedź znajdzie wraz z Dead Island 2. Pobrzmiewający w menu głównym utwór „Drown” stał się ostatnio paliwem dla moich uszu. Tonę w krwawym dobrobycie Los Angeles za każdym razem, gdy uruchamiam tytuł autorstwa studia Dambuster.

Z piekła rodem

undefined

Dead Island 2 to kolejny męczennik. Tak zwykłem mianować duże produkcje rodzące się przez co najmniej dziesięć lat. Deep Silver ogłosili w 2014 roku, że trwają prace nad sequelem Martwej Wyspy. Techland zbratali się z Warner Bros. Wydawca poszukiwał nowego dewelopera. Pierwszym chętnym do produkcji Dead Island 2 okazało się Yager Development, firma z siedzibą w Berlinie. Koncepcja sugerowała akcję ulokowaną na terenie San Francisco. Układ ostatecznie nie wypalił. Wizja deweloperów nie sprostała oczekiwaniom wydawcy. W marcu, 2016 roku inicjatywę przejęli wirtuozi z Sumo Digital (Sackboy: Wielka Przygoda, Texas Chainsaw Massacre, Crackdown 3). Nowy romans potrwał do sierpnia, 2019 roku. Wówczas ogłoszono, że Dead Island 2 przechodzi pod opiekę Dambuster Studio. Większość zespołu tworzyła wcześniej Homefront: The Revolution na zlecenie brytyjskiej dywizji Cryteka. Firma odpowiedzialna za sukces serii Crysis popadła w finansowe tarapaty i zdecydowała się na sprzedaż marki, którą nabyło Deep Silver.

Po deweloperskim piekiełku Dead Island 2 trafiło do rąk graczy. W trzy dni od premiery gra znalazła milion nabywców. Liczymy, że ten wynik drastycznie się zwiększy. Tak dosadnej i miodnej zarazem produkcji z udziałem zombie nie widzieliśmy od lat. Pomijam oczywiście współczesne dokonania mistrzów renowacji z Capcomu, ponieważ to dwie, zupełnie inne bajki, choć kontekst wydaje się podobny. Epidemia, krew, ofiary, walka o kolejną godzinę. W tej wersji Los Angeles podziwiamy szczegółowy jak nigdy dotąd luksus zamożnych dzielnic. Wnętrza okolicznych domów kuszą zmysły. Szwendacze, biegacze i reszta nieumarłej watahy skutecznie pompuje eksplorację. Choć gra dba również o mój poziom adrenaliny. Kilkukrotnie podskoczyłem, bo z gracją madafaki otwieram drzwi, by po sekundzie znaleźć się w objęciach gnijącej panny młodej. Z bliska obserwując każdy fragment odpadającej skóry. Nic dziwnego, że Niemcy ocenzurowali grę w swoim regionie.

Rezygnacja z tradycyjnie otwartego świata opłaciła się. Oprawa wizualna bardzo wiele na tym zyskała. Modele trupów, ich animacje, oraz arcywysoki level przemocy budują jeden z filarów sukcesu Dead Island 2. Autorzy gry wzięli inspiracje z serialowego The Walking Dead oraz Dying Light od kolegów po fachu. Historia pisana jest sarkazmem. Scenariusz dba o różnicę charakterów. Powraca stary znajomy z czasów Banoi. Czy Dead Island 2 przekracza granice, gdy mówimy o przemocy w grach? Nie, nie przekracza. Wyznacza. Zadaniem sequela jest ewolucja. Bez kompromisów.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Dead Island 2.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper