Carnival Row Sezon 2

Carnival Row - tak powinno kończyć się seriale, a nie przedłużać je w nieskończoność

Mateusz Wróbel | 21.05.2023, 10:00

W przerwie od maksowania bardzo udanego Star Wars Jedi: Ocalały odpaliłem po długim czasie Amazon Prime Video i sięgnąłem po kontynuację Carnival Row, która swoją premierę miała na początku tego roku kalendarzowego. I w ogóle się nie zawiodłem, pomimo dość sceptycznego podejścia...

Pierwszy sezon Carnival Row uważałem za bardzo dobrze zrealizowaną "bajkę dla dorosłych". Otrzymaliśmy mroczną historię fantasy, dla której głównym motywem była współczesna sytuacja na świecie - a więc prześladowania i chęć władzy nad światem. Był to spory powiew świeżości, bo temat ugryziono pod ciekawym kątem - zamiast kolejnego tytułu na siłę wciskającego nam pewne podglądy, to widzom pozostawiono do wyboru, której grupie będzie najbardziej kibicował.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na wieść o tym, że produkcja Amazona zakończy się po drugim sezonie, byłem dość zniesmaczony. Uważałem, że amerykański gigant kończy ten projekt zbyt wcześnie - po zakończeniu pierwszego sezonu uważałem, że to dopiero wstęp do długiego, głębokiego uniwersum. Stąd też wspomniane w pierwszym akapicie moje sceptyczne nastawienie - nie wierzyłem ani przez chwilę w to, że Carnival Row S2 dorówna w choć najmniejszym stopniu pierwszym epizodom.

Wróżki w bajce dla dorosłych

Carnival Row Vignette i Rycroft

Finalnie zostałem pozytywnie zaskoczony. Drugi sezon Carnival Row trzyma poziom tego poprzedniego, a w dodatku - co dla mnie było najważniejsze - zamknął niemalże wszystkie ważne wątki, sprowadzając się do tego, że możemy uznać to za historię zamkniętą, a nie uciętą w połowie, jak miało to miejsce choćby przy Marco Polo czy Kingdom ze stacji Netflixa.

Tym samym ponownie możemy przyjrzeć się prześladowaniom nieludzi, intrygom politycznym, wszechobecnej przemocy, a wszystko to zostaje podanie w poważnym, mrocznym i najczęściej przygnębiającym tonie. Stopniowo dowiadujemy się także, co dzieje się z głównymi bohaterami serialu - na czele z Rycroftem Philostrate (w tej roli noszący całą tę produkcję na swoich barkach Orlando Bloom) i Vignette (Cara Delvingne), którzy podobnie jak przy pierwszych epizodach, w jednym odcinku współpracują, a w następnym skaczą sobie do gardeł, nie wiedząc, po której stronie chcą się finalnie opowiedzieć.

Zwątpienie widoczne było także przy nowym kanclerzu Jonah i jego bliskiej współpracownicy Sophie (chcącej koniec końców walczyć o większe szanowanie kobiet wśród społeczności mężczyzn), jak i Imogen oraz Agreusie, którzy wylądowali na całkowicie nowym terenie. Dzięki ich wyprawie historia mogła przeskakiwać między różnymi regionami, co bardzo płynnie ukazywało opowieść z przynajmniej 3 stron - wszak Carnival Row to nie tylko serial o prześladowaniach, ale również o wojnie między kilkoma frakcjami. Scenarzyści dobitnie pokazują, co chęć zdobycia władzy może zrobić z człowiekiem.

Carnival Row wzorem dla innych seriali?

Carnival Row

W świetle tak wielu pochwał oczywiście nie można zapomnieć o kilku mniejszych minusach, bo jak to już bywa przy finałowych odcinkach mających zamknąć jakąś produkcję - nie wiemy dokładnie, co stało się z niektórymi postaciami. Choćby Kastorem, który odegrał ogromną rolę w życiu Agreusa i Imogene. W moim przypadku pozostaje także niesmak związany z Tourmaline, która odegrała w najnowszych epizodach sporą rolę, a koniec końców jej wątek - swoją drogą pełen nielogicznych decyzji - został poprowadzony na siłę do happy endu. Dlaczego? Tego przekonają się wszyscy, którzy mają za sobą ostatni odcinek produkcji Amazona.

Mimo tego Carnival Row zdecydowanie wybija się wśród seriali, które debiutują jeden po drugim. Prawdopodobnie jest to kwestia właśnie tematyki polanej bajkowym sosem, co sprawia, że dostajemy coś świeżego, a nie kolejnego odgrzanego kotleta. Tytuł Amazona otrzymał godny finał, wszystkie kluczowe wątki zostały zamknięte i koniec końców cieszę się (wbrew mojemu pierwszemu podejściu), że nie był on przeciągany w nieskończoność, jak widzimy lub widzieliśmy to przy The Walking Dead czy Domu z Papieru, które z biegiem czasu stały się cholernie monotonne. Ba - chciałbym wręcz, aby omawiany wyżej serial był przykładem dla wielu platform, które myślą o skasowaniu swoich projektów.

Źródło: Opracowanie własne
Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper