Graliśmy w Agatha Christie - Hercule Poirot: The London Case. [Playtest] z eventu w Paryżu
Podczas kwietniowego Microids Day, na którym francuski wydawca gromadzi swoje studia deweloperskie oraz dziennikarzy i pozwala im zapoznać się, porozmawiać o grach, zobaczyć nad czym obecnie pracują, jakie tytuły będzie można ograć prawdopodobnie jeszcze w tym roku, udało nam się zagrać w kilkanaście nadchodzących gier. Jedną z nich była kontynuacja ciepło przyjętego przez fanów gier przygodowych typu point and click "Agatha Christie - Hercule Poirot: The First Cases". Pierwsza godzina zabawy pokazuje że to raczej powolna ewolucja, niż rewolucja, ale biorąc pod uwagę, że już pierwsza część była bardzo udaną, nawet jeśli technicznie dosyć przestarzałą grą, nie ma w tym absolutnie nic złego.
Podstawa zabawy wciąż wygląda tak samo – zwiedzamy kolejne, dostępne lokacje, przyglądamy się przedmiotom, które najprawdopodobniej mają jakiś związek z naszą sprawą, rozmawiamy z zainteresowanymi osobami i staramy się odszukiwać logiczne powiązania między tym co widzimy i tym co ktoś mówi. To właśnie ta ostatnia rzecz jest najważniejszym elementem "sprzedającym" graczowi propozycję Blazing Griffin. Otóż każdy istotny element układanki zostaje zanotowane przez Poirot w jego mapie myśli (coś na wzór mind palace z "Sherlocka"). Tak samo jak w poprzedniej części, gracz musi łączyć ze sobą fakty, aby dochodzić do nowych wniosków. Czasami połączenia nie są wcale oczywiste, przez co zabawa sprowadza się do łączenia wszystkiego ze wszystkim, dopóki przypadkiem nie trafimy na połączenie, którego szukamy. Nawet tylko podczas tej pierwszej godizny zabawy dałem radę zaciąć się na kilka minut, ponieważ byłem przekonany, że to ostatnie, niesprawdzone połączenie nie może być tym właściwym i na pewno po prostu coś ominąłem. Zazwyczaj jednak trzeźwo myślący umysł będzie w stanie skonfrontować ze sobą odpowiednie fakty, a satysfakcja z samodzielnego kombinowania daje taki zastrzyk adrenaliny, że gracz czuje się niemalże jak prawdziwy detektyw. Nic dziwnego, że Poirot jest tak uzależniony od bycia najlepszym i najmądrzejszym w danym otoczeniu.
Graliśmy w Agatha Christie - Hercule Poirot: The London Case [Playtest]. Spokojna ewolucja względem poprzednik, choć mechanicznie i tak tkwimy w prehistorii
Podczas szukania poszlak gracz może teraz przyglądać się podnoszonym przedmiotom w trzecim wymiarze - obracać je, szukać niewidocznych na pierwszy rzut oka detali. Niby nic nowego, gry z zagadkami korzystają z tego patentu już od dziesiątek lat - nawet pierwszy "Resident Evil" z 1996 wymagał obejrzenia kilku przedmiotów z różnych stron aby odkryć ukryty przycisk, czy coś wpodobie - miło jednak, że developer dokłada graczowi sukcesywnie kolejne klocki do zabawy, w efekcie podnosząc poziom wyzwania.
Grafika w dalszym ciągu wygląda jak wyciągnięta z późnego PS2/wczesnego PS3, co jednak nigdy nie było najważniejszą rzeczą w gatunku przygodówek, więc oko szybko przyzwyczaja się do plastikowych ciuchów i lateksowych twarzy. Tylko sztywnie ustawiona kamera drażniła mnie od początku do końca - dlaczego nie mogę sobie jej sam ustawić tak, aby było mi wygodnie, tylko muszę korzystać z kilku predefiniowanych jej ustawień?! Ogrywany przeze mnie build daleki był od bycia skończonym produktem, więc niewykluczone, że bardziej dynamiczne oświetlenie i dopieszczone animacje ruchów postaci jeszcze dociągną efekt końcowy do bardziej dzisiejszego poziomu. Wypada jednak docenić, że w przeciwieństwie do części pierwszej, tym razem rozmowy z innymi postaciami są znacznie bardziej angażujące, jako że developer pokusił się o zainwestowanie w prosty motion capture, tak więc nie oglądamy już tylko obrazków z sylwetkami rozmówców, a zasadniczo interaktywny film o Poirot.
Graliśmy w Agatha Christie - Hercule Poirot: The London Case [Playtest]. Alternatywna wersja wydarzeń
Fabularnie w dalszym ciągu obserwujemy wydarzenia na długo przed tym, jak nasz główny bohater stał się "tym" Poirot. Jednakże młoda wersja Belga już teraz nosi znamiona osoby, którą stanie się w przyszłości. Młody Hercule już teraz jest pewny siebie, szarmancki i piekielnie inteligentny. Puryści prozy Agathy Christie mogą się jednak zdziwić, kiedy już w pierwszych minutach zabawy wpadną na jednego z najstarszych przyjaciół detektywa, Arthura Hastingsa - kanonicznie przecież panowie poznali się w zupełnie innych okolicznościach. Otóż twórcy gry wyszli do osób zarządzających majątkiem autorki z zapytaniem, na ile mogą sobie pozwolić przy grzebaniu w kanonie postaci, na co otrzymali odpowiedź, że ponieważ poprzednim razem wykazali się ogromnym taktem i ewidentną miłością do Poirot, dostają carte blanche - świat gry jest teraz ich polem do popisu, ich własną wersją świata słynnego Belga. Z jednej strony szkoda, bo jeśli spodziewam się czegoś znajomego, a w tej wersji wydarzeń tego nie dostanę, to pewnie trochę mnie to zaboli. Z drugiej sprawia to, że przed graczami otworem staje zupełnie nowy, wzorowany tylko na tym znanym świat, a w opowieściach detektywistycznych stawianie czoła nieznanemu jest przecież najciekawsze.
Zachwycanie się tak oczywistymi rzeczami, mechanikami czy zastosowaną technologią w 2023 roku zapewne brzmi jak niezły absurd - i trochę nim pewnie jest - jednak biorąc pod uwagę wielkość gry (i studia deweloperskiego) oraz jej progres względem poprzednika, naprawdę są to detale warte odnotowania i docenienia. A biorąc pod uwagę, że już jedynka była przyjemnym tytułem, z szacunkiem podchodzącym do postaci słynnego detektywa Agathy Christie, zapowiada się, że "London Case" będzie tylko lepszy. Z drugiej strony, rozumiem też, że jak ktoś wywala pieniądze na sprzęt najnowszej generacji, to ma wobec niego pewnie jakieś oczekiwania i prosta grafika i mechanika propozycji Blazing Griffin może go odrzucić. Fani logicznego myślenia powinni być jednak zadowoleni i zdecydowanie mogą wyczekiwać ogłoszenia daty premiery (wstępnie Q3 2023).
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych