Tom Cruise Superstar! Jak powstawało Mission Impossible, obraz który rozpoczął wielką serię filmową
W przyszłym tygodniu do kin trafi już siódma odsłona przygód Ethana Hunta, rozpoczętych za sprawą obrazu z 1996 roku. Mimo funkcjonowania w zupełnie innym otoczeniu medialnym, cyklowi już przez niemal 30 lat wciąż udaje się utrzymywać zainteresowanie widzów, udanie łącząc formułę filmu szpiegowskiego z kinem akcji.
Cykl filmowy, zapoczątkowany obrazem z 1996 roku, został pomyślany jako bezpośrednie nawiązanie do serii CBS, mającej premierę 30 lat wcześniej, a stworzonej przez Bruce’a Gellera. Inspiracją dla niej okazał się zaś - dziś praktycznie zapomniany - film “Topkapi” Julesa Dassina z 1964 roku, za sprawą którego grający w nim Peter Ustinov został zresztą nagrodzony Oscarem. Oparty na powieści Erica Amblera obraz opowiadał co prawda o dwójce sprytnych złodziei, którzy zaplanowali kradzież słynnego, wysadzanego brylantami sztyletu, znajdującego się w tytułowym muzeum w Stambule, ale wspomniany już Geller odnalazł w nim wiele interesujących go motywów, które zdołał zawrzeć w formacie telewizyjnym.
Na serialu “Mission Impossible” swoje piętno odcisnęła jednak również ówczesna sytuacja geopolityczna. Trudno bowiem nie dostrzec w fabule, traktującej o grupie tajnych agentów do zadań specjalnych, cienia zimnej wojny, mimo iż otwarcie nie wspominało się o niej w wielu odcinkach. Elementami tak inspirującymi Gellera, odnalezionymi w “Topkapi”, były zaś przede wszystkim minimalistyczne dialogi, niezwykle precyzyjne rozplanowanie działań, a także chwytliwy motyw muzyczny, który zresztą stał się wizytówką już samej serii telewizyjnej, a został skomponowany przez samego Lalo Schifrina. Charakterystyczne było również niedobudowywanie do postaci skomplikowanego charakteru i historii, gdyż Geller uznał, że takie podejście sprawdzi się zdecydowanie lepiej w produkcji traktującej o tajnych agentach, wykonujących przeróżne misje na całym świecie.
Serial od czasu swojej premiery stał się wielkim hitem, ale jednocześnie przysporzył jej twórcom również sporych problemów. Bruce Geller bardzo szybko został bowiem oskarżony o plagiat. Wątpliwości co do oryginalności nowej serii wysunęli autorzy “21 Beacon Street”, realizowanego w końcówce lat 50’ przez NBC. Geller tłumaczył się jednak, że nigdy nie widział mającej wyjątkowo krótki telewizyjny żywot produkcji, a sprawa szybko rozeszła się po kościach. Scenarzysta starszej serii, Lawrence Heath pracował zresztą później przy kilku odcinkach “Mission Impossible”, które ostatecznie doczekało aż siedmiu sezonów pierwotnej odsłony, realizowanej do 1973 roku.
W 1988 roku serial powrócił za sprawą dwóch nowych sezonów; te jednak padły ofiarą złych decyzji o godzinie wyświetlania. Najpierw były zmuszone do rywalizacji z topowym wówczas tytułem, czyli “The Bill Cosby Show”, a następnie zastąpiono nim lubiane sitcomy, co sprawiło, że widzowie stracili nim zainteresowanie. Formuła dynamicznego widowiska szpiegowskiego została odłożona na półkę i tkwiła tam przez kilka lat, do momentu aż nie przypomniał o niej pewien młody gwiazdor.
Człowiek kontaktów
Po dwóch sezonach serialu, realizowanego przez Desilu Productions, produkcję przejął Paramount Television, który zadecydował zarówno o zakończeniu pierwotnej serii na siedmiu sezonach, jak i o wznowieniu jej w następnej dekadzie. Po ostatecznym fiasku odsłony z końcówki lat 80’ w korporacji powoli dojrzewano do myśli o stworzeniu na jej podstawie pełnometrażowego filmu. Początkowo nikt nie potrafił jednak dostarczyć interesującego zarysu fabularnego. Na szczęście na horyzoncie pojawiła się nowa, prężnie działająca na rynku firma producencka, mająca ciekawe pomysły, która na początku lat 90’ zaliczyła mocne wejście do branży.
Trudno jednak żeby było inaczej skoro na jej czele stał sam Tom Cruise. Mający już na tym etapie status jednego z najważniejszych aktorów młodego pokolenia, który rozpoczął działalność producencką do spółki z Paulą Wagner. Gwiazdor “Urodzonego 4. lipca (nominacja oscarowa), “Rain Mana” czy wchodzącego wtedy do kin “Wywiadu z wampirem” okazał się wielkim fanem serialowego pierwowzoru, na podstawie którego zapragnął zrealizować film. Cruise miał niebagatelny atut w postaci sieci powiązań w branży, które pozwalały mu na dyskutowanie kwestii scenariuszowych z takimi tuzami jak Sidney Pollack czy Steven Spielberg, za sprawą którego zresztą na jednym z obiadów poznał Briana de Palmę.
Nazywany spadkobiercą Alfred Hitchcock reżyser był w tym czasie uznawany za jednego z czołowych twórców w Hollywood, głównie za sprawą takich obrazów jak “Carrie”, “Wybuch”, “Scarface” czy też “Nietykalni”, ale jednocześnie jego kariera znajdowała się na zakręcie. Początek lat 90’ w jego wykonaniu kojarzymy przede wszystkim z premierą “Fajerwerek prózności”, przedziwnego komediodramatu na podstawie powieści Toma Wolfe’a, nie tylko praktycznie zniszczonego przez krytykę, ale co gorsza zaliczającego również kiepski wynik w box office. Twórca potrzebował zatem wielkiego hitu frekwencyjnego i spotkanie z Cruisem, z którym szybko znaleźli wspólny język, spadło mu jak z nieba. Aktor namówił przedstawicieli wytwórni, by zatrudnili de Palmę i wspólnie zaczęli się przyglądać scenariuszom do widowiska.
Obu początkowo zainteresowały skrypty, które wcześniej odrzucono, a następnie zatrudnili do pracy dobrze znanych w branży Davida Koeppa, Stevena Zailliana, a także najbardziej doświadczonego z nich, Roberta Towne’a. Ten miał okazję współpracować z Rogerem Cormanem jeszcze w latach 60’, a Cruise znał go z pracy nad “Szybkim jak błyskawica”. To właśnie wkład ostatniego okazał się z czasem najważniejszy, a po tym jak film ostatecznie otrzymał zielone światło David Koepp został zwolniony. Bardzo szybko jednak przywrócono go na dawne stanowisko i wraz z Towne’m zaczęli tworzyć scenariusz, mający - według samego de Palmy - wciąż zaskakiwać widzów.
Wiadomo było o sporej atencji jaką darzył serialowy pierwowzór Tom Cruise, ale deklarował ją także reżyser zbliżającego się wielkimi krokami widowiska. Jednocześnie jednak ani myślał o tym, by formuła mocno staroświeckiego, szpiegowskiego show wpłynęła na charakter nowego filmu, który z konieczności musiał być dostosowany do swoich czasów. Tymczasem przedstawiciele Paramount Pictures zatrudnili na stanowisku konsultanta Rezę Badiyi, odpowiadającego za reżyserię większości odcinków serii. Miał on zapewne, w opinii włodarzy studia, stać się łącznikiem pomiędzy starym i nowym. Twórca “Nietykalnych” w jednej z pierwszych rozmów z nim zapewnił go o tym, że jest ogromnym fanem pierwowzoru, ale jednocześnie powiedział, że film nie będzie miał z nim nic wspólnego, a zatem jego obecność na planie będzie powodowała jedynie niepotrzebne zamieszanie. Badiyi miał mu wtedy podziękować za szczerość i zdecydował się nie wziąć udziału w pracach nad nową produkcją.
Niezwykle istotną decyzją, do której de Palma przekonał Cruise’a, było ulokowanie pierwszych sekwencji filmu w Pradze, która rzadko pojawiała się w tym czasie w podobnym kontekście. Dość powiedzieć, że był to pierwszy wielki film kręconym w tym mieście od czasu upadku komunizmu, a w dodatku przygotowanie miejsca jeszcze przed dwunastodniowym okresem zdjęciowym, potrwało aż dwa tygodnie. Ekipa realizująca starała się bowiem odpowiednio oświetlić kluczowe miejsca w okolicach mostu Karola i nabrzeży Wełtawy, tak by uzyskać atmosferę starej Europy. Jakby zawieszonej pomiędzy dwiema epokami, co udało się zresztą tak dobrze, że miejscowi często zatrzymywali się, by sami uwiecznić na zdjęciach miejsce w którym żyli, ukazane jednak z nieznanej strony. Można się zastanawiać na ile taki wybór wpłynął na niezwykłą wręcz popularność stolicy Czech, w której później zrealizowano kilka głośnych blockbusterów.
Widowisko rozpoczynające słynną serię przeszło do historii głównie ze względu na dwie sekwencje: efektownego włamanie do siedziby CIA w Langley, w którym da się dostrzec inspiracje serialem CBS, a także wręcz absurdalnie efekciarski pościg Ethana za Phelpsem na dachu pociągu TGV, w którym uczestniczy również lecący helikopterem Franz Krieger. Problem Toma Cruise’a z kręceniem pierwszej z nich wynikał z tego, że aktor długo nie mógł złapać odpowiedniego balansu, wciąż lądując na podłodze, do momentu gdy nie włożył sobie do butów kilku monet. W drugim przypadku zgody na kręcenie zdjęć na francuskim pociągu nie wydali włodarze linii kolejowych. Od czego jest jednak nieodparty urok osobisty gwiazdora, który zjadł z nimi kolację i ostatecznie przekonał ich do tego, by udzielili pozwolenia na zrealizowanie tej doprawdy szalonej sekwencji.
Nie zadzieraj ze scjentologiem!
Mimo początkowych wątpliwości co do kwoty jaką ostatecznie trzeba będzie wyłożyć na produkcję, film udało się zakończyć bez konieczności zwiększenia budżetu, a w dodatku w czasie pierwotnie zaplanowanym, co oczywiście przywitano z entuzjazmem, panującym zwłaszcza wśród przedstawicieli producenta. Wszyscy spodziewali się sporego hitu, a w reklamę widowiska zaangażował się sam Apple, który wydał na nią aż 15 milionów dolarów. Uwzględniała ona grę (mającą swą premierę w 1998 roku), reklamy prasowe, a także specjalny trailer, w którym sekwencje obecne w serialu nagle przechodziły w te widoczne w filmie. Co ciekawe jednak promocja obrazu napotkała na bardzo nietypową przeszkodę w pewnym dużym kraju europejskim.
Wiązała się ona z już głośną w owym czasie przynależnością Toma Cruise’a do kościoła scjentologicznego, przeciwko czemu protestowano w Niemczech. Mocno zaangażował się w to zwłaszcza ówczesny premier Bawarii Edmund Stoiber, który wcześniej przeforsował zakaz wstępowania do służby cywilnej osób związanych z tą quasi-religią. Przeciwko filmowi oponowała również partyjna młodzieżówka CDU/CSU. Najwyraźniej zapomniano tu jednak o tzw. efekcie Barbry Streisand, bo w walkę z ich zdaniem niesłuszną dyskryminacją włączyła się organizacja założona przez Rona Hubbarda. Jej przedstawiciel stwierdził, że w żaden sposób nie finansowała ona filmu, a w późniejszym piśmie - skierowanym do kanclerza Helmuta Kohla - porównał bojkot obrazu do palenia książek przez nazistów w latach 30’. Inny prominentny przedstawiciel ruchu, John Travolta zorganizował spotkanie z ówczesnym prezydentem Billem Clintonem, nadając sprawie dodatkowego rozgłosu.
Ta z dzisiejszej perspektywy kuriozalna sprawa była tylko drobnym problemem na drodze do absolutnego sukcesu filmu, który na całym świecie zarobił niemal pół miliarda dolarów i oczywiście stał się początkiem wielkiej serii. Pozwolił zaliczyć kolejny wielki sukces Brianowi de Palmie, utrwalił absolutnie gwiazdorski status Toma Cruise’a, a w dodatku wypromował również m.in. Vinga Rhamesa, którego ponoć zatrudniono do roli w filmie głównie dlatego, że kompletnie odbiegał od stereotypu hakera komputerowego, utrwalonego w tamtym czasie w wielu filmach. Interesująco na ekranie wypadła również Vanessa Redgrave, której rola czarnego charakteru i mózgu całej operacji była początkowo pisana dla mężczyzny. Mimo deszczu pochwał, płynących z wielu stron, znalazła się naturalnie grupa, której widowisko w ogóle się nie podobało, rekrutująca się zwłaszcza wśród obsady serialu telewizyjnego.
Aktorzy serialu CBS, tacy jak Greg Morris czy Peter Graves, solidarnie skrytykowali film de Palmy, zarzucając mu przede wszystkim to, że bardzo mocno odbiegł od charakteru pierwotnego dzieła. Drugiemu z nich, grającemu w serii postać Jima Phelpsa, bardzo nie podobało się to jak skonstruowano w nim jego bohatera, granego w najnowszej odsłonie przez Jona Voighta. Najcięższe działa wytoczył najbardziej do dziś znany Martin Landau, który powiedział wprost, że film nie ma nic wspólnego z “Mission Impossible”, a twórcy niezbyt w jego mniemaniu dobrego scenariusza na początku planowali śmierć wszystkich głównych bohaterów jego serii. De Palma jednak, jak wcześniej wspominano, od początku chciał stworzyć produkcję mocno odbiegającą od pierwowzoru i to mu się niewątpliwie udało. A, że nie wszystkim ostatecznie przypadła ona do gustu? Cóż, c’est la vie…
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych