Fallout 5 i The Elder Scrolls VI, czyli czego oczekuję po kolejnych grach Bethesdy
Już za kilka tygodni na rynek wskoczy Starfield, wielce wyczekiwana produkcja Bethesda Game Studios, która to jest pierwszą single-playerową kreacją studia od 8 lat. Czas zacząć zadawać sobie pytanie, co dalej? Dziś zastanowimy się nad grami Fallout 5 i The Elder Scrolls VI.
Szczerze przyznam, że jakimś wielkim fanem produkcji Todda Howarda nigdy nie byłem, ale od czasu do czasu grywałem w różne jego produkcje. Liznąłem trochę Fallouta 3, Fallout 76, Skyrima, a nawet Obliviona i o ile były to produkcje naprawdę całkiem ciekawe, czegoś mi tam trochę brakowało. Starfield z drugiej strony rozpocznie zupełnie nową erę dla tegoż studia - pod wodzą Microsoftu możemy liczyć na nową jakość, praktycznie nielimitowane zasoby pieniężne i najlepsze wsparcie technologiczne. Tegoroczny Starfield Direct przekonał mnie, że warto będzie przyglądać się ekipie Todda Howarda, bo na pewno przygotują dla nas coś szalenie ciekawego.
Fallout 5 i The Elder Scrolls VI - kto sięgnie po grę?
To właśnie dlatego po raz pierwszy naprawdę zacząłem poważnie myśleć o tym, aby premierowo kupić następne The Elder Scrolls i Fallouta, po które w przeszłości nie sięgałem z aż taką ochotą. No i w sumie to dobra perspektywa, bo następne gry Bethesdy będą ogrywane przede wszystkim przez tych ludzi, którzy nigdy nie grali w Skyrima, Obliviona, Fallouta 3, czy nawet Fallouta 4 - wiadomo, winne temu będzie głównie to, że przy obecnym tempie tworzenia gier AAA TES VI dostaniemy w 2028, a Fallouta 5 pewnie jakoś w 2035 roku. Część z nas może tego też po prostu nie dożyć, dlatego Bethesda musi sięgnąć po młode pokolenie i świeżych graczy z długim stażem w branży. Jak zatem Todd powinien zawalczyć o naszą uwagę?
Przede wszystkim postawić w 100% na doświadczenie single-player. Już dziś mamy za dużo gier-usług i tytułów, które próbują być kolejnym Fortnitem, Apexem czy następnym GTA Online, a za te 5 czy 12 lat będzie z tym jeszcze gorzej i będziemy jeszcze bardziej spragnieni porządnych gier dla pojedynczego gracza. Zarówno Fallout jak i TES zyskały miłość graczy dzięki temu, że były fantastycznymi RPG-ami z epickimi lub mrocznymi opowieściami, które aż chciało się poznawać. A ich światy były jeszcze lepsze i jeszcze bardziej zachęcały do eksploracji oraz poznawania pobocznych pomniejszych historyjek. Niestety pomimo tego, że Fallout 76 i The Elder Scrolls Online pozwalają na poznawanie ich historii solo, nie są pełnoprawnymi RPG-ami dla solistów i nigdy ich nie zastąpią.
Mniejszy, ale bogatszy świat
W dzisiejszych czasach doszliśmy do momentu, w którym twórcy prześcigają się na to, kto stworzy większy świat. Wiecie, coś na zasadzie gdzie jedni chwalą się 1000 planet, a za chwilę przychodzą kolejni i mówią; "no to super ale my mamy 2 000 000 planet" czy jakiś inny bzdet. Światy puchną, robią się przytłaczająco wielkie i naćkane nic nie wartymi aktywnościami. Tutaj może przywołam głupi przykład, ale zdecydowanie lepiej pamiętam świat takiego Gothica, którego ogrywałem dobre 2 dekady temu, niż jakiekolwiek miasto z Assassin's Creed Valhalla, gdzie świat jest wprost masakrycznie wielki.
Dlatego najlepsze byłoby, gdyby zarówno TES VI jak i Fallout 5 miały mniejsze mapki, może tak w okolicach wielkości map Obliviona lub New Vegas, które były relatywnie skromne, ale bardzo bogate w ciekawe aktywności, znajdźki oraz z zapadającymi w pamięć lokacjami. Osobiście zakładam, że to jest kierunek, w którym pójdą twórcy za parę lat, bowiem ciągłe rozrastanie się światów nie doprowadzi do niczego fajnego, a tylko rozwali budżety gier powyżej tych 200-300 milionów dolców. Skromne mapy pozwolą też na bardziej ludzkie historie - to coś w czym błyszczy zwłaszcza Yakuza, której mapy można poznać na pamięć po paru godzinach, a napotkani NPC mają takie życiowe problemy, że niejeden raz można się wzruszyć.
Oczywiście wiadomo, że nie będzie to może 1:1 to co w serii RGG Studio, ale scenarzyści muszą się skupić na takich przyziemnych, realnych problemach jakie można mieć nawet w takim nierealnym świecie. No i na koniec kwestia DLC, bo takowe na bank będą się w tych grach pojawiać. Chciałbym, aby Todd Howard wraz z jego ekipą poszli w kierunku jednego dużego rozszerzenia, aniżeli wielu pomniejszych. To co robi w tej kwestii chociażby Horizon jest dobrym kierunkiem i myślę, że Bethesda mogłaby się zainspirować zarówno skalą jak i jakością tych rozszerzeń. Osobiście znacznie bardziej wolę dostać jedno DLC wielkości 1/3 podstawki, niż 3-5 malutkich pakietów na 1-2 godzinę rozgrywki - takie rozdrabnianie się nie prowadzi do niczego dobrego.
No dobra, dość o moich dyrdymałach. A czego wy oczekujecie po Bethesda Game Studios i przyszłych projektach złotoustego Todda Howarda?
Najlepiej będzie jeśli po Starfield Bethesda najpierw zajmie się produkcją...
Przeczytaj również
Komentarze (50)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych