The Crew: Motorfest (2023)

Graliśmy w The Crew: Motorfest! Sprawdźcie nasze wrażenia z nowej gry Ubisoftu

Piotrek Kamiński | 19.07.2023, 18:00

Pięć lat po premierze części drugiej, Ubisoft Ivory Tower wracają z trzecią częścią swoich wyścigów osadzonych w otwartym świecie. Tym razem jednak zdecydowano się nie na numerek, a podtytuł "Motorfest", podkreślający zabawowy, festiwalowy charakter rozgrywki, ponownie skupiającej się na rywalizacji z przyjaciółmi. Spędziłem z grą około czterech godzin i tak naprawdę to wciąż było za mało żeby sprawdzić wszystko, co bym chciał, ale coś tam już jednak mogę Ci opowiedzieć. Zapnij pasy i jedziemy!

Mała dygresja. Ponieważ PPE rozpoczęło egzystencję jako online'owy odłam magazynu PSX Extreme, który to słynie z przygód i nieoczekiwanych problemów podczas wszelkich wyjazdów na targi i inne pokazy, to nie inaczej musiało być i tym razem. Pierwotnie pokaz miał odbyć się w Berlinie, lecz z przyczyn niezależnych od organizatora, musiał zostać w ostatniej chwili odwołany (dosłownie w ostatniej - część kolegów zdążyła już przebić się przez odprawę na stronie linii lotniczych). Nie ma jednak tego złego, ponieważ dzięki zaradności całej ekipy, udało się skleić na szybko event online, z graniem w chmurze. Przyznam, że nie testowałem do tej pory tej opcji i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym jak dobrze to działało. Gra odpalona na potężnej bestii gdzieś w innym kraju, którą ja widzę na własnym monitorze i kontroluję podłączonym do komputera padem do PS5. Wrażenia naprawdę pierwsza klasa i tylko ze trzy razy miałem lekkiego laga, bo nie mogłem znaleźć żadnego kabla do internetu, a wiadomo, że Wi-Fi potrafi czasami, gdzieś tam się lekko zakrztusić.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Crew: Motorfest. Witamy na święcie wszystkich entuzjastów aut i wyścigów

Neonowo

Helikopter wyładowany chcącymi sprawdzić się za kółkiem, młodymi ludźmi (jednym z nich jesteśmy właśnie my) ląduje na rajskiej wyspie O'ahu. To właśnie tutaj ma miejsce wielkie święto samochodów, pod tytułem "Motorfest". Wyspa została podzielona na strefy zainteresowania, w których odbywają się wyścigi różnych kategorii, tutaj nazywanych Playlistami (coś jakby mini-kampanie fabularne) - na przykład na południowo-wschodnim krańcu wyspy znajdziemy wyścigi skoncentrowane wokół driftowania, a podświetlone na czas wyścigu neonami, przystrojone wielkimi smokami ulice jak żywo przywodzą na myśl stolicę Japonii. Ekipa, którą tam poznajemy, sposób w jaki ze sobą rozmawiają, jak ustawiają samochody przed wyścigiem, to wypisz, wymaluj "Szybcy i Wściekli: Tokyo Drift" z tą różnicą, że nie musimy aż tak długo pracować na ich szacunek i przyjaźń - chodzi przecież o dobrą zabawę, a nie wielką dramaturgię. Jeżdżąc z nimi możemy śledzić nienachalną, raczej ozdobną fabułę, zarówno w skali mikro, jak i makro. Najszerzej chodzi oczywiście o udowodnienie swojej wartości jako drifter, ale w samych wyścigach możemy posłuchać też przyjaznego przekomarzania się poszczególnych członków ekipy, dzięki czemu stają się oni dla nas kimś więcej niż tylko przypadkowymi imionami z listy w rogu ekranu.

Gdzie indziej weźmiemy udział w wyścigach off-roadowych, gdzie nie liczy się trzymanie żadnego konkretnego toru - byle przejechać przez rozstawione co jakiś czas punkty kontrolne. Chcesz sobie poskakać po wertepach, przeorać jakąś plażę? Żaden problem. Choć wyobrażam sobie, że jeżdżąc wraz z przyjaciółmi, kiedy liczy się każdy ułamek sekundy, każdy zdobyty metr przewagi, będziesz chciał szukać jak najbardziej płaskiego terenu, w jak najprostszych liniach. Z drugiej strony, nie po to w praktycznie wszystkich samochodach mamy zamontowany podtlenek azotu, żeby nie skorzystać z niego od czasu do czasu przed jakąś rampą i wzbić się na kilka sekund w przestworza (szczególnie zabawne takimi autami, jak klasyczny Volkswagen T2 "ogórek"). Bodajże jedynymi autami pozbawionymi podtlenku i w ogóle wszelkich nowoczesnych modyfikacji są te, którymi ścigamy się w Playliście klasycznej. Developerzy oddają nam w tych wyścigach do dyspozycji najbardziej ikoniczne auta w historii, które starano się odtworzyć tak wiernie, jak to tylko możliwe, aby gracz mógł usłyszeć ten sam gang silnika, poczuć niuanse wynikające z zastosowania konkretnych rozwiązań projektowych. Wyobrażam sobie, że na dobrej kierownicy wrażenia będą konkretne. Czwartym typem wyścigów są natomiast zmagania supersamochodów, przy których niezbędne są już bardzo szerokie tory i długie łuki, ponieważ zgraja kierowców gna tam z prędkościami, do których respekt czuje się nawet siedząc jedynie przed telewizorem.

Jak to w dzisiejszych grach, każdy wyścig kończymy przyznaniem nagród pieniężnych, za które kupimy sobie i dopasujemy do siebie wizualnie nowe auta. Można zmieniać wygląd części, kolorystykę, felgi - standard. Prócz kasy dostaniemy też części samochodowe, którymi poprawimy osiągi już posiadanych aut - od hamulców, przez zawieszenie, na mod-chipach kończąc. Większość gratów, które zdobywałem oznaczona była kolorami zielonym lub niebieskim, co pozwala przypuszczać, że na późniejszych etapach zabawy pojawią się też części złote i fioletowe. Dla laików i osób, które po prostu chcą sobie pojeździć wystarczy czytelna porównywarka części, na zielono/czerwono pokazująca różnice w osiągach w danej kategorii, ale maniacy dostaną oczywiście możliwość ręcznego ustawienia każdej, najmniejszej pierdoły pod siebie.

The Crew: Motorfest. Mnogość trybów zabawy i przyjemna dla oka oprawa graficzna 

Jazda po bezdrożach

Graficznie gra wygląda bardzo dzisiejszo - wyspa robi dobre wrażenie wizualne, raz za razem zachwycając wzorowo odtworzoną topografią i detalami. Wielokrotnie zatrzymywałem się żeby popatrzeć spokojnie na budynki, drzewa i inne ozdoby, ani razu nie zauważając przy tym aby coś wyglądało kulawo. Szkoda, że koła nie zostawiają widocznych śladów w piachu czy innym błocie, ale z drugiej strony byłby to tylko mało istotny detal, który wymagałby jednak przeznaczenia nań odrobiny mocy obliczeniowej i pamięci, a te lepiej spożytkować w inny sposób, na przykład na oświetlenie. To na tym polu "The Crew: Motorfest" błyszczy najjaśniej. Pełne słońce walące nam w twarz potrafi naprawdę oślepić, powodując przy tym również refleksy na "soczewce" śledzącej gracza kamery, ale już kiedy przefiltrować je przez liście drzew, staje się o wiele przyjemniejsze. Jednak nawet na Hawajach słońce nie może świecić cały czas. Kiedy na ulicach robi się mokro, trzeba oczywiście kompletnie zmienić technikę jazdy, ale nie jest to problem, bo dzięki ostrożniejszym zachowaniom na drodze łatwiej jest nacieszyć oczy sposobem w jaki mokry asfalt odbija światło. I nie chodzi tylko o to, że droga staje się jakby pół-lustrem, ale też o to jak światła aut "rozlewają się" po otoczeniu, znacznie mocniej akcentując wszystko dookoła. Najbardziej klimatycznie wypadają jednak wyścigi w pełnych ciemnościach. Jesteś tylko ty, off-roadowa trasa i światła twojego auta. Gdzieś w tle może szaleć akurat burza z piorunami, potęgując dodatkowo uczucie niepewności, które i tak towarzyszy nam, kiedy widzimy maksymalnie kilka metrów do przodu. Wtedy już dosłownie trzeba ściągnąć nogę z gazu aby być gotowym na ewentualne niespodzianki i nie podejmować pochopnych decyzji.

Kiedy ukończymy już odpowiednią ilość Playlist (tak to przynajmniej zrozumiałem), możemy wziąć udział w tytułowym festiwalu, gdzie bierzemy udział w specjalnych wyścigach i wyzwaniach, mających zmieniać się cyklicznie. Nie zdążyłem zaliczyć wszystkich, więc nie wiem do czego dokładnie event zmierza, czy jest jakaś końcowa nagroda, ale już nawet same typy wyścigów były ciekawe, ponieważ poza klasycznymi rajdami i robieniem kółek po torach mamy tu choćby slalom czy ucieczkę przed drugim autem, a ponoć czekają nas również takie atrakcje jak destruction derby, czy wyścigi generowane losowo z topografii wyspy, których to nie miałem jeszcze przyjemności sprawdzić. Nie oznacza to oczywiście, że standardowe Playlisty są tego typu ciekawostek pozbawione. Podczas robienia tej "japońskiej" musiałem zdobywać punkty driftując na niewielkim torze, a i wziąłem udział w bardzo przypominającym mojego ukochanego "NFS: Underground 2" drag race, gdzie jedyne, czym gracz musi się martwić to żwawy start i zmiana biegów w odpowiednich momentach. Krótka, ale super przyjemna zabawa. Na mapie systematycznie pojawiają się również niezwiązane z wyścigami wyzwania (najwyższa prędkość, itp.) oraz okazje do strzelenia sobie imponującej fotki. Próbuję przez to powiedzieć, że "The Crew: Motorfest" dosłownie przepełnione jest zawartością i nawet po czterech godzinach zabawy mam wrażenie, że zapoznałem się z raczej skromną częścią atrakcji przygotowanych przez developera - zwiastuny pokazują wyścigi motocykli, pojazdów wodnych i całą masę innych atrakcji. Ubi-game zrobiony tak, jak trzeba.

Co natomiast nie zagrało? Jak na ten moment nie podeszło mi dosłownie kilka spraw, choć i one są zapewne kwestią przyzwyczajenia. Ponieważ razem z nami po wyspie przemieszczają się również inni gracze, regularnie widzimy ich "duchy" śmigające ulicami. Zwykle oczywistym jest, że mamy do czynienia z innym graczem, więc póki nie jesteśmy w wyścigu nie musimy się nim przejmować - możemy zwyczajnie przez niego przejechać - lecz kilka razy zdarzyło mi się wjechać "w dupsko" NPCowi, myśląc, że dam radę się przez niego przebić. Druga sprawa to przeszkody stanowiące element tła - jak słupki, kraty, drzewa, krzaki. Większość z nich pięknie i bezproblemowo poddaje się przy kontakcie z naszym autem i rany, jakie to jest przyjemne, tak sobie wjechać na pobocze i kosić słupki, kamienne murki, czy nawet całkiem pokaźne krzaczory albo nawet małe drzewka i słupy telegraficzne. Problem w tym, że takiego mocniej ukorzenionego drzewa już nie ruszysz, zatrzymując się za to boleśnie, z tyłem auta zapewne wyrwanym w powietrze przez siłę uderzenia (brak wizualnych zniszczeń) i z początku ustalenie na ile możesz sobie pozwolić ścinając zakręt nie jest wcale takie oczywiste. W takich chwilach z pomocą przychodzić guzik do cofania akcji (trójkąt na padzie od PS5), ale irytacja jeszcze jakiś czas się utrzymuje.

"The Crew: Motorfest" powinien z powodzeniem nawiązać walkę z panującą w tym segmencie "Forzą Horizon". Pięknie zrealizowany teren zabawy, dziesiątki aut, które możemy ustawiać pod siebie ile dusza zapragnie, zróżnicowane na wielu poziomach tryby zabawy i możliwość przeskoczenia płynnie z samochodu w samolot (raczej nieskomplikowany model lotu) albo motorówkę sprawiają, że nowa propozycja Ubisoftu jest grą, którą aż chce się eksplorować. Ze względu na charakter eventu, mój serwer był raczej pustawy, lecz kiedy przy premierze zapełni się ludźmi i ich wynikami, bardzo łatwo będzie się w niej zagubić na całe godziny, choćby tylko po to żeby odcisnąć swoje piętno na cyfrowej wersji O'ahu. Bo przecież wiadomo, że zabawa zabawą, festiwal festiwalem, ale wszyscy, przede wszystkim, chcemy być najlepsi!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper