Ghost of Tsushima po trzech latach. Samurajska opowieść wcale się nie starzeje
Przyznam, że gdy na początku ubiegłego tygodnia dotarła do mnie informacja, że Ghost of Tsushima - największe dzieło studia Sucker Punch Productions - obchodzi swoje trzecie urodziny, bardzo mocno się zaskoczyłem. I nie ze względu na to, że zapomniałem, jaką mamy datę. Uderzyło mnie to, że minęły już trzy lata, odkąd dostaliśmy pozycję traktowaną niejako w formie domknięcia ery PlayStation 4.
Na samą premierę czekałem właściwie od pierwszych zapowiedzi. Od prezentacji pierwszego zwiastuna i krótkiego wycinka rozgrywki. Od chwil, gdy twórcy zapowiadali, jak dużą wagę przywiązują do kreowania świata. Od momentu, w którym zaczęła się ogólne budowanie narracji, że dostajemy wreszcie „Assassin’s Creed, na jakiego wszyscy czekaliśmy”. Od początku zapowiadało się genialnie.
I właściwie, jak myślę o tym z perspektywy czasu, przy złych obrotach spraw mógł to być balonik, który pękłby z podobnym hukiem, jak Cyberpunk 2077. Wszystko było tam tak budowane, że koniec końców nie było łatwo zaoferować fanom tego, co obiecywano. A jednak! Sucker Punch Productions udowodniło, że nie rzucała słów na wiatr, a samurajski honor ma dla niech spore znaczenie. Wyprodukowali ogromny hit.
Ghost of Tsushima
Może jestem w tym wszystkim naiwny, ale właściwie wystarczył sam prolog, żebym zrozumiał, że mam do czynienia z produkcją wyjątkową i taką, która - w najprostszych słowach - spełni moje oczekiwania. Tam absolutnie każdy element zagrał, a klimat, jaki dosłownie wylewał się z kolejnych stron opowieści, był nieporównywalny. Koniec końców z upływem godzin utwierdzałem się w przekonaniu, że nie tylko pokrywa się to z moimi wyobrażeniami, ale nawet je przerasta.
Co dodatkowo ważne, Ghost of Tsushima okazał się grą, która pomimo oferowania w pełni otwartego świata, nie zanudzała. Choć sama formuła była bardzo zbliżona do tego, co możemy kojarzyć między innymi z gier Ubisoftu, to w praktyce wypadało to lepiej i konkretniej. Poboczne misje nie były zapychaczami, a odbijanie posterunków wymagało nie tylko trybu berserkera na pełnej, ale niekiedy po prostu strategicznego myślenia.
W gruncie rzeczy, niepotrzebnie nawiązałem do misji pobocznych - warto wspomnieć bowiem o wątku głównym, który został zrealizowany kapitalnie. Czerpał całymi garściami z największych hitów japońskiego kina samurajskiego, a także wielu klasycznych mang. Te inspiracje widać na pierwszy rzut oka, ale jednocześnie nie były nigdy na tyle bezczelne, aby wprawiać w zakłopotanie i budować poczucie skopiowania czegoś.
Honor, rodzina, walka do końca. Z drugiej strony zdrada, chęć panowania i rządzą mordu. Perspektywa dobra zależy od punktu siedzenia. I co wybrać, gdy mierzą się ze sobą miłość i poddaństwo. Ghost of Tsushima ma misja zaprojektowane w tak doskonały sposób, że nie tylko dostarczają rozrywki na najwyższym poziomie, ale zmuszają do refleksji i przemyśleń, z których zazwyczaj wynikają konkretne morały.
Trzy lata później
Od pierwszego zetknięcia z grą minęły trzy lata - nieco mniej w kontekście Wyspy Iki. A ja dalej jestem zachwycony tym światem i dalej potrafię odkrywać coraz to nowsze elementy, które skrywają tereny przygotowane przez deweloperów. Nawet dziś, wsiadając na konia i jadąc przez rozłożyste tereny, poruszając się z wiatrem, można się w tym wszystkim cudownie zatracić i zapomnieć o otaczającym nas świecie.
Pomaga oczywiście decyzja deweloperska, która do dziś robi robotę - mocne ograniczenie interfejsu. Mieliśmy z tym do czynienia także w przypadku Red Dead Redemption 2 i w obu tych przypadkach był to strzał w dziesiątkę. I jeden z elementów, dzięki którym produkcje te się znacznie mniej starzeją i dalej, mimo zaliczenia lwiej części aktywności, zachęcają, aby spędzać z nimi czas.
Zresztą, sama warstwa wizualna stoi na najwyższym poziomie. Nawet przed podrasowaniem całości pod kątem obecnej generacji konsol było bardzo dobrze. Zasięg renderowania był świetnie zoptymalizowany, targane wiatrem pola zmiękczały serce, a brutalne sceny walki, gdzie nie brakowało momentów zakrawających na gore, wciskały w fotel. Dziś działa to tak samo, a poprawki choćby w oświetleniu podbijają wrażenia.
I choć z jednej strony zdaję sobie sprawę, że trzy lata to stosunkowo niewiele, to z drugiej faktem jest, iż w branży gier wideo to prawdziwy przeskok. To masa czasu i pewnie setki tysięcy wydanych gier (zarówno mniejszych, jak i większych). A Ghost of Tsushima dalej trzyma się swietnie. Dalej nie ma konkurencji w kontekście atmosfery, którą oferuje, tematyki, którą porusza i jakości, którą prezentuje od dnia premiery. Chapeau bas!
Dajcie kontynuację…
Wydaje mi się, że nie ma lepszej opcji na domknięcie tego tekstu, niż wyrażenie nadziei, że w praktyce przybliżamy się do premiery kontynuacji. To, że powstanie kolejna gra od Sucker Punch Productions, która osadzona będzie w podobnym klimacie, jest niemal pewne. Bardzo możliwe, że zostanie nazwana podobnie, albo zwyczajnie dostanie „dwójeczkę” przy tytule. Kiedy to jednak nastąpi? To wciąż wielka niewiadoma.
Mam ogromną nadzieję, że już niedługo dostaniemy konkretne ogłoszenie. Być może już w przyszłym roku dane nam będzie przeżyć podobną przygodę? A może jeszcze dwa lata? Nie wiem - poczekam. Wciąż da się świetnie bawić w Ghost of Tsushima, a jeśli tylko finalnie okaże się, że pełnoprawna kontynuacja oferuje podobny poziom, to mogę czekać nawet dłużej. Takie projekty zwyczajnie warte są cierpliwości.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Ghost of Tsushima.
Przeczytaj również
Komentarze (85)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych