Nintendo to ostatnia gwarancja jakości. Dlaczego Japończycy (prawie) nigdy nie zawodzą
Nintendo od zawsze kojarzone jest z zupełnie inną niż cała konkurencja polityką wydawniczą gier. Najpierw rywalizowali z Segą, a teraz z PlayStation i Xboksem, stając się idealną alternatywą dla graczy po prostu zmęczonych wieczną wojną o teraflopy, przez którą cierpią same gry.
Jeszcze 10 lat temu gdybym napisał tutaj, że moim zdaniem Nintendo tworzy najlepsze gry w branży, większość z was z miłą chęcią by mnie zlinczowała za herezje, aczkolwiek dziś gdy coraz więcej osób przekonało się o magii japońskiego producenta, zapewne wiele osób się ze mną zgodzi. Do dzisiejszego tekstu zainspirowała mnie ostatnia premiera gry Pikmin 4 i znakomite wyniki jakie osiągnęła, bo autentycznie nie spodziewałem się, że ten tytuł będzie aż tak dobrze odebrany.
Magia Nintendo - nie poczujesz, dopóki nie spróbujesz!
Pomimo tego, że Nintendo obiektywnie robi naprawdę świetne gry, wiele osób podchodzi do nich bardzo sceptycznie, przez co nigdy nawet nie próbują dać szansy produkcjom Wielkiego N. Sam ze wstydem przyznaję, że też kiedyś taki byłem - gdy patrzyłem na GBA, NDS, Wii czy inne sprzęty japońskiego koncernu, widziałem tam ze 2 ciekawe gry na krzyż, marudziłem że nie ma tam nic poza setnym Mario i w kółko wałkowanymi Pokemonami. Potem jednak zakupiłem Wii U, zagrałem w takie gry jak Super Mario 3D World, Yoshi's Wooly World czy też Bayonetta 2 i dosłownie wsiąkłem na amen! Momentalnie zacząłem żałować, że nie odkrywałem magii stojącej za tytułami Nintendo już lata wcześniej. Od tego czasu, każda gra przygotowana przez Nintendo jest dla mnie co rusz nowym odkryciem - od dzieciństwa nie czułem takiej frajdy, którą w sumie powinny dawać nam gry.
Mimo tego, że teoretycznie taki Mario jest męczony od blisko 4 dekad, za prawie każdym razem Nintendo potrafi zrobić coś tak świeżego i w sumie prostego, że dobrze znaną markę można co rusz odkrywać na nowo. Obecnie takich pokładów kreatywności nie ma w sobie ani PlayStation ani Xbox, którzy to działają bardzo zachowawczo i kreują się bardziej na mistrzów w widowiskowych, epickich i ogólnie rzecz biorąc mało odkrywczych blockbusterów. No i tutaj docieramy do sedna sprawy, którą chciałem dziś poruszyć.
Najwyższa jakość tylko dla najważniejszych serii
Nie od dziś wiadomo, że flagowe marki każdego z producentów cieszą się wielkim uznaniem i są ich takowym oczkiem w głowie. To właśnie dlatego możemy mieć absolutną pewność, że Spider-Man 2 będzie fantastyczny, że nowa gra Naughty Dog pokaże pazur, że Forza Motosport przebije branżowe granice, a Gears 6 ma szansę na pokazanie prawdziwej mocy Xbox Series X|S. Niestety co do pomniejszych IP takiej pewności już mieć nie można - ba, w przypadku Microsoftu nawet Halo zostało zaniedbane. Możemy się cieszyć, że Sony pracuje nad nieujawnioną jeszcze grą z cyklu Twisted Metal, a Xbox Series otrzyma State of Decay 3, ale za żadne skarby nie zakładałbym się z nikim o to, że obydwie gry osiągną średnią ocen powyżej 85%, bo dla obu firm nie są to gry o najwyższym możliwym priorytecie. Osobiście bardziej obstawiam, że oceny Twisted Metal znów zamkną się na 70-75%, a State of Decay 3 dostanie max z 80%, jeśli dostanie trochę miłości na start.
Przyzwyczajony trochę do takiego podejścia wydawców i deweloperów, średnio byłem zainteresowany premierą Pikmin 4 - co prawda słyszałem trochę o tej serii i wiedziałem, że dawniej bywała nawet niezła, ale byłem pewien, że to będzie bardziej niskobudżetowy, poboczny projekt na wakacyjną lukę w kalendarzu premier, aniżeli kolejny system seller. Wiecie, coś na zasadzie tego, że wyjdzie sobie przyzwoita produkcja na poziomie 7-8 na 10 w najlepszym wariancie. Jakże byłem jednak zaskoczony, gdy na Metacritic ujrzałem wymowne 87% średniej z recenzji - no normalnie szok!
Okazało się, że nawet nieobecna od dekady marka, która mało zawsze mało kogo interesowała, została potraktowana z należytą godnością i są tego odpowiednie efekty - w premierowym tygodniu w Japonii Pikmin 4 kupiło więcej osób niż w analogicznym okresie wszystkie poprzednie części razem wzięte! Oczywiście nie oznacza to, że Nintendo jest święte i wszystko czego się tknie, zamienia się w takie złoto jak Mariany, Zeldy, Metroidy czy seria Pikmin. Nawet Big N zdarzają się potknięcia pokroju Everybody 1-2 Switch! czy też Nintendo Switch Sports.
Niemniej jednak jeśli prześledzimy poczynania Nintendo w czasie ostatnich 10 lat, wychodzi na to, że naprawdę ogromna większość ich projektów do jakościowe perełki, a praktycznie każda odsłona każdej większej lub średniej marki to absolutny pewniak, który można z czystym sumieniem kupować w dniu premiery. Nie tylko Zelda czy Mario dają taką gwarancję jakości, ale nawet takie "popierdółki" jak WarioWare rzadko kiedy spadały w ocenach poniżej 75%. Ah, no i nie wyskakujcie mi tu z Pokemonami, bo za serię odpowiada GameFreak, czyli studio nienależące do Nintendo w żadnym stopniu.
Reasumując, moje zaufanie do Nintendo jest obecnie tak duże, że naprawdę jestem spokojny o każdy kupowany od nich tytuł, a następca Switcha na bank wleci u mnie w dniu premiery.
Który producent konsol najbardziej dba o jakość swoich gier?
Przeczytaj również
Komentarze (197)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych