Mortal Kombat bez elementów gore? Czy to miałoby sens?
Każda gra wideo ma swoje elementy charakterystyczne, duszę… Może to za duże określenie? Cóż, jestem przekonany, że wielu deweloperów, którzy wypruwali sobie żyły w procesie twórczym i wkładali serducha w produkcje, nad którymi pracowali, bez wahania stwierdziliby, że coś w tym określeniu jest. W końcu nawet produkcje z tej samej kategorii można od siebie w mniejszym lub większym stopniu rozróżnić.
Co więcej, bardzo często jesteśmy w stanie przypisać grom wideo pewne cechy, które mogą je podświetlać na tle innych. Dark Souls z wysokim poziomem trudności, Grand Theft Auto z tym gangsterskim klimatem, Marvel’s Spider-Man z cudownym Nowym Jorkiem, czy Minecraft i jego nieograniczone możliwości wraz z kanciastą grafiką. Właściwie każdy hit można w ten sposób określić.
Co więcej, łatwo o takie punktowanie także w kontekście przedstawicieli tych samych gatunków. Jeśli ktoś wspomni o brutalnej bijatyce, w której krew leje się na hektolitry, to nie trzeba być specem od branży, aby błyskawicznie stwierdzić, że chodzi o kultową serię Mortal Kombat. Co jednak się stanie, jeśli z produkcji kojarzonych głównie z pewnymi elementami je wydrzemy? Ostatnio pojawiło się sporo dyskusji w tym temacie…
Ale o co chodzi?
Gdy oczywiście robi się o jakimś temacie głośno, to musi stać za tym konkretny powód. I w tym przypadku nie było inaczej. W Internecie pojawiła się masa komentarzy odnośnie do tej kwestii, które zrodziła niedawna wypowiedź samego Eda Boona, który udzielił bardzo ciekawej wypowiedzi w rozmowie zorganizowanej przez portal IGN. Mężczyzna został zapytany, czy jest szansa na wprowadzenie do Mortal Kombat „bezpiecznego trybu”.
Odpowiedź była klarowna, choć na pewno nie odrzucała żadnej opcji:
Część definicji Mortal Kombat to właśnie te elementy. Czy naprawdę chcemy pozbyć się całej warstwy [...]? To nie będzie pełnia. Oczywiście, nie powiem jednoznacznie, że "ok, to jest deal-breaker - nigdy tego nie zrobimy". Zawsze staram się myśleć, co możemy uczynić, żeby zachować ducha tego, czym jest gra, ale jednocześnie chciałbym pozwolić streamerom [na pokazywanie gry - przyp. red.], bo doskonale zdaję sobie sprawę, że są oni obecnie ograniczeni. To jest dylemat.
Zaczęły się więc pojawiać opinie i komentarze wielu osób. W pewnym momencie odniosłem nawet wrażenie, że fani serii podzielili się na dwa obozy. W jednym z nich byli ci, którzy do gry oraz jej istoty podchodzą na poziomie kultu. Wszystko, co tam jest, powinno pozostać. I pozostać w takiej samej formie. A wszystkie odstępstwa od przyjętej normy traktowane są jako zamach na istotę produkcji.
Drugi obóz to oczywiście ci, dla których ma to znaczenie dużo mniejsze. Osoby, które opowiadały się za tym, aby dać możliwość wyboru i wprowadzić taki tryb - nawet kosztem przygaszenia elementu charakterystycznego dla całej serii. Pewnego fragmentu całości, który uznawany jest za spoiwo, serce całości, najważniejszy aspekt i niemal sens jej funkcjonowania. Wszak wychodzą z założenia, że to przecież zaledwie opcjonalność.
Niczym poziomy trudności!
I gdy tak czytam te wszystkie mini-wojenki, a przy tym sam rozmyślam na tym, czy nie byłoby to aby „zbyt wiele”, to szybko przychodzi mi do głowy internetowe starcie dwóch grup, które wznieca się przy każdej premierze produkcji z gatunku soulslike. Do ostatniej bitwy nie trzeba się wcale daleko cofać, bo miała ona miejsce przy okazji premiery Elden Ring. Wtedy też spierano się o poziom trudności.
Czy powinien on pozostać taki wysoki? A może warto dać możliwość wyboru? Albo nawet zwyczajnie zmniejszyć próg wejścia, by więcej graczy mogło spróbować swoich sił w tego typu produkcjach i pozostać przy nich na dłużej? Jak to zrobić, aby nie zabić istoty samych gier z tej kategorii, a przy tym jak najbardziej rozszerzyć potencjalną grupę odbiorców? Zadanie iście karkołomne, nie mam wątpliwości.
Sytuacja jest niemal identyczna. Tak tam, jak i przy Mortal Kombat, mówimy o czymś zaledwie opcjonalnym. Tam w kontekście kilku poziomów trudności (najbardziej hardcore’owi gracze dalej mogą grać na najwyższym), a tu na polu skali brutalności (fani tego elementu nie musieliby przecież nawet sięgać po nowy tryb). Mimo tego za każdym razem dyskusja powraca i jedni nie potrafią przekonać drugich.
Podsumowując…
Jeśli o mnie chodzi… Cóż, nie ukrywam, że chyba bliżej mi do tego, aby umożliwić wybór. Jako miłośnik gier wideo, bardzo chcę, aby dostęp do nich miało jak najwięcej osób. Nie lubię ekskluzywności. Nie potrzebuję budować w sobie poczucia, że ja coś potrafię zrobić, albo że coś mi nie przeszkadza, a dla innych jest to nie do przeskoczenia. W końcu wszyscy korzystamy dziś na tym, że gry weszły do mainstreamu.
Jednakowoż chciałbym zaznaczyć, iż gdybyśmy mówili tu o zmianie istoty gry, a nie oferowaniu wyboru, byłbym w pierwszym rzędzie przeciwników. Zgadzam się bowiem z panem Boonem - zabranie produkcjom ich charakterystycznych elementów byłoby ogromnym błędem. Winny one zostać tym, czy miały być od początku. I współgrać z początkową wizją twórców. Ewolucja to nic złego, ale zmiany w fundamentalnej warstwie nigdy nie kończą się dobrze.
Koniec końców, jeśli możemy mieć wybór to… Nic do tego nie mam. Jeśli nie będę chciał z niego skorzystać, to tego nie zrobię. Jeżeli natomiast sprawi, że pewne osoby będą mogły korzystać z zabawy, ale bez przeszkód, które są dla nich nie do przeskoczenia, to… Czemu nie? Choć bowiem mówimy o ważnych elementach, to na pewno nie takich, które są jedynymi wartymi uwagi. Soulslike to nie tylko trudność, Assassin’s Creed to nie tylko skakanie po budynkach, a Mortal Kombat nie oferuje wyłącznie krwi.
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych