Planszówki na deszczowe dni. Idealne i łatwe gry dla przynajmniej dwóch osób
Choć trwało to ciut dłużej, niż w rzeczywistości powinno, to chyba wreszcie możemy powiedzieć, że mamy jesień na pełnej. Za oknem szaro-buro, częściej pada, niż nie pada, a dni stały się jakieś takie bardzo krótkie. Wiecie - dłużej jest ciemno, niż jasno. Można dostać depresji i pewnie by tak było, gdybyśmy nie żyli w czasach, gdzie nawet bez wychodzenia z domu można się fenomenalnie bawić.
Fakty są natomiast takie, że obecnie nie musimy ograniczać się do jednej formy konsumowania treści. Wiadomo, że gry wideo, seriale na streamingu czy pełnometrażowe filmy, są uniwersalną opcją i najczęściej po nie sięgamy. Bywa również tak, że z uśmiechem wybieramy książki dostępne na półkach lub zabieramy się za porządki. Mam jednak wrażenie, że w dzisiejszych czasach bardzo rzadko stawiamy na gry planszowe.
A szkoda! Obecnie wyborów mamy tak wiele, żę nie musimy ograniczać się do tych najpopularniejszych jak Chińczyk, Warcaby, czy Monopoly. Każda z nich jest oczywiście cudowna, ale czasem warto sięgnąć po coś bardziej rozbudowanego. Z tego względu przygotowałem dla Was idealne i banalne do ogarnięcia gry planszowe, do których potrzeba zaledwie dwóch osób. Oto moje ulubione typy z ostatnich miesięcy!
Catan
Zacznijmy od jednego z największych klasyków na liście i tytuły, którego nie mogło tu zabraknąć. To pozycja, która rozpaliła we mnie miłość do gier planszowych i już na zawsze będzie miała specjalne miejsce w moim serduchu. Nie potrafię nie zachwycać się tą grą i nie umiem się przy niej nudzić. A liczne dodatki, które na przestrzeni lat urozmaicały zabawę, sprawiają, że można wracać i wracać.
Wsiąść do Pociągu
I kolejna oczywistość, której nie mogło tu po prostu zabraknąć. Fantastyczne jest to, że wystarczą dwie osoby, by się tu wyśmienicie bawić. Ale chyba zasad nie muszę przesadnie tłumaczyć, co? Kto zbuduje najwięcej udanych tras kolejowych, wygrywa! Proste, pomysłowe i bardzo wciągające. Ze znajomymi spędziliśmy tu setki godzin. A wierzcie mi na słowo - nauka jest błyskawiczna.
Takenoko
Jedno z moich największych odkryć ostatnich lat. To, jak urocza jest ta gra i jak bardzo potrafi wyzwolić w człowieku chęć rywalizacji (jednocześnie psocąc się osobie, z którą w danym momencie gramy), jest czymś niezwykłym. Prawdziwie bambusowa zabawa pełna nieprzewidzianych sytuacji, gdzie ścieżek do zwycięstwa jest naprawdę całe mnóstwo. Dajcie jej szansę - nie pożałujecie.
Patchwork
W najprostszych słowach - każdy z uczestników zabawy otrzymuje swoją planszę, na której następnie musi stworzyć śliczny wzór. Im więcej pól uda się wzorem zapełnić, tym więcej punktów w ostatecznym rozrachunku wpadnie na nasze konto. I choć brzmi to banalnie i monotonnie, to gwarantuję, że samej grze jest do tego bardzo daleko. To, jak się tu trzeba nakombinować, jest czymś niesamowitym.
Azul
Lubię patrzeć na ten tytuł, jak na takie mocno rozwinięte bingo. Z całym mnóstwem opcji do wyboru, ścieżek gonienia do zwycięstwa i tym takim sznytem czerpiącym z gier jak Calico czy wspomniany punkt wcześniej Patchwork. Tu jednak, zamiast tkać, budujemy mozaiki. I zdecydowanie warto robić to z rozwagą i pomysłem, bowiem bardzo szybko może się okazać, że wybraliśmy kierunek, którym nie powinniśmy podążać.
Everdell
Jedna z piękniejszych gier planszowych, jakie kiedykolwiek widziałem. Serio. Tu absolutnie wszystko do siebie pasuje. Cudowna, trójwymiarowa plansza, sporo opcji zabawy i cudowny pomysł na fabułę samej gry. Jeśli szukacie czegoś prostego, a jednocześnie bardzo mocno rozbudowanego, to nie możecie wybrać lepiej, niż właśnie Everdell. I bardzo łatwo to rozwinąć, albowiem dodatków nie brakuje.
Kawerna: Jaskinia kontra jaskinia
Malutki, ale jakże cudowny projekt! W praktyce jest to oczywiście uszczuplona wersja doskonale znanej gry od Uwe Rosenberga. A jej założenia są proste - musimy rywalizować z drugim graczem, aby szybciej, sprawniej i z większym rozmachem urządzić naszą sieć jaskiń. W tym celu potrzeba nam wielu surowców, sporej liczby pracowników i przede wszystkim miejsca. A jest o co walczyć - nasze plemię nas potrzebuje!
Santorini
Najnowsze odkrycie, jakie zanotowałem, ale nie skłamię, jeśli napiszę, że jedna rozgrywkę zajęło mi, aby się w nim zakochać. Nazwa jest zresztą wymowna i gwarantuję, że klimacik, który poczujecie, budując kolejne kolumny, bardzo mocno przywodzi na myśl wyspiarską Grecję. Stylistycznie coś pięknego, a jeśli chodzi o pomysł na rozgrywkę, to po prostu najwyższy poziom. Prostota i perfekcja!
Abalone
Dwie ostatnie gry są pozycjami typowo pod rywalizację i w założeniach dużo bardziej przypominają Warcaby, czy Szachy, niż - powiedzmy - Monopoly. Jeśli chodzi o Abalone, to jest to rzeczywiście swego rodzaju wariacja na temat wspomnianych gier, gdzie za pomocą naszych kulek do gry, musimy zepchnąć te, które posiada rywal. Aby to zrobić, musimy w rzędzie posiadać o jedną więcej, niż zamierzamy wypchnąć. Oczywiście mocno to upraszczam!
Pentago
Na sam koniec Pentago! Założenia z banalnego i uwielbianego “Kółka i Krzyżyk”, ale podkręcone o kilka stopni i wymiarów. Po pierwsze - mamy ułożyć pięć kulek w rzędzie, a nie trzy. Po drugie - plansza to 6x6 pól. Po trzecie i najważniejsze - ruszamy nie tylko wspomnianymi kulkami, ale także planszą. A właściwie czterema kwadratami 3x3, z których owa się składa. Gwarantuję, że może się zakręcić w głowie!
Przeczytaj również
Komentarze (37)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych