Kolekcjonerstwo wraca do łask? W kioskach pojawiają się karty Dragon Ball!
Jestem typem kolekcjonera i w zasadzie zamiłowanie do zbieractwa jest ze mną od dziecka. Już od najmłodszych lat zbierałem wszystko, co tylko miało dla mnie pozytywne skojarzenia i było oknem na większy świat. Jako że rzutem na taśmę załapałem się na lata 90., to na początku XXI wieku miałem przyjemność kolekcjonować całą masę mniejszych i większych wspaniałości.
Od takich bzdur jak kapsle po piwie, przez klasyki jak auta z gum turbo i tazosy z Pokemonami aż po karty Dragon Ball i naklejki z rogalików Chipicao. Miałem przyjemność zbierać to wszystko, wymieniać się z kumplami w szkole podstawowej i na podwórku, a potem bawić się przy pomocy wszystkich tych małych cudeniek i nutki mojej wyobraźni. Czas jednak mijał, a we mnie niewiele się zmieniło.
Oczywiście - obiekty zainteresowania były nieco inne, ale dalej składowałem w pokoju wszystko, co miało jakąkolwiek wartość kolekcjonerską i dawało mi poczucie dążenia do zebrania całości. Taki case “złapania ich wszystkich” w odniesieniu do masy rzecz. Prasy o grach wideo, Bravo Sportów, kart Yu-Gi-Oh!, fizycznych wydań gier wideo, kart z piłkarzami, zestawów LEGO i wiele, wiele więcej…
Moda powraca?
Nie zamierzam jednak pisać tu rozprawki o historii mojego zbieractwa, bo pewnie zabrakłoby mi na to miejsca nawet w tak bezgranicznie wielkim medium, jakim jest Internet. Chciałbym pogadać o czymś, co w ostatnim roku było dla mnie jedną z największych niespodzianek i jednocześnie jednym z najwspanialszych powrotów, z jakimi miałem do czynienia w moim życiu. A mowa o…
Kartach Dragon Balla! Tak jest! Ileż musiało minąć od czasów, gdy mogliśmy szukać w kolejnych paczkach Chio nowych dóbr do kolekcji, abyśmy znów mogli - ze zbliżoną frajdą - zapełniać albumy nowymi kartami. Mowa tu oczywiście o zestawie Dragon Ball Super: The Legend of Son Goku, który pojawił się w Empikach, a także w kioskach w całej Polsce. Tym razem jednak w formie losowych paczek (niczym tych piłkarskich).
Powiedzmy sobie jednak szczerze - czy jest to samo? Cóż, nie. Same karty mają nieco inną formę, niespecjalnie nimi pogramy, a ponadto wychodzą stosunkowo drogo. No i do uzbierania jest ich ponad trzydzieści. Z drugiej strony, większość z nas - w przeciwieństwie do tamtych czasów - ma dziś stałą pracę i może sobie pozwolić na spełnianie dziecięcych marzeń. A to jedno z nich.
Powiem wprost - osobiście uzbierałem cały album i jestem z tego powodu przeszczęśliwy. Nie zliczę, ile ostatecznie straciłem pieniędzy na dziesiątki powtórek (można oczywiście korzystać z opcji wymiany na OLX, Vinted, czy grupach tematycznych), ale satysfakcja z zapełnienia albumu oraz samego trafiania nowych kart w paczkach, była ogromna. I dawała dokładnie to poczucie dziecięcej, niczym nieskrępowanej radości. Coś pięknego.
A to nie koniec!
Co jednak wyjątkowo ważne, na tym nie koniec! Okazuje się bowiem, że sprzedaż kart była na tyle dobra, że obecnie w sklepach znajdziemy dwie nowe kolekcje. One Piece: Epic Journey (którą, pochwalę się dla własnej satysfakcji, również już skończyłem), a także Dragon Ball: Universal Collection (tym razem obejmujące wszystkie cztery serie anime, a nie tylko najnowszą).
Czy jest to tanie hobby? To pewnie pojęcie względne, ale obiektywnie rzecz biorąc - jest dużo tańszych. I choć oczywiście koszta można zminimalizować poprzez nabywanie wszystkiego poprzez grupki i za pomocą wymian, to osobiście jestem w tej grupie, która uważa, że część przyjemności to właśnie ta losowość i ekscytacja, która rodzi się przy okazji trafienia nowych kart i zapełniania kolejnych stron. Uwielbiam to uczucie.
Ważne jest również to, że biorąc pod uwagę skalę zainteresowania, które doskonale można wyczuć po liczbie postów na grupach o anime, natężeniu nowych materiałów na YouTube, a także tempie schodzenia nowych dostaw z saloników prasowych i Empików, wszystko będzie prawdopodobnie kontynuowane. A wystarczy spojrzeć na zagraniczne kraje (jak Włochy), aby przekonać się, jak wiele podobnych kolekcji może u nas jeszcze zadebiutować.
Karty z różnych sag, naklejki z przeróżnych kultowych anime… Jest w czym wybierać. I choć dziś proces jest mimo wszystko łatwiejszy niż kiedyś, a przez dostępność i otwartość na towary z całego świata, nie ma w tym już tej iskierki magii sprzed lat, to wciąż mówimy o czymś, co daje niebywałe pokłady satysfakcji. Zwłaszcza dla takich osób jak ja, których dzieciństwo mocno związane jest emocjonalnie z kolekcjonowaniem rzeczy związanych z popkulturą.
Oby tak dalej!
Szczerze liczę, że to dopiero początek. Rynek mang jest już u nas duży, ale dzięki streamingowi rośnie także dostępność anime. Kolejne filmy z Japonii trafiają do naszych kin, a w Europie i Ameryce coraz chętniej i z większą odwagą próbuje się aktorskich adaptacji popularnych animacji z Kraju Kwitnącej Wiśni. To z kolei sprawia, że powoli można to coraz lepiej w naszym kraju spieniężać.
Liczę, że do naszego kraju dotrą także te karty Dragon Balla z wyższej półki (w szerokiej dostępności), a prócz tego również inne kolekcje, jak choćby naklejki z Dragon Balla czy One Piece. Może natomiast coś wróci do chipsów? Albo batoników? Kto wie… W końcu historia lubi zataczać koło, a moda bardzo często wraca. Wierzę, że tak będzie i w tym przypadku.
Przeczytaj również
Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych