Palworld to prawdziwy hit! Skąd tak duży sukces "pokemonów z giwerami"?
Raz na jakiś czas, a w przypadku sporego urodzaju nawet kilka razy do roku, dochodzi do sytuacji, w której jakiś tytuł wybucha. I to w tym pozytywnym znaczeniu - eksploduje jego popularność i niemal wszędzie możemy o nim przeczytać i usłyszeć. Wtedy, niezależnie od gatunku i typu produkcji, jest ona na ustach mas i staje się - pozwolę sobie tu na zapożyczenia - społecznym viralem. Przynajmniej wśród fanów popkultury.
Czasem jest tak, że ta popularność utrzymuje się przez długi czas (jak miało to miejsce na przykład w przypadku Minecrafta czy Fortnite), a niekiedy szum okazuje się krótkotrwały, a deweloperzy niespecjalnie wiedzą, jak nim zarządzać. Czasem można odnieść wrażenie, gdy już wielkie hity upadają, że twórcy nie byli przygotowani na taki strzał. Z jednej strony jest to smutne, ale z drugiej… Całkowicie zrozumiałe.
Niemniej, nie zawracajmy sobie głowy tym, co za nami. Tak się bowiem znakomicie składa, że na pierwszy “złoty strzał” roku 2024 długo czekać nam nie przyszło. Palworld zadebiutowało - choć wciąż, co ważne, we Wczesnym Dostępie - i błyskawicznie porwało miliony fanów do zabawy. A wyniki są najlepszym dowodem tego, że początkowe kontrowersje mogły być niczym manna z nieba dla twórców. Ale o tym zaraz.
Palworld
Zacznijmy od początku! Palworld przedstawiono nam po raz pierwszy jeszcze w 2022 roku, aby później, od czasu do czasu, prezentować nam nowe materiały związane z samą grą. Cóż, nie muszę chyba mówić, że już ponad 1.5 roku temu tytuł ten wywołał spore zamieszanie. Czy mam tu jednak na myśli takie, jakie obecnie panuje wokół produkcji? Bynajmniej! Chodziło o kopiowanie Pokemonów.
Albo, będąc bardziej dosadnym, skopiowanie Pokemonów i dorzucenie do nich mechanik z kilku innych gier Nintendo. Oraz maszynowych spluw. Brzmiało to absurdalnie i nie ma ani trochę przesady w tym, że tytuł budził bardziej zainteresowanie pod kątem tego, czy pojawi się pozew od japońskich gigantów branży, aniżeli samej rozgrywki. A jednak, z każdym kolejnym zaprezentowanym materiałem, robiło się głośniej.
Nikt nie mógł się chyba jednak spodziewać tego, jak będzie wyglądała sama premiera. Tytuł zadebiutował we Wczesnym Dostępie na Steam i Xboksach 19 stycznia i od tamtego czasu niemal z dnia na dzień rośnie. W niebotycznym tempie! Twórcy potrzebowali zaledwie ośmiu godzin, aby dobić do miliona sprzedanych kopii. Mało tego - wystarczył cztery dni, by przekroczyć sześć milionów sprzedanych egzemplarzy.
Na tym oczywiście nie koniec, w momencie pisania tego tekstu, tytuł jest najpopularniejszą produkcją na Steam (liczba graczy na serwerach od jakiegoś czasu niemal nie schodzi poniżej miliona), a dodatkowo udało się dobić do 1 585 482 miliona graczy jednocześnie w peaku, co pozwoliło grze wskoczyć na trzecie miejsce pod tym względem w historii platformy Valve. Robi wrażenie? Musi robić.
Skąd fenomen?
Choć pewnie w najbliższych tygodniach, a nawet miesiącach, pojawi się jeszcze sporo różnego rodzaju dywagacji i rozważań w temacie tego, za czym kryje się sukces Palworld, to moim zdaniem odpowiedzi są dość proste. Tak proste, jak same założenia rozgrywki, które doskonale znamy z wielu innych produkcji. Survival z łapaniem potworków. Połączenie schematów znanych i lubianych. Bazowanie na zabawie w najczystszej postaci. To daje wiele.
Kolejna kwestia to oczywiście efekt kuli śnieżnej. Jasne, aby go osiągnąć, trzeba zagwarantować sobie początkowy sukces, natomiast w tym przypadku - dzięki kontrowersyjnym skojarzeniom - głośno o produkcji było jeszcze przed premierą we Wczesnym Dostępie. Później jednak idzie błyskawicznie. Jest milion kopii, więc jest głośno, więc kolejni chcą spróbować.
Potem mamy ponad 1.5 miliona na Steamie w jednym momencie, więc zaczyna się mówić o tym w kontekście fenomenu. A jako społeczeństwo na wskroś przebodźcowane, często zmagamy się z FOMO. Gdy więc pojawia się tytuł, o którym mówią wszyscy i traktowany jest niczym objawienie, każdy chce spróbować. Nieważne, czy gra mu podejdzie i zostanie na długie godziny, czy kompletnie nie - liczby się nabijają.
A nic tak nie działa na wyobraźnię, jak właśnie one. Nie bez przyczyny twórcy chwalą się wynikami sprzedażowymi swoich gier. Gdy w końcu coś podoba się większości, to jest statystycznie większa szansa, że spodoba się również i nam. A Palworld, mieszając wspomnianą zabawę z rozgłosem, serwuje mieszankę prawie tak gorącą, jak samo połączenie Pokemonów i cozy survivali.
Co dalej?
W ramach swego rodzaju domknięcia koła, pozwolę sobie wrócić do tego, o czym napomknąłem już we wstępie. Czasem takie gry żyją długo i przez lata cieszą się niesamowitą popularnością, a niekiedy szybko upadają. Jestem niezwykle ciekaw, jak będzie w przypadku Palworld. Chowanie niedociągnięć za łatką Wczesnego Dostępu jest skuteczne, ale ma swoje granice. To jak z pudełkiem lodów - początkowo są smaczne, ale po czasie dostrzegamy coraz więcej sztuczności w smaku i zaczyna boleć nas brzuch.
A warto przypomnieć, że za stworzeniem hitu ostatnich dni stoi azjatyckie Pocketpair. Dokładnie to, które lata temu wypuściło w Early Access grę zatytułowaną Craftopia (oskarżani byli o kopiowanie Zeldy). Wtedy było o tytule całkiem głośno, a dziś już mało kto o nim pamięta. I dość powiedzieć, że dalej tkwi we Wczesnym Dostępie. Tu sukces jest znacznie większe i znacznie trudniej będzie nim operować. Niemniej, jeśli się uda - a potencjał na rozwój w takim gatunku jest gargantuiczny - to mają swoją znoszącą złote jajka kurę. Prawdopodobnie z giwerą.
Przeczytaj również
Komentarze (26)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych