Rise of the Ronin - zlejcie mnie, ale obecnie ta gra nie wywołuje u mnie efektu "WOW"
Rise of the Ronin oraz Final Fantasy VII Rebirth to dwa flagowe tytuły wchodzące w skład line-upu Sony. O ile na tę drugą propozycję czekam z wywieszonym jęzorem od pierwszego trailera, nie mogąc doczekać się ponownego wrzucenia w wir akcji z Cloudem, Tifą, Aerith w roli głównej, tak przy nadchodzącej pozycji zespołu Team Ninja takie pożądanie w ogóle nie występuje.
Gdzie leży problem? Team Ninja to japoński deweloper, który jest znany przede wszystkim z serii NiOh, a niedawno zapewnił również Wo Long: Fallen Dynasty. Są to produkcje, które stawiają przede wszystkim na wymagającą walkę, odkładając na boczny tor historię główną, przedstawianie tematyki świata w sposób angażujący, jak i samą oprawę wizualną.
Nigdy nie było mi po drodze z soulslike'ami i nie spędziłem zbyt dużo czasu - czy to z NiOh, czy Wo Long - z produkcjami tegoż dewelopera. Stosuję zasadę, że gdy męczę się przy jakiejś grze, to nie ogrywam jej na siłę. A tak właśnie było z NiOh przy każdej próbie. Złe wspomnienia nie pozwalają mi wsiąść do hype trainu z podpisem "Rise of the Ronin".
Katany i karabiny w górę
Jednocześnie nie oznacza to, że do Rise of the Ronin nie usiądę już w okolicach premiery, aby znowu spróbować swoich sił w twórczości japońskich twórców - dotychczas obiecali oni, że przygoda Ronina będzie ich najbardziej przystępną pozycją, która będzie posiadała nawet 3 poziomy trudności. Jest to spowodowane przede wszystkim tym, że tytuł postawi nacisk nie tylko na wymagające walki, ale również historię, aktywności w świecie czy eksplorację. Nie otrzymamy więc typowych, soulslike'owych korytarzowo-podobnych lokacji znanych największym fanom soulsów (pomijając taki wybryk, jak Elden Ring), a zamiast tego otwarty świat.
Otrzymamy możliwość zwiedzenia 3 wielkich miast w Japonii oraz okolicznych wsi. Mówiąc o większych lokacjach znajdziemy się w Edo (dzisiejsze Tokio), Kioto (stolica Cesarstwa) oraz Jokohamie (porcie dla handlu międzynarodowego). Każde z miast zapewne przedstawi inną historię, bo fabuła pozwoli poznać przeszłość, teraźniejszość i plany na przyszłość 3 frakcji - Sabaku, Tobaku i Obei. Oczywiste jest, że każda z nich zaoferuje nowe tereny do zwiedzenia, umożliwi poznanie kluczowych dla fabuły bohaterów czy być może przedstawi też inne style walki.
W Rise of the Ronin nie zabraknie również wyborów, lecz nie tylko tych kosmetycznych wpływających na sposób dialogu z rozmówcami, ale również tych ważniejszych, przez co rozumiemy zabijanie ważnych postaci, sprzymierzanie się z danymi bohaterami czy zawieranie sojuszy. Wszystko to ma wpływać na bieg historii i być może zbliżać do danych zakończeń gry.
Strzeżcie się toporności rozgrywki!
Eksploracja w dużej mierze będzie przypominać Ghost of Tsushima. Nie znamy szczegółów nt. dodatkowych aktywności i tego, czy będzie ich tak dużo, jak we wspomnianym hicie ekipy Sucker Punch, ale zdradzono już, że do szybkiego przemieszczania się użyjemy haku z liną, szybowca w kształcie ptaka pozwalającego latać w powietrzu... a jestem pewny, że to tylko wierzchołek góry lodowej.
Team Ninja za sprawą NiOh udowodniło, że potrafi przygotowywać ciekawe rozwiązania w rozgrywce - mechaniki. Rise of the Ronin nie zapowiada się na nudną pozycję, a starcia będą zróżnicowane, bo będziemy mogli użyć katany, włóczni, łuków czy nawet karabinów. Już wyobrażam sobie te zaawansowane kombinacje, dzięki którym walki z oponentami będą wywoływać uśmiech na twarzy.
Obawiam się natomiast potencjalnej toporności gry oraz warstwy technicznej - trochę niczym w Starfieldzie. Jeśli produkcja będzie przemyślana pod wieloma względami, ale przy tym wyglądać bardzo słabo pod względem grafiki, a także będzie posiadała masę ekranów wczytywania czy nieintuicyjnego sterowania bohaterem, to szybko może wkraść się "zmęczenie".
Jesteśmy już w połowie dziewiątej generacji konsol, więc oczekuję od twórców, że zapewnią nam przyjemne dla oka animacje. Nie na miarę Naugty Dog i serii The Last of Us, ale przynajmniej takich, które widzieliśmy przy A Plague Tale Requiem. Do tego jeśli walka ma być dynamiczna, to niech w parze idzie płynność (przez co rozumiem stałe 60 FPS-ów). Myślę, że nie wymagam bardzo dużo od Team Ninja i w marcu będę zapoznawał się z Rise of the Ronin z wielkim bananem na twarzy.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Rise of the Ronin.
Przeczytaj również
Komentarze (185)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych