Netflix

Netflix dowodzi, że z niskobudżetowych i średniej półki projektów da się stworzyć prawdziwe blockbustery

Łukasz Musialik | 25.02, 17:00

Netflix to nie tylko platforma streamingowa, która oferuje dostęp do tysięcy filmów i seriali z całego świata. To także producent własnych treści, które często biją rekordy popularności, zyskując uznanie wśród krytyków i widzów.

Oczywiście nie ma platformy idealnej i zawsze znajdą się „niewypały”, źle zainwestowane pieniądze w projekty, które miały szansę na sukces, a przez złą realizację i słaby marketing poszły na dno.

Dalsza część tekstu pod wideo

Niemniej Netflix ze średniego budżetu przy nieznanych nikomu aktorach potrafi stworzyć świetne produkcje. Jak największa platforma streamingowa na świecie osiąga ten sukces, tworząc blockbustery z niskobudżetowych lub średniej półki projektów? Trzyma się kilku żelaznych zasad. 

Znajdowanie nisz i luk na rynku

Netflix

Netflix nie boi się ryzyka i eksperymentów. Zamiast podążać za trendami i konwencjami, platforma stara się znajdować nisze i luki na rynku, które mogą zaspokoić potrzeby i zainteresowania różnych grup widzów. Analizuje dane i preferencje swoich użytkowników, aby dostosować swoją ofertę do ich gustów i oczekiwań — słynne kciuki oceniające produkcje po skończonym seansie nie są przecież dla picu. Nie ogranicza się do jednego gatunku lub stylu, ale próbuje je łączyć i mieszać (najlepsze ich elementy) tworząc oryginalne i zaskakujące połączenia. 

Przykładem takiego podejścia jest „Gambit królowej”, który opowiada o młodej szachistce w latach 60. XX wieku. Serial ten łączy w sobie dramat, thriller, kostium, sport i feminizm, tworząc niezwykle wciągającą i emocjonującą opowieść. Serial ten stał się jednym z największych hitów Netflixa, oglądanym przez ponad 62 miliony gospodarstw domowych w ciągu pierwszego miesiąca. Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji, bo o ile historia została oparta na powieści, a Beth to postać fikcyjna, to pozwano stację na kwotę 5 milionów dolarów za nieprawdziwe przedstawienie życia prywatnego arcymistrzyni szachów, jaką była Nona Gaprindashvili. Chodziło dosłownie o kilka słów z 37-minuty ostatniego odcinka, w którym to spiker (zapowiadając naszą uzależnioną od prochów bohaterkę) przyznał, jakoby żadna kobieta (a zwłaszcza w Rosji) nie mierzyła się wówczas w szachach z mężczyznami, co według wspomnianej arcymistrzyni było nieprawdą, gdyż do 1968 roku, czyli dokładnie wtedy kiedy toczy się akcja ostatniego odcinka, rozegrała ich co najmniej 59, wiele z nich wygrywając. 

Pomijając kompletnie te kwestie, jakich stacja ma wiele na głowie, pamiętam, jak sam z ciekawości włączyłem serial, aby obejrzeć tylko jeden odcinek. Była to niedziela, a ja miałem dzień wolny od pracy. Zanim się zorientowałem byłem już na ostatnim siódmym odcinku zatytułowanym „Gra końcowa”. No pochłonął mnie do reszty. A nie była to iście droga produkcja. Oczywiście takich przykładów mógłbym wymienić więcej. Uważam, że pod względem jakości z każdym rokiem jest lepiej i lepiej, choć wpadki też się zdarzają (to nieuniknione). To zupełnie inna platforma niż jeszcze 2-3 lata temu. Z pozycji wielkiego fana wszelkiej maści filmów dokumentalnych, mogę z pełnym przekonaniem i spokojem napisać, że żadna z platform streamingowych, które działają w Polsce, nie ma aż tak zróżnicowanego portfolio tylu „reprezentantów” tego gatunku. HBO Max tylko czasem mnie zaskoczy, a Disney+ lub Amazon Prime Video? Tam to już zupełnie śmiech na sali. Rozumiem, że każda z platform stara się skierować tytuły pod gusta swoich widzów, ale Netflix robi to na znacznie  lepiej i na większą skalę, wypuszczając o wiele więcej produkcji, które stają się prawdziwymi blockbusterami, a nie są to w większości drogie w produkcji filmy / seriale. 

Inwestowanie w talenty i jakość

Netflix

Teraz jest troszkę inaczej niż jeszcze kilka lat temu. Netflix w wielu produkcjach nie oszczędza na jakości swoich produkcji. Ale nie polega na znanych i drogich gwiazdach z Hollywood, które często nie gwarantują sukcesu kasowego. Oczywiście angażuje też tych bardziej rozpoznawalnych aktorów, reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy mają doświadczenie i wizję, ale to nie oni odpowiadają za największe sukcesy, jakie osiąga platforma. Poza tym Netflix daje reżyserom i scenarzystom dużą swobodę twórczą i nie ingeruje w ich proces artystyczny. Dba także o wysoki poziom techniczny i wizualny swoich filmów / seriali, korzystając z nowoczesnych technologii i efektów specjalnych. Ale to właśnie te droższe w realizacji produkcje, często nie spełniają pokładanych w nie nadziei, kończąc zwykle na przeciętnej oglądalności ze średnią oceną i opinią wśród widzów i krytyków filmowych. Siła tej platformy tkwi w mniejszych, na pierwszy rzut okaz niedocenianych projektach.

To, co uważam za dobrą i słuszną decyzję, to nieograniczanie się tylko do amerykańskiego rynku. Współpracując z twórcami z różnych krajów i kultur, Netflix tworzy zróżnicowaną i bogatą ofertę. Przykładem takiej  produkcji jest „Roma”, która  opowiada o życiu meksykańskiej gospodyni domowej w latach 70. XX wieku. Film ten został wyreżyserowany przez Alfonso Cuaróna, zdobywcę Oscara za „Grawitację". Nakręcono go w czerni i bieli, z udziałem nieznanych aktorów, z dużą dbałością o szczegóły historyczne i społeczne. Obraz ten zdobył wiele nagród, w tym trzy Oscary, za najlepszą reżyserię, najlepszy film nieanglojęzyczny oraz za najlepsze (piękne) zdjęcia.

Budowanie lojalności i zaangażowania widzów

Netflix

Ważnym aspektem sukcesu jest budowanie lojalności i zaangażowania wśród swoich widzów. Netflix stara się utrzymywać kontakt i dialog ze swoimi użytkownikami, wykorzystując do tego media społecznościowe, newslettery, podcasty, quizy, gry i inne formy interakcji. Platforma zachęca do dyskusji i dzielenia się opiniami na temat swoich produkcji, tworząc społeczność i poczucie przynależności. Dba również o to, aby nie zanudzać i nie rozczarowywać swoich widzów, dostarczając im regularnie nowe i atrakcyjne treści.

Stacja nie ogranicza się do jednorazowych filmów, często tworząc angażujące i bardzo dobrze rozbudowane i rozwijające się w czasie postępów w fabule seriale, liczące już po kilka sezonów. Netflix także nie boi się kontynuować lub odświeżać starych i kultowych tytułów, takich jak „Kochane kłopoty”, „One Day at a Time”, „Cobra Kai”, czy wielki hit stacji, „House of Cards”, będącym amerykańskim remakiem brytyjskiego miniserialu z lat 90. o tym samym tytule.

A za przykład budowania lojalności i zaangażowania widzów niech posłuży serial „Stranger Things”, opowiadający o grupie dzieci, którzy odkrywają tajemnicze zjawiska, eksperymenty i potwory w małym miasteczku w latach 80. XX wieku. Serial ten nawiązuje do klimatu i estetyki tamtej epoki, czerpiąc inspirację z filmów Stevena Spielberga, Stephena Kinga i wielu innych. Zdobył ogromną popularność i uznanie, stając się zjawiskiem kulturowym i społecznym. Spora część widowni czeka na ostatni, decydujący piąty sezon.

Współczesna szkoła dla kina i telewizji

Netflix pokazuje, że nie trzeba mieć wielkich budżetów i gwiazdorskich obsad, aby tworzyć prawdziwe blockbustery. Oczywiście z czasem proste i tanie projekty przeradzają się w olbrzymie i drogie produkcje, ale tyczy się to zwłaszcza seriali, które osiągnęły gigantyczny sukces. Niemniej wystarczy mieć pomysł, pasję, talent i odwagę do tego, aby zaskoczyć, zachwycić i poruszyć widzów. Netflix to już nie tylko platforma streamingowa, to także szkoła i inspiracja dla współczesnego kina i telewizji.

Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper