Reżim (2024) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Rok z życia dyktatora
Gdzieś w Europie znajduje się kraj pogrążony w ubóstwie, którego mieszkańcy nie mają czego jeść, podczas gdy rząd siedzi zabunkrowany w swoim pałacu, z jednej strony wciąż pławiąc się w luksusach, z drugiej bojąc się potencjalnego powstania.
Kate Winslet ma w sobie coś takiego, że praktycznie bez wysiłku może uchodzić za arystokrację. Już samym wyglądem zdaje się sugerować, że należałoby zwracać się do niej per "madame", a wystarczy, że lekko tylko zadrze głowę do góry i usztywni twarz, a natychmiast staje się zimna i wyniosła. Przyznam, że dawno już nie widziałem tak doskonałego castingu. Kate zdaje się być po prostu stworzona do tej roli.
Tym jednak, co najbardziej urzekło mnie w jej postaci, jest jej głos. Nie chodzi o to, że jest jakiś aksamitny, czy co tam jeszcze, ale o sposób w jaki się wypowiada. Przybrała tu taki bardzo specyficzny, snobistyczny akcent, który, zdawało mi się, gdzieś już wcześniej słyszałem. Po chwili zastanowienia zrozumiałem, że jest to ten sam akcent, ta sama maniera, z którą wypowiadają się... Dzieci Willa Smitha. Nie te prawdziwe, oczywiście. Mam na myśli ich karykatury w jednym z klasycznych odcinków "Miasteczka South Park", w którym Will, Snoop Dogg i jeszcze paru innych bogaczy przeprowadza się do miasteczka za namową szukającego towarzystwa z wyższych sfer Tolkiena. No przysięgam ci, to jest dokładnie ten sam pretensjonalny ton i rytm. Nie wydaje mi się aby istnieli ludzie rzeczywiście wypowiadający się w taki sposób - taką mam przynajmniej nadzieję - ale do tego typu postaci jest wręcz idealny.
Reżim (2024) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Polityczne gierki
Głównymi bohaterami są wspomniana już pani Kanclerz (Kate Winslet) i szef jej ochrony, pieszczotliwie nazywany przez nią Rzeźnikiem (Matthias Schoenaerts). Na przestrzeni kolejnych odcinków oglądamy raczej powolny rozwój wypadków. A to do pałacu przychodzą dzieci, zadać swojej ukochanej przywódczyni kilka zupełnie naturalnych, wcale nie przygotowanych odgórnie pytań, odbywa się bankiet, spotkanie z przedstawicielami innych krajów, wizyta w fabryce cukru - takie tam. Po drodze zaczynamy rozumieć jak kształtuje się pozycja rządu, w których dokładnie miejscach grunt wali im się pod nogami, w jaki sposób próbują temu przeciwdziałać. Z odcinka na odcinek sytuacja staje się coraz bardziej napięta, choć nie brakuje i wywracających wszystko do góry nogami zwrotów akcji. Na ten moment naprawdę nie mam pojęcia, jak to wszystko się skończy (HBO było na tyle okrutne, że udostępniło nam cały mini-serial... Prócz finału), trzeba jednak przyznać, że kolejne odcinki sprawnie dostawiają kolejne klocki do potencjalnego rozpadu tego fikcyjnego rządu.
Podążając za Rzeźnikiem natomiast, dostajemy możliwość spojrzenia na rządzących bardziej... "oddolnie" - z perspektywy służby, ochrony, kuchni. Jedną z ciekawszych postaci poznanych w ten sposób jest znajdujący się obecnie w pałacowym więzieniu (typowe!) przeciwnik polityczny Kate, w którego wciela się Hugh Grant. To przez niego widz poznaje skalę działań wymierzonych przeciwko reżimowi, choć do pewnego stopnia każda z usługujących postaci dokłada swoją cegiełkę do tej układanki, jak choćby Andrea Riseborough w roli służącej, z jednej stronie wiernej swojej pani Kanclerz, z drugiej dobrze dogadującej się z Rzeźnikiem, z trzeciej troszczącej się o swoje dziecko, dla którego nie cofnie się przed niczym.
Reżim (2024) - recenzja, opinia o serialu [HBO]. Spójna, przemyślana koncepcja
Z bólem przyznaję, że nie jest to najbardziej zajmujący fabularnie serial tego sezonu. Jest "ciekawy", ale nawet po obejrzeniu pięciu odcinków nie mogę powiedzieć, abym z zapartym tchem czekał na dalszy rozwój wypadków. Tym, co sprawia, że warto go mimo to sprawdzić są kreacje aktorskie i ogólny klimat. To jeden z tych seriali, które można śmiało określić mianem dziwnych. Twórcy raczą nas specyficznymi, kompletnie nieistotnymi w szerszej perspektywie wątkami, jak choćby irytujący główną bohaterkę upał, przez który wszędzie musi mieć wiatraki, non stop narzeka, że się poci, a w scenie jednego posiedzenia rządu nie zaszczyca reszty swoją obecnością, zamiast tego leżąc sobie w chłodnej kąpieli przed Skype'em, czy inną aplikacją do rozmów video. Wydźwięk całej sekwencji jest oczywiście kompletnie absurdalny i to właśnie w ten klimat celują twórcy serialu. To taka komedia, zbudowana na akcjach i sytuacjach, które w teorii nie są zabawne, ale ich surrealistyczny charakter sprawia, że jednak bawią setnie.
Uczucie odmienności potęguje również świetna ścieżka dźwiękowa autorstwa Alexandra Desplata i Alexa Heffesa oraz niebanalny styl wizualny serialu. Szykowne kostiumy to jedno, ale to przede wszystkim pstrokate, bogato zdobione wnętrza połączone z surowymi, monumentalnymi konstrukcjami robią ten serial. W założeniu obserwujemy fikcyjny kraj mieszczący się "gdzieś w centralnej Europie" i dokładnie tak to wygląda. Wielkie kolumny i rzeźby kojarzą mi się odrobinę z Niemcami, ale już kłujące w oczy zdobienia i dekoracje to bardziej Francja, straże i pokojówki przywodziły mi na myśl Anglię i tak dalej i tym podobnie. To niebanalnie zaprojektowana, bardzo przemyślana produkcja.
Spoglądając na całość, "Reżim" zdecydowanie jest ciekawą produkcją. Fabularnie nie porwał mnie tak, jak być może powinien był, ale dzięki oryginalnemu klimatowi i bardzo specyficznemu humorowi, kolejne odpały Kate Winslet ogląda się z zaciekawieniem i raczej przyjemnie. Wstępnie powiedziałbym, że warto dać mu szansę, ale z ostatecznym werdyktem trzeba zaczekać na finałowy odcinek, a więc aż do pierwszej połowy kwietnia. Nie sądzę aby końcówka zmieniła nagle całe moje podejście do serialu i sprawiła, że magicznie uznam go za najlepszą produkcję sezonu, ale zapowiada się, że będzie to po prostu kawałek niezłej, stosowanej, czarnej komedii. Coś świeżego.
Premiera pierwszego odcinka już trzeciego marca.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych