Oscary 2024

Oscary 2024 - wrażenia na gorąco po gali. Najlepsze Oscary od lat i triumf Christophera Nolana

Piotrek Kamiński | 11.03, 06:00

Kolejny rok, kolejna gala rozdania Oscarów za nami. Czy był to rok pełen niespodzianek? Czy zwyciężyli faworyci w swoich kategoriach? Czy żałuję, że nie obstawiałem wyników u bukmachera? Czy kogokolwiek obchodzi odpowiedź na którekolwiek z tych pytań?

Generalnie, podobnie jak wiele osób, straciłem zainteresowanie ceremonią już jakiś czas temu. Z biegiem lat coraz trudniej zaakceptować pominięcie niektórych świetnych filmów, kontrowersyjne decyzje w sprawie innych, czy taki na przykład brak bardzo dobrego "Bękarta" choćby w nominacjach, bo był za mało zróżnicowany. Oczywiście to nie tak, że impreza zepsuła się z roku na rok (albo w ogóle się nie zepsuła, przecież gusta są różne i zmienne). Jeszcze jako nastoletni szczawik nie rozumiałem za co Oscara dla najlepszego filmu zgarnęło takie "Miasto gniewu", a to tylko przykład pierwszy z brzegu.

Dalsza część tekstu pod wideo

W tym roku jednak jestem całkiem podekscytowany perspektywą gali i wyczekiwałem jej z uwagą. Dlaczego? Po prostu - kibicuję w tym roku wielu filmom i uważam, że każdy z nich zasługuje na wyróżnienie. Nie mam pojęcia w którą stronę pójdzie akademia i zwyczajnie, tak po ludzku mnie to ciekawi. W temacie animacji mamy świetnego "Robót i Pies", Pablo Bergera, który jednak rywalizuje z "Into the Spiderverse". Dwa zupełnie różne filmy, zasługujące na nagrodę z zupełnie innych powodów. Który powinien wygrać? Nie mam pojęcia. Od zawsze kocham Spider-Mana i nowa animacja Sony absolutnie robi robotę fabularnie, choć przede wszystkim wyróżnia się niesamowitą warstwą wizualną, podczas gdy znacznie skromniejszy "Robot i Pies" ambitnie podchodzi do tematu przekazywania emocji animowanym obrazem i opowiada po prostu śliczną, słodko-gorzką, cholernie prawdziwą historię. Chciałbym żeby oba te filmy zostały wyróżnione!

Oscary 2024 - Jak bym to widział? Pisane jeszcze przed ogłoszeniem wyników

Schludna, elegancka scena

W temacie aktorów podobnie. Giamatti był absolutnie świetny w "Przesileniu zimowym", ale czy jest to występ aż tak złożony, aż tak nietuzinkowy, aby wybić się ponad wszystkie inne? Raczej nie. Cillian Murphy zawsze robi robotę, ale jego Oppenheimer jest ostatecznie postacią bardzo stonowaną - precyzyjną, intensywną, bardzo niedoskonałą, w kontraście do doskonałości, do której aspirował, ale czy aż tak wybitnie zagraną? To może Jeffrey Wright w "Amerykańskiej fikcji"? Hmmm. Wśród kobiet serce krzyczy, że statuetka należy się Emmie Watson, ale przecież dwuznaczna, enigmatyczna i absolutnie niemożliwa do precyzyjnego określenia Sandra Huller też stworzyła niesamowitą kreację.

Wcale nie prościej wygląda sytuacja w pozostałych kategoriach. Czy najlepsze zdjęcia to chirurgicznie precyzyjny, surowy, analogowy "Oppenheimer" czy jednak hipnotyzujący "Czas krwawego księżyca"? "Biedne istoty" regularnie wyglądają zniewalająco ciekawie, ale od czasu do czasu nadmiar CGI (czy to były po prostu płótna robiące za tło?) rzuca się nieprzyjemnie w oczy, więc miałbym wątpliwości, czy te piękne momenty wyprzedzają te plastikowe tak mocno, aby zupełnie je przyćmić. Statuetkę dla reżysera powinien zgarnąć albo Yorgos Lathimos, bo ujarzmienie historii z "Biednych istot" wymagało bardzo, bardzo mocnej, pewnej ręki albo ewentualnie Justine Triet, która zrobiła film praktycznie w stu procentach ambiwalentny, nigdy nie gubiąc założonego na początku planu albo Christopher Nolan, bo zrobić trzygodzinny film o facetach gadających o fizyce, który tak trzyma w napięciu to chyba tylko on potrafi.

I na szybko jak bym widział resztę:

Aktor drugoplanowy - Ryan Gosling (bo come on!);

Aktorka drugoplanowa - nie mam pojęcia, ale Da'Vine Joy Randolph ścisnęła mi serce w pewnym momencie "Przesilenia zimowego" tak mocno, że dałbym jej statuetkę za samą tę jedną scenę;

Kostiumy - "Barbie". Bo tego nie dało się zrobić na poważnie, więc zdecydowano się pójść w dokładnie odwrotnym kierunku;

Dokument - nie mogę się wypowiedzieć;

Dokument krótkometrażowy - też nie mam z czego rzeźbić;

Montaż - chyba "Oppenheimer";

Film międzynarodowy - "the Zone of Interest" do którego cegiełkę dorzucili i nasi, choć przyznam, że wcale nie widziałem wszystkich kandydatów;

Make-up - nie mam pojęcia, nie mój obszar zainteresowań ani ekspertyzy;

Muzyka oryginalna - nic nie utknęło mi w głowie jakoś bardziej;

Piosenka oryginalna - widzę "I'm just Ken", chociaż dla mnie dużo lepsze było "Push" z tego samego filmu. Ale tak zupełnie serio to tutaj również nie mam pojęcia, połowy piosenek nie pamiętam. Ale jestem w szoku, że jakiejkolwiek nominacji doczekał się "Flamin' hot", czyli film o Cheetosach. Wielki szacun;

Production design - "Barbie";

Animacja krótkometrażowa - nie będę ściemniał. Kiedy piszę te słowa, twórcy "War is over" właśnie odbierają statuetkę;

Krótki metraż live action - nie mam faworyta, ale jako osiągnięcie w sztuce wizualnej poszedł bym pewnie w nowego Wesa Andersona;

Dźwięk - druga "Diuna" dopiero za rok, więc w tym roku "Oppenheimer";

Efekty wizualne - dałbym Garethowi Edwardsowi, chociaż bardziej za całokształt pracy twórczej, niż za ten konkretnie film;

Statuetki za scenariusz rozdali zanim zdążyłem do nich tutaj dotrzeć, więc nie będę ściemniał, że właśnie tak bym obstawił. 

Oscary 2024 - laureaci w poszczególnych kategoriach 

Wielcy zwycięzcy tegorocznej gali

I jest pierwsza statuetka. Da'Vine Joy Randolph za Mary Lamb w "Przesileniu zimowym". Cudownie. Do tego przemowa płynąca z serca, pełna emocji, a nie zredagowany, wyuczony wierszyk o tym, jak to musimy wszyscy być lepsi. 

"Chłopiec i czapla" ze statuetką dla najlepszej animacji. No, moim zdaniem nie tak to powinno było wyglądać. To nie jest zły film, ale również wcale nie wybitny - nawet nie top, jeśli chodzi o Miyazakiego. Ale było to do przewidzenia, ponieważ Miyazaki już samym nazwiskiem kupuje widza, krytyka i wszystkich pomiędzy.

Oryginalny scenariusz dla "Anatomii upadku", która wkurzyła mnie bezpośrednio po seansie, ale od tamtej pory już parę osób upomniało mnie, że to, co mi się nie podobało, było właśnie esencją całego filmu. Wciąż nie wiem, czy akurat ten film bym nagrodził, ale w sumie... Nie jest to zły wybór.

Dalej scenariusz adaptowany dla "Amerykańskiej fikcji". Bardzo, ehkem, akademiowy wybór. Gdybym obstawiał u bukmachera, to tak właśnie bym strzelał, choć osobiście uważam, że konkurencja była mocna i sam musiałbym się grubo zastanowić, aby wybrać ten jeden scenariusz nad scenariusze.

Make-up najlepszy miały, najwyraźniej, "Biedne istoty". 

Statuetkę za scenografię i dekoracje niesłusznie ukradły "Biedne istoty", gdzie przecież to był właśnie TEN element "Barbie", którym nie dało się nie zachwycić. Nie rozumiem. Nie chcę już żyć na tej planecie.

Pozostając w tej samej tematyce, Oscara za kostiumy również zgarnęły "Biedne istoty". I tu naprawdę nie wiem, bo z jednej strony "Barbie" po prostu odtworzyła (bardzo skutecznie) już stworzone stroje oryginalnych lalek, podczas gdy "Biedne istoty" malowały na zupełnie świeżym płótnie. Może i faktycznie bardziej zasłużyły na wyróżnienie, choć sercem wciąż jestem za "Barbie".

"The Zone of Interest" zgarnia nagrodę dla filmu nieanglojęzycznego. As it should be.

Aktor w roli drugoplanowej to musiał być Ryan Gosling. Więc... Wygrał Robert Downey Jr. Jego pierwszy Oscar, ale osobiście aż tak nie przeżywałem tej jego kreacji w "Oppenheimerze".

"Godzilla Minus One" udowadnia, że w efektach wizualnych nie chodzi o ilość, o budżet, a o to, co z nimi zrobisz. W życiu nie przypuszczałbym, że akademia może pójść w tym kierunku, ale w sumie to się cieszę. Dobry wybór.

Montaż dla "Oppenheimera". Bez niespodzianek.

Najlepszy dokument krótkometrażowy to w tym roku "Ostatni warsztat", o rzemieślnikach dbających o dziesiątki tysięcy darmowych instrumentów muzycznych uczniów szkół podstawowych w Los Angeles. Nie widziałem, ale brzmi ciekawie. Słyszałem, że można go sprawdzić na YouTube.

W pełnym metrażu dokumentalnym statuetka powędrowała dla "20 dni w Maroupolu". Złośliwy diabełek na ramieniu szepcze, że to dosyć przewidywalny wybór. Później jednak reżyser filmu wygłosił płynącą z serca, smutną mowę o tym, jak w ułamku sekundy wymieniłby to wyróżnienie za możliwość wymazania całej tej sytuacji, przez którą film w ogóle powstał. Ładnie, szczerze powiedziane.

Oscara za zdjęcia zgarnął Hoyte Van Hoytema za swoją pracę przy "Oppenheimerze". Również bez zaskoczenia.

"Zdumiewająca historia Henry'ego Sugara" naprawdę dostał statuetkę za najlepszy film krótkometrażowy live action! Jestem trochę w szoku, bo byłem pewien, że to tylko takie sobie moje myślenie życzeniowe. Brawo Wes!

W temacie dźwięku byłem przekonany, że nagroda pójdzie dla "Oppenheimera", a tu wskakuje "The Zone of Interest" i robi robotę za pomocą otwarcia sceny dźwiękowej na, cóż, wszystko. Muszę obejrzeć w domu, na mocno rozkręconych głośnikach, bo to rzeczywiście może być całkiem unikatowe przeżycie. Co natomiast w nominacjach robiło ostatnie "Mission impossible", nie jestem w stanie powiedzieć. Chyba zabrakło im pomysłów po prostu.

Kolejna najlepsza piosenka dla Billy Eilish. Niby mówiła, że zupełnie się tego nie spodziewała, ale bez przesady, to tylko skromność. To nie jej pierwsze rodeo i trudno nie zgodzić się, że dziewczyna ma wielki talent i przy tym wydaje się być zupełnie normalną, sympatyczną osobą.

I zostały cztery najważniejsze, a w każdym razie najgłośniejsze kategorie. Najlepszym aktorem został w tym roku Cillian Murphy. Uwielbiam go i jako aktora i jako człowieka, więc generalnie cieszę się, choć naprawdę nie uważam, aby była to kreacja na tyle wybitna, żeby aż skosić całą konkurencję. 

W temacie reżyserii, konkurencja w tym roku była naprawdę duża i przyznam, że tak jak uwielbiam Chrisa Nolana, a jego "Prestiż" jest jednym z moich ulubionych filmów ever, tak nie sądziłem, że dadzą mu tę statuetkę. Do tej pory akademia zdawała się nie traktować go poważnie, nie doceniali tego jego perfekcjonizmu. To jeden z tych reżyserów, którego nie zadowoli nic poniżej perfekcji. Niektórzy powiedzą, że przez to jego filmy są "zimne", ale ja tego kompletnie nie czuję. Nie był to mój wybór, ale i tak jestem bardzo zadowolony z tej decyzji.

Emma Stone w pełni zasłużenie wraca do domu ze statuetką dla najlepszej aktorki. Zastanawiałem się czy nie pójdą w stronę Lily Gladstone - kilkukrotnie w trakcie gali słyszałem, że to pierwsza rdzennoamerykańska aktorka nominowana do Oscara. Ładnie by to wyglądało jakby od razu wróciła ze statuetką. Ale to powinna była być Emma i bardzo dobrze, że tak się ostatecznie stało.

No i najlepszy film roku. Członkom akademii filmowej zdarzało się już w przeszłości popełniać błędy - moim zdaniem przynajmniej. W tym roku jednak nominowane były praktycznie same mocne produkcje, każda jedna wyróżniała się czymś ponadprzeciętnym albo wręcz wybitnym. Z wszystkich nominowanych filmów najmniej wygranej spodziewałbym się po... No, może nie po "Oppenheimerze", ale na pewno był raczej nisko na mojej mentalnej liście. Nie dlatego, że nie zasługiwał, ale dlatego, że szczerze wierzyłem, że akademia zwyczajnie nie chce docenić go w taki sposób. Wychodzi na to, że bardzo się pomyliłem. Chris i jego ekipa wracają do domu z aż siedmioma Oscarami, w tym dla najlepszego filmu!

Przyznam, że podobała mi się forma tegorocznej gali. Było skromnie - jak na Hollywood. Jasne, kilka suchych żartów tu i tam przemycono, ale poza tym występy artystyczne były krótkie i sympatyczne, a przemówienia ewidentnie dostały limit czasowy - i to krótki limit czasowy - bo nie trwały dłużej niż minutkę, co pociągnęło za sobą skutek w postaci ograniczenia pustego moralizowania praktycznie do zera. Wszyscy skupiali się na dziękowaniu bliskim i współpracownikom, okazjonalnie dając się ponieść emocjom, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje, jak zostali docenieni. Praktycznie nie było też żadnych kontrowersyjnych decyzji, bo nawet jeśli nie wygrało coś, czemu kibicowałem, to i tak ostatecznie statuetka powędrowała do rąk, które na nią zasługiwały. Jako że Oscary #nikogo, pewnie ostateczna oglądalność transmisji nie będzie wyrywała z kapci, ale po mojemu tegoroczna gala była krokiem w dobrą stronę, co może zaprocentować w kolejnych latach. Dobra. Jest już prawie czwarta, a ja jeszcze muszę iść dzisiaj do pracy. Wrzucam to i idę spać. Dajcie znać, co sądzicie o tegorocznych laureatach!

P.S. Jeśli pominąłem jakąś kategorię, to bardzo przepraszam. Późno jest, a ja zmordowany po bardzo długim i ambitnym weekendzie.

P.S.2 Dziękuję Canal+ za zaproszenie na wspólne oglądanie gali i zapewnienie jak zawsze sympatycznego towarzystwa. Polecam się na przyszłość.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper