Stellar Blade - playtest gry. Świetna rozgrzewka
Koreańscy twórcy ostatnio nas rozpieszczają. Bynajmniej nie kolejnymi mutacjami MMO, lecz produkcjami skierowanymi dla pojedynczego i wymagającego odbiorcy. Miło zatem patrzeć jak udaje im się sprostać naszym oczekiwaniom. Po wersji demonstracyjnej Stellar Blade chcemy więcej. Deweloper, Shift Up stanął na wysokości zadania wyważając proporcję rozgrywki. Walki i spacerów nie zabraknie. Choć całość mocno zainspirował ceniony autor, Yoko Taro, gra nie jest kopią, lecz dziełem autonomicznym. Przynajmniej takie sprawia wrażenie po zapoznaniu się z wersją demonstracyjną. Jak smakuje Stellar Blade? Wybornie, póki co.
Shift Up na miesiąc przed debiutem Stellar Blade oferuje całkiem zgrabne demko. Doceniam inicjatywę, ponieważ jako doświadczony odbiorca mam świadomość, że twórcy są pewni jakości produktu, który za chwilę ma trafić na rynek komercyjny. Grę otwiera epicka scena zrzutu 7. oddziału powietrznodesantowego na Ziemię, aby powstrzymać zmasowany atak Naytiba, czyli istot zagrażających bezpieczeństwu ludzkości. Reżyseria emanuje azjatyckim podejściem do ujęcia żeńskich profili w grach. Twórcy umiarkowanie promują kobiece wdzięki. Podstawą do kreacji postaci Eve była sylwetka koreańskiej modelki, Shin Jae-eun.
Eve wraz z towarzyszką broni, Tachy, błyskawicznie ruszają w bój. To jest właśnie moment na przyswojenie zupełnych podstaw systemu walki. Reżyser projektu, Hyung Tae-Kim choć zaznaczył, że „NieR: Automata było największą inspiracją dla Stellar Blade” - tak gra nie kopiuje bezpośrednio samej walki. Projekt daje wiele od siebie, jedynie posiłkując się kluczowymi aspektami z dwóch gatunków: slasherów i soulslike'ów. Brzmi apetycznie? I takie jest. Animatorzy ze studia Shift Up dołożyli starań, aby animacje dziewcząt zachwycały tak jak one same. To samo dotyczy nienaturalnie poruszających się osobników Naytiba. Już teraz widzimy, że Stellar Blade dba o zróżnicowany bestiariusz. Niczego tutaj nie brakuje.
Stellar Blade - druga szansa
Eve poniesie klęskę, lecz z opresji wyprowadzi ją Adam, miłośnik zbierania złomu najwyższego sortu. Akcja przeniesie protagonistkę do powojennego fragmentu Eidos 7, dawnej kolebki ludzkiej cywilizacji. Zwalone wieżowce, zapadnięte drogi, porośnięte chodniki i wysokie zagęszczenie Naytiba - poczwarne skorupiaki, mocno zdeformowani Strażnicy, lewitujące ośmiornice - jest w co bić. Eve i Adam łączą siły, aby odnaleźć Starszego Naytibę. Dla naszej bohaterki sprawa ma wymiar honorowy i służbowy jednocześnie. Powstrzymanie szaleńczej rzezi ludzkości i wendeta są wystarczającym paliwem motywacji dla Eve. Pierwsze sekundy przywołują wspomnienia z NieR: Automata. Oto ponętna, ostra jak brzytwa a zarazem urocza bohaterka eksploruje miejskie ruiny, a jej towarzyszem jest Adam, a raczej jego dron. Dostarcza on Eve informacji o świecie oraz podpowiada, co należy zrobić w danym momencie. Automatę aż czuć w powietrzu, a fani Yoko Taro szybko wyczują swojski klimat. Całość podkręca świetna muzyka w trakcie eksploracji powojennego Eidos 7, opanowanego przez Naytibę.
Sterowanie postacią jest bardzo intuicyjne, responsywne i świetnie określenia jej położenie w przestrzeni świata gry. Zauważyłem, że wschodni twórcy nigdy nie mieli z tym większych problemów, od czasów kultowego Super Mario 64. W Stellar Blade aż chce się biegać i doglądać każdy zakamarek udostępnionej przestrzeni. Samo zbieranie wypadającego lootu jest przyjemne i co ważniejsze, postać nie zbiera wszystkiego „z automatu”, bo sami decydujemy, co podnieść i w jakiej kolejności. Choć sam zbierałem wszystko, co może się przydać do ulepszenia postaci. Reżyser zapowiedział, że przeniesiemy stan rozgrywki do pełnej wersji Stellar Blade, więc polecam zająć się chwilowym grindem. Gra systemowo nam na to pozwala. Wystarczy poubijać organiczne plugastwo, aby dotrzeć do prowizorycznego obozowiska legionu. Eve może się zregenerować, a wraz z nią odrodzą się Naytiba, co oczywiście wykuto z formuły soulslike. Z racji świetnego systemu walki, aż chce się powtórnie ubijać potwory. Każde zwycięstwo jest objętę punktacją, zaś z trucheł wypada loot. Stellar Blade stwarza idealne warunki miłośnikom gier grinderskich.
Walka opiera się na szybkich, cięższych i specjalnych atakach. Te ostatnie nazwano Atakami Beta. Po wykonaniu takiego ciosu Eve potrzebuje chwili, aby się naładować. Lokowanie na przeciwnikach i analizowanie ataków przywodzi metody wypracowane przez autorów Dark Souls. Stellar Blade mocno przyspiesza tamte założenia. Pojedynki są szybkie i oprócz analitycznego myślenia wymagają refleksu. To naprawdę wyborne połączenie i już teraz napiszę, że Stellar Blade oferuje jeden z najlepiej angażujących systemów walki od dawna. Naytiba prócz paska życia są uzbrojeni w pasek równowagi (odpowiednik postury z Sekiro: Shadows Die Twice). Gra promuje agresywne podejście do starć. W Stellar Blade ofensywa zwyczajnie popłaca. Parowanie i uniki również wpisany w bojowy katalog Eve. Ich skuteczność można ulepszać za pośrednictwem obozów. W rzeczonej wersji demonstracyjnej przewinął się jeden obóz bojowy, w którym gracze mogą zmienić stroje Eve. Obozy aktywujemy za pomocą zdobywanych po drodze Vitcoinów. Nie martwcie się, tych nie zabraknie.
Stellar Blade - piękno zagłady
Gra wygląda bardzo przyzwoicie. Shift Up albo zatrudniają rzetelnych grafików, albo zyskali mocne wsparcie od wydawcy, Sony. Oświetlenie czy animacje to wysoka liga jak na koreańskie standardy. Otoczenie jest bogate w detale, a tekstury nie straszą jakością. Miejmy na uwadze, że gra porusza się w stałych 60 klatkach na sekundę. Eve potrafi chwycić się krawędzi, a w zaciemnionych obszarach dron (Adam) skutecznie robi za latarkę. Zauważyłem również efekty cząsteczkowe jak unoszący się pył z gruzów. W wersji demonstracyjnej będziemy świadkami kilku zawaleń budynków, oczywiście skryptowanych. Wciśnięcie prawej gałki pada to sprint, zupełnie jak w Nier: Automata. Trudno nie odnieść wrażenia, że gdzieś się to wszystko już widziało. Pomimo tego w Stellar Blade chce się grać. Po ukończeniu wersji demo czeka na Was bonus w postaci wyzwań z bossami. Dodam jeszcze, że gra oferuje mnóstwo trybów treningu.
W wersji próbnej Stellar Blade czekają dwa poziomy trudności. Uruchomiłem poziom fabularny. Liczę, że w pełnej wersji gry pojawi się od razu Hard. W grze największym problemem są starcia z grupami Naytiba. Trafiłem również na odmianę z tarczą ochronną, gdzie należało kombinować z atakami. Wszechstronność jest wpisana w Stellar Blade. Ten system walki uzależnia, a wyzwanie rośnie z każdym odkrytym fragmentem mapy. Przestrzeń nie jest duża, a do wielu miejsc nie da się wejść, lecz zwiedzanie, zabijanie i zbieranie to przyjemność sama w sobie. W trakcie potyczek z całą chmarą Naytiba lokowanie na niewiele się zda, ponieważ żaden przeciwnik nie czeka na swoją kolej. Gra staje się slasherem w kwestii grupowego pojedynku. Na koniec wspomnę jeszcze o kilku zakładkach umiejętności (w wersji demo aż dwie były zablokowane), których łącznie jest pięć. Stellar Blade to solidny projekt, przemyślany i dobrze rokujący. Jeśli tylko ten poziom utrzyma się na stałe w pełnej wersji, to już wiem, kto wypełni u mnie lukę tęsknoty za 2B. Piękna, czysta moc.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Stellar Blade.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (128)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych