Dead or Alive - brakuje nam tych dziewczyn
Oj, brakuje. Kasumi, Helena, Ayane, Tina, Hitomi, to tylko niektóre z dziewcząt, którymi zmagaliśmy się na arenach w popularnej serii wydanej przez japońskie Tecmo. Na szczęście, Dead or Alive jest czymś więcej niż tylko wabikiem dla oczu dzięki renderowaniu pięknych zawodniczek. Gra powstała w trudnym czasie dla wydawcy, a jej nazwa nie zrodziła się przypadkiem. Tomonobu Itagaki, obecnie znajdujący się w cieniu japońskiego gamedevu stworzył niegdyś mocnego konkurenta dla Tekkena czy Virtua Fighter od Segi. Itagaki został liderem w Team Ninja na początku lat 90. Jak na ironię, pierwsza gra, nad którą pracował została anulowana. Dead or Alive stanowiło drugi i jednocześnie najważniejszy punkt w jego karierze.
„To była gra traktująca o footballu amerykańskim. Zawsze marzyłem o przykuciu uwagi tamtego rynku. Moja gra oferowała nawet możliwość kopania i uderzania pięściami. Ludziom pomysł się spodobał, lecz jak wiemy, na boisku jest to niedozwolone” - wspominał w wywiadzie udzielonym w 2001 roku, gdy na rynek miało lada dzień wkroczyć Dead or Alive 3. Jak widzimy, Itagaki od samego początku kariery w Tecmo nosił się z zamiarem opracowania gry opartej na zaciętej rywalizacji oraz walce wręcz. Był 1992 rok. Wybór Itagakiego w kwesti pracodawcy nie miał głębszego znaczenia. "Chciałem pracować dla japońskiej firmy" - dorzucił swoje trzy grosze.
Tecmo popadło w finansowe tarapaty. Potrzebny był hit, który wyciągnąłby firmę z budżetowego dołka. Itagaki wiedział, że jedynym rozwiązanie jest stworzenie gry, wokół której zrodziłby się mocny, stabilny fanbase. Spojrzał w kierunku bijatyk. Gatunek rósł w siłę. Nie podobał mu się kierunek obrany przez ówczesne serie. Marzył o powrocie do ery czystego arcade. Myślał nad nazwą. W propozycjach padały m.in. Ninja Fighter lub Poligon Fighter. Itagaki wybrał jednak Dead or Alive - co odnosiło się do decydującego rozstrzygnięcia, jeśli nowa gra odniesie sukces lub porażkę, a Tecmo odbije się od dna, lub przestanie istnieć. Zainspirowany seriami Virtua Fighter, Fatal Fury, a nawet Mortal Kombat postawił na bijatykę 3D. „To miało być jak sushi, które stało się mainstreamowym daniem w całym kraju” - wspominał Itagaki.
Brutalne piękno
Dead or Alive nie byłoby sobą bez obecności urodziwych zawodniczek. Twórcy oczywiście mieli swoje powody na drodze kreacji nowych postaci. „Zarówno Virtua Fighter i Tekken posiadają masę popularnych charakterów, które nie były szczególnie wielbione przez graczy. Moim zamiarem stało się dodanie postaci mocno podziwianych przez fanów” - cóż, dokonał pan tego, panie Itagaki. Zresztą, jego "zamiłowanie" do kobiecych wdzięków przekroczyło z czasem zdrowy rozsądek. W późniejszych latach jego kariery słyszeliśmy nieciekawe historie o przypadkach molestowania jednej z pracownic w Tecmo. Zanim Itagaki popadł w niesławę z powodu swoich ekscesów w firmie, pierwsze Dead or Alive odniosło sukces. Gra podniosła Tecmo na finansowym duchu. Dzięki prześlicznej oprawie wizualnej oraz systemowi walki, łączącego najlepsze cechy Virtua Fighter i Tekkena.
Grałem w wersję na PlayStation, choć prawdziwy festiwal piękna i rozrywki zafundowała mi druga odsłona serii. Akuart byłem swieżo po zakupie Dreamcasta. Dead or Alive 2 mocno rozszerzyło możliwości oryginału. Modele postaci znacznie upiększono. Zmieniła się konstrukcja aren. Od teraz walki toczyły się na kilku poziomach. W świecie bijatyk była to nowość. Z podobnej metody skorzystali potem m.in. autorzy Tekken 4. Dead or Alive 3 towarzyszyło premierze klasycznego Xboxa. Z punktu widzenia Itagakiego, gra pomogła konsoli w Japonii, która była nieszczególnie zainteresowana amerykańskim sprzętem. Po debiucie czwartej części serii w Tecmo wzrosło zainteresowanie klasyką. W 2004 roku na świat przychodzi reboot Ninja Gaiden. Wkrótce uniwersum Dead or Alive i Ryu Hayabusy łączy się w jeden splot zdarzeń. Wiedzieliście, że Ninja Gaiden II jest prequelem do wydarzeń z pierwszego Dead or Alive? Tomonobu Itagaki odszedł z Tecmo w lipcu, 2008 roku. Oficjalnie, nie doszedł do porozumienia z ówczesnym szefem Tecmo, Yoshimim Yasudą.
Dziewczyny w akcji
Seria mocno odżyła od czasu Dead or Alive 5. W ostatnią, szóstą odsłonę cyklu zagraliśmy pięć lat temu. Tecmo już w przeszłości świetnie zdawało sobie sprawę z faktu mocnej popularności zawodniczek z gry. Stąd w 2003 roku pojawiło się Dead or Alive: Xtreme Beach Volleyball. Pojawienie się tej gry na rynku zdradziło pazerną naturę Tecmo, jaką znamy do dzisiaj. Firma słynie z dziesiątek wydawnictw tej samej gry. Nie zliczę, w ilu edycjach pojawiło się Dead or Alive 5, podobnie jak cen strojów dla dziewcząt występujących w produkcji. Xtreme Beach Volleyball tak naprawdę miało pojawić się jako minigra. Domagal się jej fani. Zarząd Tecmo po debiucie Dead or Alive 3 wpadł na pomysł, aby stworzyć oddzielną grą bazującą na koncepcji plażowej siatkówki. Dla porównania, Namco stworzyło podobny tryb już w Tekken 3. Xtreme Beach Volleyball oceniono przeciętnie, lecz wszyscy wiedzieli, do kogo była skierowana gra - dla miłośników podziwiania wirtualnych piękności.
W obecnym czasie nagonki na ekspozycję kobiecego piękna w grach powrót Dead or Alive byłby interesujący. Wśród azajtyckich twórców gier nie przepadły wzorce promowania pięknych kobiet, co znalazło się na kursie kolizyjnym ze współczesnym przekonaniem o promowaniu nauralności w grach. Tecmo na kilka lat odłożyło serię, a Team Ninja było zajęte przygotowaniem bardzo udanego Rise of the Ronin. Czy przyjdzie nam jeszcze zawalczyć jako Ayane lub Kasumi? Chcielibyśmy w to wierzyć. Z drugiej strony wiele mówi sukces Stellar Blade, gdzie w roli głównej umieszczono niebrzydką EVE. Dead or Alive szanuję niezmiennie za świetny system walki, który uważam za lepszy niż we współczesnych iteracjach Tekkena. Powrót marki w dobie istnego renesansu bijatyk po prostu nie może się nie udać. Póki co, wracam do Dead or Alive 6. Moją faworytką jest oczywiście Mila.
Przeczytaj również
Komentarze (88)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych