Słodkie kłamstewka: szkoła letnia (2024)

Słodkie kłamstewka: Szkoła letnia (2024) - recenzja, opinia o połowie serialu [HBO]. Ciąg dalszy "Grzechu..."

Piotrek Kamiński | 10.05, 21:00

Myślałem kiedyś, czy by nie dać szansy oryginalnym "Słodkim kłamstewkom". Słyszałem, że to taki serialowy slasher w stylu "Krzyku", gdzie praktycznie cała obsada zna cały kanon horrorów na wylot i na bieżąco dekonstruuje kolejne wydarzenia, porównując je do klasyki, wyśmiewając klisze, domyślając się, co najpewniej wydarzy się dalej. Rzecz w tym, że w przypadku "Krzyku" zwykle miało to sens, bo mordercy też jarali się horrorami, podczas gdy tutaj są to jakieś pół-randomowe, skrzywdzone przez życie świry, przypadkiem wpisujące się w narrację. Czy ma to sens? Żadnego. Czy ogląda się dobrze? Rrrrrraczej tak.

Wracając do tematu, nigdy ostatecznie nie obejrzałem oryginalnego serialu. Dlaczego? Bo 160 odcinków, to trochę za dużo jak na slasher. Zwłaszcza z jedną, ciągnącą się przez ileś lat fabułą. Przeczytałem jedynie skrót, żeby w nowy serial nie wchodzić totalnie w ciemno. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, ponieważ ten oraz poprzedni sezon dzieją się w innych czasach, w innym miejscu. Warto natomiast obejrzeć najpierw pierwszy sezon, zatytułowany "Grzech pierworodny", ponieważ mamy tu do czynienia z bezpośrednią kontynuacją - postacie zostały już przedstawione, a tożsamość mordercy nie jest żadną tajemnicą. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Słodkie kłamstewka: Szkoła letnia (2024) - recenzja, opinia o połowie sezonu serialu [HBO]. Pogadajmy o tym zakończeniu...

Krwawa Rose

Dlatego właśnie kończenie sezonu cliffhangerem nie ma sensu - bo później trzeba coś z nim faktycznie zrobić. Pierwszy sezon zakończył się ucieczką mordercy ze szpitala i zamordowaniem jednej z istotnych postaci z pierwszego sezonu. Rzecz w tym, że ciągnięcie wątku tego samego mordercy nie miałoby już sensu - przecież wszystko już o nim wiemy, tajemnica została rozwiązana, więc co w nim niby takiego ciekawego? Do podobnego wniosku musieli dojść i scenarzyści dzisiejszego serialu, ponieważ sprawa A zostaje załatwiona w pierwszych -nastu minutach pierwszego odcinka, po czym fabuła skacze o pół roku do przodu.

Imogen (Bailee Madison) oddaje swoje dziecko do adopcji, Tabby (Chandler Kinney) będzie kręciła nowy film na festiwal, Faran (Zaria) pracuje na basenie, Mouse (Malia Pyles) opiekuje się babcią, Noa (Maia Reficco) nawiązuje nową znajomość, przez którą nie wie, co ma dalej robić ze swoim związkiem z Shawnem (Alex Aiono), a Kelly (Mallory Bechtel) uczęszcza do grupy kościelnej, której bliżej do sekty, niż "normalnych" spotkań religijnych. Punkt wspólny? Główna piątka regularnie chodzi na spotkania z psychiatrą, aby poukładać jakoś ten bajzel, którym stało się ich życie przez A. No i wszystkie muszą chodzić do tytułowej szkoły letniej, jeśli chcą zdać do następnej klasy...

Słodkie kłamstewka: Szkoła letnia (2024) - recenzja, opinia o połowie sezonu serialu [HBO]. Mieszanie tropów i zabawa z widzem 

Nowy romans

Fabuła zbudowana jest w taki sposób, że kiedy pojawia się nowy morderca, niejaka Krawa Rose, widz natychmiast zaczyna układać sobie listę podejrzanych. Jeśli poprzedni sezon nauczył mnie czegokolwiek, to tego, że pewnie nawet jeszcze nie widziałem Rose bez maski w tych pięciu już obejrzanych odcinkach, ale potrzeba bawienia się w detektywa jest silniejsza. I trzeba przyznać, że scenarzyści całkiem sprytnie bawią się oczekiwaniami widza. Od samego początku jedna postać wydaje się być oczywistym kandydatem na podejrzanego, lecz twórcy uparcie czekają, aż dziewczyny, które wyraźnie dostały zakaz rozdawania nowych numerów telefonu komukolwiek... Rozdadzą swoje numery pierwszym nowo poznanym ciachom. Dopiero wtedy gra zaczyna się na nowo. Lecz widz i tak ma już swój typ, więc co z tego? Może na przykład to, że scenarzyści doskonale o tym wiedzą i sami poruszają ten temat jeszcze przez półmetkiem sezonu. W takiej sytuacji to już nie może być ta osoba, bo byłoby to zbyt oczywiste, prawda? Nie wiem, "Krzyk" miał jaja żeby wykręcić dokładnie ten numer blisko 30 lat temu, a twórca serialu, Roberto Aguirre-Sacassa, zdaje się wiedzieć coś tam o slasherach...

Serial wygląda zazwyczaj bardzo dobrze, z solidnie wykonanym gore, dobrze budującymi klimat ujęciami i odpowiednim oświetleniem. Tak naprawdę jedynym, co lekko działa mi na nerwy (i to nieprzerwanie od pierwszego sezonu) jest gra aktorska głównej obsady. Chociaż też nie, bo wszystkie dziewczyny regularnie pokazują, że jak trzeba, to potrafią. Ale jest coś w sposobie reżyserii, trzymania kamery na aktorkach i montażu, co sprawia, że niektóre sceny dialogowe wyglądają po prostu okropnie, amatorsko wręcz. To jednak raczej takie tam, pojedyncze przypadki, bo zazwyczaj serial wygląda i brzmi po prostu dobrze.

Jeśli widziałeś poprzedni sezon, to doskonale wiesz, czego można spodziewać się po "Szkole letniej". Połowa dialogów to postacie dekonstruujące horrorowe tropy i używające ich jako analogii do własnego życia, a druga połowa poświęcona jest romansom i ustalaniu kto, z kim i dlaczego. Jest w tej miksturze siła i absolutnie dobrze się to ogląda. Czy druga połowa sezonu da radę dowieźć solidne, pasujące zakończenie? Cóż, rozwiązanie zagadki pierwszego sezonu podobało mi się tylko połowicznie, więc trudno powiedzieć, ale wiem na pewno, że chcę sprawdzić "Szkołę letnią" do końca, czego nie mogę powiedzieć po zaledwie jednym odcinku drugiego sezonu "Velmy"...

P.S. Moje dwa typy na mordercę po pięciu odcinkach, to albo Jen albo Ann Sullivan. Finał pod koniec czerwca, więc zobaczymy jak blisko albo daleko byłem. A wy kogo typujecie?

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper