Reklama
Quick change

Dziesięć najciekawszych, niedocenionych komedii kryminalnych ery VHS

Dawid Ilnicki | 25.05, 13:00

Niezwykle popularny, zwłaszcza w dwóch ostatnich dekadach XX wieku, podgatunek komedii kryminalnej dziś powraca, zarówno za sprawą kontynuacji dawnych serii, jak również nowych filmów. Jeszcze w tym roku powinniśmy zobaczyć kolejną odsłonę “Bad Boys”, a tymczasem w kinach nadal pokazywana jest produkcja w niebanalny sposób podchodząca do pewnych stale pojawiającym się w nim motywów. 

Po tym jak ogromną popularnością, przed czterema laty, cieszył się film “Bad Boys for Life”, który z łatwością zwrócił koszty realizacji, czwarta część cyklu była tylko kwestią czasu. Do ról Mike’a i Marcusa powrócą w niej Will Smith i Martin Lawrence, a widzowie znów będą mogli obserwować mocno specyficzną relację między tymi postaciami, będącą przez lata głównym atutem tej serii. Połączenie sensacyjnej fabuły z humorem było popularne zwłaszcza w dwóch ostatnich dekadach XX wieku, kiedy triumfy w box office święciły takie filmy jak “48 godzin” czy “Zabójcza broń”, o której kontynuacji mówi się już od jakiegoś czasu. Gatunek w ostatnim czasie powraca jednak, często za sprawą nietypowych filmów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Takim przypadkiem jest choćby ostatni film Richarda Linklatera “Hit Man”, w którym Glen Powell gra człowieka współpracującego z policją, zajmującego się udawaniem płatnego zabójcy, a następnie przyskrzynaniem ludzi chcących go zatrudnić. Sytuacja komplikuje się, gdy nasz bohater postanawia odwieźć od tego jedną ze swych potencjalnych klientek, graną przez Adrię Arjonę, co zresztą wydarzyło się w rzeczywistości, stając się podstawą scenariusza do tego obrazu. Teksański reżyser z lubością dekonstruuje zawód “płatnego zabójcy”, który zresztą sam uważa za bzdurę, a z drugiej strony wykorzystuje znakomitą chemię pomiędzy głównymi bohaterami, tworząc niegłupią i wciągającą produkcję czysto rozrywkową, potrafiącą przywołać ducha niektórych tytułów sprzed kilku dekad. Zainspirowani tym przypadkiem wybrałem dziesięć mniej znanych obrazów z lat 90’, łączących kryminalną intrygę z humorem, często wyjątkowo czarnym. 

Brudna robota

Nieco zapomniana komedia, w której Norm Macdonald i Artie Lange wcielają się w dwójkę przyjaciół, którzy muszą zebrać 50 tysięcy na operację serca ojca jednego z nich (Ech... Ten brak publicznej opieki medycznej w USA…) i w tym celu zakładają niezwykły biznes, który wplątuje ich w duże problemy. Co ciekawe, dwaj wspomniani aktorzy wcale nie byli w owym czasie magnesem przyciągającym widownię, bo zdecydowanie bardziej znani byli wtedy - grający tu mniejsze role - Chevy Chase i John Goodman. Film, z uwagi na słabą promocję, zdołał zarobić w kinach tylko 13 milionów dolarów, ale później stał się niezwykle popularny na VHS, dorabiając się kultowego statusu. Nie tylko ze względu na malutką rólkę - będącego wtedy na początku kariery -  Adama Sandlera, wcielającego się tu w Szatana.

Zabijanie na śniadanie

Z dużego problemu przełożenia na polski tytułu “Grosse Point Blank” polski tłumacz wyszedł całkiem nieźle, bo choć być może nie ma on wiele wspólnego z oryginałem, to niewątpliwie  jest zapamiętywalny. Podobnie jak ostatni film Richarda Linklatera, tak i obraz w reżyserii George’a Armitage’a korzysta z postaci zawodowego zabójcy, granego tu przez Johna Cusacka, powracającego do rodzinnej miejscowości, gdzie spotyka on swoją dawną miłość. Na planie obok Johna pojawiła się trójka innych członków jego rodziny, a sam reżyser wspominał, że praca na planie przypominała kręcenie trzech filmów: jednego, w którym ekipa trzymała się scenariusza, drugiego, mocno powściągliwego w humorze i trzeciego, będącego wersją najbardziej improwizowaną, z której ponoć zaczerpnięto najwięcej zdjęć do ostatecznej wersji. Być może dlatego jest to film lubiany do dziś. 

Łatwy szmal

Komedia w reżyserii Billa Murraya i Howarda Franklina to jeden z tych filmów, z których akurat nie czerpał Todd Phillips przy realizacji “Jokera”, choć kto go tam wie?! Fabuła opiera się tu na niezwykłym napadzie na bank, którego dokonuje człowiek przebrany za klauna. Z uwagi na to, że na miejscu szybko pojawia się policja, niewydarzony przestępca szybko bierze pracowników przybytku jako zakładników i zamyka ich w skarbcu. Obraz miał początkowo wyreżyserować Jonathan Demme, ale gdy okazało się, że jest niedostępny Murraya wsparł na planie wspomniany Franklin. Sam aktor, reklamując swoje dzieło wspomniał, że szczególnie docenić powinni je Nowojorczycy, którzy dobrze wiedzą o tym jak paskudne bywa ich miasto…

Trzech Facetów z Teksasu

W zasadzie debiut reżyserski Wesa Andersona, który rozwinął tu pomysł ze swej wcześniejszej krótkometrażówki. Jak to zwykle bywa w przypadku pierwszych obrazów nosi on już pewne cechy przyszłej twórczości amerykańskiego ekscentryka, a w dodatku gra w nim dobrze znany z jego późniejszych dzieł Owen Wilson (który jest jego współtwórcą), ale czuć, iż jest to dopiero wprawka. Na dobrą sprawę mamy tu bowiem do czynienia z komedią sensacyjną, w której tytułowi bohaterowie, klasyczne życiowe niedojdy postanawiające wejść na drogę przestępczą, trafiają na ludzi sprytniejszych od siebie, którymi dowodzi postać grana przez Jamesa Caana. Film okazał się ogromną klapą w box office, przez co wspomniany już Wilson miał ponoć rozważać nawet zarzucenie aktorstwa na rzecz wciągnięcia się do Marines. Na szczęście dla siebie ostatecznie z tego zrezygnował. 

Pościg

Film z czasów, gdy Charlie Sheen nie wywoływał jednoznacznych skojarzeń, bynajmniej nie wiążących się właściwie z żadną z jego wcześniejszych ról. Obraz Adama Rifkina opowiada o porywaczu córki pewnego milionera, za którym w pogoń ruszają reporterzy telewizyjni, ale jest to produkcja pozbawiona ambicji choćby “Urodzonych morderców” Olivera Stone’a, pomyślana jako klasyczny rozrywkowy twór. Ciekawy również dla miłośników muzyki tamtych czasów, bowiem w obsadzie znaleźli się m.in. wokalista i basista Red Hot Chili Peppers, Anthony Kiedis i Flea, a także Henry Rollins. 

W czym mamy problem?

Reżyser słynnych “Różowych Flamingów” ma grono zdeklarowanych fanów, jak również grupę zdecydowanych przeciwników, która jednak z roku na rok wydaje się maleć, bo im więcej czasu upływa od premiery jego najważniejszych dzieł, tym mocniej są one doceniane. “Serial Mom” jest w tym kontekście filmem niezwykłym, bo choć opowieść o z pozoru zwykłej kobiecie z amerykańskich suburbii jest oczywiście na pewnym poziomie wywrotowa, to jednocześnie wydaje się jednak dużo bardziej standardowa niż inne filmy Watersa. Nie zmienia to faktu, iż grającej tu Kathleen Turner wielu - w tym sam Michael Douglas - odradzało zagranie w tej smoliście czarnej komedii, oczywiście kompletnie niedocenionej w box office. 

Cukiereczek

Reżyser i scenarzysta tego filmu Darren Stein pierwotnie miał realizować horror, który pewnie byłby jedną z wielu podobnych w tym czasie produkcji w typie “Koszmaru minionego lata”. W pewnym momencie zaczął się jednak zastanawiać co by było, gdyby porwanie przyjaciółki, przez trzy najpopularniejsze w szkole dziewczyny, skończyło się niespodziewanie, a jednocześnie tragicznie. Zamiast klasycznego przedstawiciela kina grozy wyszła mu więc czarna komedia, która co prawda po premierze spotkała się z krytyką, ale w kolejnych latach doczekała się kultowego statusu. 

Ludzie pracy

Film wyreżyserowany przez Emilio Esteveza to dowód świadomości ekologicznej końcówki XX wieku w Stanach Zjednoczonych, jak również ogromnej fascynacji postaciami płatnych zabójców. Przedstawiciel tego fachu zostaje bowiem zatrudniony, by wyeliminować niewygodnego dla pewnego przedsiębiorcy radnego, a w intrygę wplątują się dwaj śmieciarze, grani przez samego Esteveza i jego brata, Charliego Sheena. 

Mocne uderzenie

W filmie Kirka Wonga znów mamy do czynienia z płatnym zabójcą, granym przez Marka Wahlberga, który w jednej ze swoich misji zakochuje się w porwanej przez siebie kobiecie, co oczywiście radykalnie zmienia jego dotychczasowe życie. Sam obraz stanowi parodię azjatyckiego kina sensacyjnego spod znaku Johna Woo, przez co jest oczywiście kompletnie przegięty, ale dzięki dobrym rolom, wspomnianego Mary Marka, jak również Lou Diamonda Phillipsa, a także całkiem sprawnej realizacji ogląda się go bardzo dobrze. 

Szpieg bez matury

Film kanadyjskiego reżysera Williama Deara to klasyczna parodia kina szpiegowskiego, w której pewien młodzian zostaje wzięty za superagenta, co daje mu dostęp do życia, o którym dotąd tylko śnił. Jak to jednak zwykle bywa w takich przypadkach: “With great power comes great responsibility”, a nowy zawód zaczyna mu coraz bardziej ciążyć, nawet mimo posiadania niesamowitych gadżetów. Dwa z nich, czyli eksplodująca guma do żucia i okulary, o których śnił niejeden nastolatek w owym czasie, zostały zresztą później wykorzystane w serii filmowej “Mission Impossible”. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper