Widmo Wolności

Cyberpunk 2077: Widmo Wolności - brakuje nam takich szpiegowskich historii

Krzysztof Grabarczyk | 25.05, 18:00

"Dzień dobry, Night City - z tej strony Stanely a przed nami kolejny dzień w mieście snów" - wiecie, że nauczyłem się prawie wszystkich jego kwestii na pamięć? Cyberpunk 2077 jest grą z dramatyczną przeszłością i wszyscy o tym wiemy. Morze reklamacji, jakie wypłynęło kilka godzin po debiucie zalało wydawcę, lecz wraz z aktualizacją 2.0 otrzymaliśmy formę rekompensaty. Powiedzmy, że studio odkupiło swoje winy i podjęło decyzję, jaką należało podjąć na starcie gry - porzuciło konsole starszej generacji. Główną atrakcją związaną z pojawieniem się ważnej aktualizacji było fabularne rozszerzenie, Widmo Woilności.

Night City nie jest duże. Mapa obejmuje rozmiar zbliżony do Velen, Ziemi Niczyjej z Wiedźmin 3: Dziki Gon. Cyberpunk 2077: Widmo Wolności oferuje zupełnie nową dzielnicę, Dogtown. Wróciłem ostatnio do metropolii przyszłości, aby przypomnieć sobie i jednocześnie zweryfikować czy poza hajpem pozostało coś jeszcze ze słynnego Cyberpunka. Gra wygląda, jak wyglądać powinna na starcie, ale czas rozliczeń dla CD Projekt RED dobiegł już końca. Jednocześnie tytuł jest ostatnim projektem hulającym na autorskim silnik, RED Engine. Sequel bazuje już na metodach Epic Games. O tym, że coraz większa ilość firm decyduje się na korzystanie z silinika Unreal Engine pisaliśmy niejednokrotnie. Czy to się przyszłuży jakości gier? Zweryfikuje czas.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cyberpunk 2077 dostało nowe życie, choć tak naprawdę mocą sprawczą zmian jest rzeczony dodatek. Gra nigdy nie narzucała nam konkretnego stylu rozgrywki. W świetle dotychczasowych projektów firmy była to duża nowość. Niezależnie od podjętych działań, Cyberpunk 2077 nie reguluje określonego stylu gry. Wszystko leży w inwencji gracza. Z Widmem Wolność jest trochę inaczej. Narracja opiera się na akcjach szpiegowskich i intrygach. Tutaj wręcz chcemy bawić się w cichego agenta i używać głównie broni z tłumikiem. I choć systemowo gra stara się tego nie narzucać to robi to fabuła kipiącą szpiegowskim klimatem.

Dzielnica strachu

undefined

W Dougtown czujemy się jak w mieście-więzieniu. To ostatnia z dzielnic Night Cty jaką dobudowali twórcy Cyberpunk 2077. Rozbity samolot z panią prezydent, Idris Elba jako wsparcie dla V i podzielona na cztery dyrektywy dzielnica Dogtown. Twórcom zależało, aby gracze czuli, że są w nowym miejscu jednocześnie mając świadomość, że to wciąż Night City. Salomon Reed i Rosalind Myers wiedzą więcej niż sądzimy. Nietrudno odgadnąć, że szpiegowska siatka sięga po brzegi Dogtown. W Widmie Wolności każdy ma coś do ukrycia, a rozszyfrowanie tej właściwej strony czasem wytęża szare komórki. Cyberpunk jako setting bardzo dobrze nadaje się do snucia szpiegowskich historii. Dlatego w podstawowej wersji historii polubiłem etapy polegające na przechwyceniu Relica sprzed nosa szefostwa Arasaki.

Johny Silverhand obrósł rangą mitu, wiecznej legendy. Misja, w której odtwarzamy słynny abordaż siedziby Arasaki, poznajemy Adama Smashera i smutny finał Silverhanda była jednym z lepszych doświadczeń w Cyberpunk 2077. Gra jest festiwalem zapadających w pamięć charakterów. Widmo Wolności nie pozostaje gorsze. Tutaj na uwagę zasługuje bohater drugiego, a nawet trzeciego planu - płk. Kurt Hansen, lider frakcji Barghest. Dogtown jest miejscem kompletnie wyjętym spod prawa. Postać Hansena jest efektem ciekawej inspiracji. Deweloperzy ze studia CD Projekt RED ujawnili, że inspirowano się historią bossów narkotykowych urzędujących na terenach Ameryki Południowej. Hansen wziął Dogtown pod swoją opiekę, obiecując ochronę cudzych interesów, jeśli tylko mieszkańcy będą grać zgodnie z zasadami. Całość przypomina mi realia brazylijskiej faweli, obarczonej przestępczością narkotykową dzielnicą biedoty.

Widmo Strachu

undefined

Widmo Wolności zachowuje przy tym cały urok Night City, choć wydaje się mocnym przeciwieństwem Miasta Snów. Kurt Hansen porzucił Nowe Stany Zjednoczone (NUSA) po Wojnie Unifikacyjnej. Co mnie urzekło o wiele bardziej? Postać Reeda tak brawurowo odegrana przez Idrisa Elbę. Nie zawaham się napisać, że idzie mu często lepiej od samego Keanu Reeves'a, którego występ w 70% uwarunkował fabularny sukces Cyberpunk 2077. Dogtown jest pewnego rodzaju wizją Night City bez korporacyjnego skażenia. Nie sięgają tutaj ani macki Arasaki, ani NCPD. To żyjący własnym życiem organizm, choć kojarzony z Night City.

Ten dodatek ma bardzo hermetyczny charakter. Jest pełny środowisk, które w Night City zostałyby uznane za skrajnie niebezpiecznie i niepasujące do panujących w mieście zasad. Tylko czy w metropolii przestymulowanej cybernetyką i demoralizacją istniałaby jeszcze jakiekolwiek standardy? Widmo Wolności próbuje również odpowiedzieć na pytanie, kim się stajemy na politycznym szczeblu, kiedy decyzje zmuszają do porzucenia człowieczeństwa. Cyberpunk 2077: Widmo Wolności pozostaje jedynym rozszerzeniem do gry. Zapamiętamy je głównie dzięki świetnej napisanej historii wypełnionej intrygami i zwrotami akcji. Wydarzenia z wątku głównego ogląda się niczym dobry film.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper