recenzja Diuna: część druga

Diuna w filmie i książce. 8 różnic, które pojawiły się w ekranizacji

Kajetan Węsierski | 09.06, 13:00

Arrakis naucza filozofii noża – odrąbujemy to, co niekompletne, i mówimy: „Teraz jest kompletne, ponieważ tutaj się kończy.

Jeśli mieliście przyjemność obcować z książkową “Diuną”, a więc pierwowzorem dla wielu późniejszych dzieł, to zapewne cytat ten nie jest Wam obcy. Choć Frank Herbert podobnych mądrości umieścił w swoich powieściach całe pokłady, to ta konkretna świecie pasuje do tematu dzisiejszego tekstu. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak się bowiem składa, że ostatnio postanowiłem wrócić sobie do lektury “Diuny”. Jak już kiedyś wspominałem, miałem okazję czytać ją lata temu w języku angielskim, choć nigdy nie na tyle, by pochłonąć całą sagę. Tym razem - już po polsku - podjąłem się podobnego wyzwania raz jeszcze. I to niedługo po zaliczeniu kolejnego seansu filmowej adaptacji od Denis Villeneuve. Jak się pewnie domyślacie, pozwoliło mi to na całkiem sporo wniosków i obserwacji.

A jedną z nich były oczywiste różnice - umówmy się wszak, że trudno byłoby zmieścić wszystko to, co było w oryginale. Dużo tam wątków, które na ekranie mogłyby się nie sprawdzić. Są jednak i takie, które choć miałyby sens, to miejsca dla nich zabrakło. I w niniejszym tekście właśnie na tym chciałbym się skupić. Przygotowałem kilka różnic - moich ulubionych - między powieścią, a filmem sprzed trzech lat (bazując wyłącznie na pierwszej części). 

Thufir Hawat

Mentaci w książkach mają ogromne znaczenie - ba, są na tyle ważni, że czasem można zaryzykować naprawdę wiele, by zamiast pozbycia się jednego z nich, spróbować przekabacić go na swoją stronę. W filmie (a właściwie w obu) w gruncie rzeczy nie podjęto tego tematu. Piter De Vries nie funkcjonuje za długo, a Thufir (mentat Atrydów) właściwie jest pomijany. Jego historia ucina się dość szybko i choć był na planie sequela, to na ekranie go nie zobaczyliśmy. 

Powitalny Bankiet

A ten punkt jest wyjątkowo ciekawy. Przyznam, że nie pamiętałem tego wątku z mojego pierwszego zetknięcia z “Diuną”. Gdy więc zasiadłem do niej drugi raz, mocno się zdziwiłem. Jasne, same rozmowy, do których dochodzi podczas powitalnej kolacji z okazji przybycia Atrydów na Arrakis, mocno kręcą się wokół polityki, ale nie można napisać, że nie miały znaczenia. 

Duncan Idaho

W tym przypadku mieliśmy do czynienia z dość ciekawym zabiegiem, bowiem filmowy Duncan Idaho to badass rodem z hollywoodzkich filmów. Wiecie, taki gość, którego rzeczywiście może zagrać wyłącznie Jason Momoa. W książce było mu jednak do niego daleko. Jego rola była znacznie mniejsza, dużo więcej stron przedstawiało jego lekko podchmielone wcielenie, a śmierć… Cóż, ta była dużo mniej bohaterska - właściwie tylko napomknięta. 

Yueh

Jeśli oglądaliście film, to zapewne pamiętacie, kto okazał się zdrajcą stojącym za atakiem od wewnątrz na księcia Leto. Doktor Yueh skutecznie zinfiltrował bliski mu ród i podał, jak na tacy, księcia dla barona. W ekranizacji wszystko jednak działo się bardzo szybko i nie można było spodziewać się takiego obrotu spraw. Natomiast w książce… Tam intryga związana ze zdradą, odnośnie do której każdy miał swojego podejrzanego, była naprawdę świetnie rozbudowana. Do tego stopnia, że każdy miał swoich podejrzanych.

Liet Kynes

A to chyba różnica, która robi największe wrażenie. W filmie Kynes jest właściwie wyłącznie fremeńskim planetologiem - albo raczej planetolożką, bowiem w ekranizacji dostajemy kobietę. W oryginale natomiast Liet jest mężczyzną i to nie byle jakim - krewnym Stilgara, ojcem Chani (granej przez Zendayę) i kimś, kogo śmierć miała znacznie mniej heroiczny wymiar, niż zostało to przedstawione w filmie. 

Jessica i jej charakter

Choć uwielbiam to, jak znakomita Rebecca Ferguson przedstawiła postać matki Paula, to nie mogę wyzbyć się wrażenia, że sam sposób napisania postaci był taki… Niepełny? Jasne, nie czuć tego w samym filmie. Ale jeśli zestawimy ją z książkowym pierwowzorem, to dostajemy kobietę znacznie mniej pewną swoich działań, dużo bardziej przerażoną i wewnętrznie skonfliktowaną. A to dodaje głębi nie tylko postaci, ale także samej opowieści. 

Przemiana Paula 

Zresztą, podobnie wygląda to w przypadku Paula. Już w drugiej części (o którą tylko delikatnie zahaczę) dostajemy znacznie bardziej bezwzględną postać, która powoli poddaje się naciskowi na bycie tym mitycznym "Lisan al Gaibem". W książkach chłopak z tym walczy - nie chce doprowadzić do świętej wojny. I to mimo faktu, iż jego wewnętrzna przemiana zachodzi znacznie szybciej. Jeszcze przed spotkaniem ze Stilgarem i Fremenami. 

Wątek Dżamisa

Na koniec jeszcze jedna znacząca różnica. A właściwie zbiór różnic wokół jednego tematu. Zapewne pamiętacie starcie Dżamisa z Paulem, do którego w filmie doszło po spotkaniu na pustyni. Cóż, w oryginale bohaterowie zmierzyli się w honorowym pojedynku już po dotarci do siczy. Co więcej, według fremeńskiego prawa Paul stał się ojczymem dwóch synów, którymi wcześniej opiekował się Dżamis. Ah, podobnież z wdową po nim, która stała się służącą młodego Atrydy. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper