Nie wracam do tych samych gier, ale... Dla nich zrobiłem wyjątek
Mam taką zasadę, że gdy już odpuszczę sobie jakąś grę, to niespecjalnie ciągnie mnie, by do niej wracać. I tyczy się to niemal wszystkich gatunków. Zarówno tych z domkniętą fabułą, jak i całkowicie sandboksowych. Ba, odnosi się to często również do obu rodzajów rozgrywki - tej singleplayer, jak i opcji multiplayer. Gdy coś porzucę, to potem trudno mi wrócić - dużo przyjemniej jest znaleźć nowy punkt zaczepienia.
Jak jednak wiecie już po samym tytule tekstu, nie jest to sytuacja, do której dochodzi zawsze. W życiu bywa tak, że wyjątki potwierdzające regułę są niemal tak pewne, jak często przytaczane śmierć i podatki. I w przypadku powrotów do gier jest u mnie tak samo - jest kilka takich pozycji, które pomimo ich porzucenia, były w stanie po czasie mnie przyciągnąć. A powody takiego podejścia były przeróżne.
Aby jednak mocniej ujednolicić tekst, chciałbym skupić się wyłącznie na grach singleplayer i takich, w których oś rozgrywki zaczyna się i kończy na fabularnej warstwie. Przedstawię Wam gry, które, mimo iż zostały przeze mnie raz ukończone, doczekały się ponownego odpalenia. A mówiąc jeszcze prościej - większość z nich to po prostu moje ulubiony tytuły, które odświeżałem niekiedy kilkukrotnie. Nie przedłużając, przejdźmy do sedna!
Marvel’s Spider-Man: Miles Morales
Zacznijmy od gry, która może okazać się dla niektórych sporym zaskoczeniem. Tak, nie ukrywam, jest to - moim zdaniem - najgorsza ze wszystkich trzech wydanych produkcji o Pajączkach od Insomniac Games. Niemniej, była na tyle krótka, że jej kolejne ukończenie okazało się bardzo sprawą akcją. Przyjemny ponowny przegląd mniejszej odsłony, a poza tym… Wymagany do plantynki!
Uncharted 4: Kres Złodzieja
Aby była jasność, nie ma w tym tekście produkcji, które ograłem najpierw oryginalnie, a później w podciągniętej wersji. Jasne, w przypadku takiego Uncharted 4 zrobiłem to, ale wcześniej zaliczyłem dwa pełne podejścia jeszcze na PS4. I nie żałuję, bo to po prostu kapitalna pozycja. Od samego początku do końca trzyma w napięciu, a kolejne przejście pozwoliło mi lepiej przyjrzeć się temu, jak znakomicie zbudowano ten świat - Madagaskar zachwyca do dziś.
Overcooked
Nieco mniejsza gierka, ale zdecydowanie warta wspomnienia. Zwłaszcza że wraz z moją ukochaną przeszliśmy ją dwukrotnie - trochę w formie sprawdzenia swoich skilli po czasie, a trochę dla relaksu. Zresztą, w przypadku sequela zrobiliśmy to samo. I później skończyliśmy na 100% również odświeżenie. Naprawdę świetne tytuły i liczę, że kiedyś pojawi się trójeczka. I ją też przejdziemy kilkukrotnie, na pewno!
Naruto: Rise of a Ninja
Chyba najmniej znana pozycja w całym zestawieniu, ale bez dwóch zdań taka, którą muszę tu wrzucić. Pierwszy raz grę “przeszedłem” oglądając dwie serie na YouTube - w czasach gdy nie miałem Xboksa. Jak już się do niego dorwałem, to od deski do deski przeszedłem ów tytuł kilka razy. Nie był długi, nie był wymagający, ale otwierał mi szerokie bramy do świata Naruto. I wciąż liczę, że pojawi się gra w tym uniwersum, która będzie przypominała następną na liście.
Dragon Ball Z: Kakarot
Oh, ależ to było dla mnie święto, gdy zaprezentowano tę grę! Mało tego - jakaż radość mi towarzyszyła, gdy w dniu premiery ją odpaliłem i wciągnąłem się w świat zbudowany przez nieodżałowanego Akirę Toiryamę. Najpierw przeszedłem raz, spędzając tam ponad czterdzieści godzin, a później - przy okazji chęci ogrania dodatków - ponownie. I w obu przypadkach był to cudowny czas i znakomita decyzja. Polecam, jeśli nie mieliście okazji.
Call of Duty 4: Modern Warfare
Gwoli szybkiego wyjaśnienia, bowiem nie miało tu być gier multiplayer - w przypadku rzeczonej produkcji chodzi mi wyłącznie o tę kilkugodzinną kampanię fabularną (o której zresztą napisałem więcej kilkanaście dni temu w innym tekście). Przechodziłem to trzy albo cztery razy - tego już nie pamiętam. Nie zapomniałem jednak wrażenia, jakie wywarła na mnie gra przy okazji debiutu. To pamiętam doskonale, bowiem było doskonałe!
Far Cry 3
Być może narażę się pewnej grupie osób, ale… To do dziś mój ulubiony Far Cry i jedna z najlepszych gier Ubisoftu, jakie kiedykolwiek powstały. Fenomenalna tropikalna wyspa, od której trudno się oderwać, wciągająca fabuła i zadania, a ponadto ten idealnie zaprojektowany antagonista, który zapisał się dużymi literami w historii branży. Czego chcieć więcej? Może tylko następnych podobnych odsłon!
Saints Row: The Third
Kolejny wybór, który może spotkać się ze zdziwieniem wielu osób. Wiem, że sama seria - przez pryzmat ostatniej odsłony - dostała troszkę po tyłku, ale trzecia i czwarta część na zawsze będą miały specjalne miejsce w moim serduchu. Do tego stopnia, że tę pierwszą z wymienionych przechodziłem kilka razy. Ba, przez pewien czas byłem nawet w "obozie" stawiającym SR nad GTA!
The Last of Us: Remastered
Tu również nie chodzi mi o wydaną stosunkowo niedawno odnowioną wersję. Dwa razy przeszedłem pierwsze The Last of Us - w obu przypadkach w zremasterowanej wersji na PlayStation 4 (ponieważ poprzedzającej je generacji Sony nie posiadałem). Pierwszy raz byłem oczarowany rozmachem świata i tym, jak genialnie tę grę napisano. Drugi raz, cóż, było podobnie - tym razem jednak skupiłem się na detalach.
The Elder Scrolls V: Skyrim
I na sam koniec tytuł, o którym na portalu napisałem już kilka tekstów. Czasem z okazji różnych rocznic, innym razem ze względu na kolejne wydania, a jeszcze kiedy indziej, żebym sam mógł sobie ów tytuł powspominać. Nie jest to moja ulubiona gra w historii, ale na pewno czołówka. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę wszystkie jej zalety. A pewnie, póki nie wyjdzie “szósteczka”, zrobię jeszcze troszkę podejść do Skyrima… Kocham ten świat.
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych