Star wars

Graliśmy w Star Wars Outlaws! Uncharted w kosmosie

redakcja | 10.06, 22:09

Gier na kanwie „Gwiezdnych Wojen” nigdy dość, zwłaszcza, jeżeli są one tak dobrze i epicko zapowiadające się jak Star Wars Outlaws. 

Do Los Angeles producent przywiózł ze sobą imponujących rozmiarów demo obejmujące aż trzy różne fragmenty gry, z których w każdy mogłem pograć 30 minut.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wewnątrz pradawnego wraku

Star Wars Outlaws

Pierwsza z misji, The Wreck, hołdowała eksploracji, łamigłówkom i elementom platformowym. Akcja toczyła się na tytułowym wraku zdewastowanego przez upływ czasu okrętu z epoki Wysokiej Republiki, a zatem okresu poprzedzającego wydarzenia z oryginalnej filmowej trylogii o dobrych kilkaset lat. Pochodząca z galaktycznego półświatka bohaterka imieniem Kay całkiem sprawnie radzi sobie z przeszkodami terenowymi, wspinając się po ścianach niewiele gorzej od członków Bractwa Asasynów. I podobnie jak tam, czynność ta odbywa się półautomatycznie, rolą gracza jest więc raptem wychylanie gałki bądź wciskanie odpowiedniego przycisku. Nieco bardziej trzeba się za to wysilić w przypadku zagadek, tutaj polegających na uruchamianiu wygasłych dawno temu mechanizmów. Do tego celu służy dzierżony przez Kay pistolet, oprócz wystrzeliwania standardowego rodzaju pocisków posiadający jeszcze dwa inne tryby prowadzenia ognia. 

Jest to znana z filmowej sagi możliwość ogłuszania nieprzyjaciół za pomocą jednego tylko strzału, wymagająca jednak dość długiego okresu „chłodzenia” przed ponownm użyciem, a także plucie wiązkami energii elektrycznej. Ten drugi tryb przyda się zarówno do dezaktywacji tarcz energetycznych noszonych przez niektórych wrogów, a także właśnie do ładowania baterii mechanizmów w zwiedzanym wraku. Ponarzekałbym jednak trochę na nawigację w świecie gry. Znacznik celu działa w osobliwy sposób i relatywnie często nie miałem pojęcia co zrobić by popchnąć akcję do przodu. Problem ten niweluje odrobinę Nix – czworonożny towarzysz bohaterki. Oprócz umiejętności zbierania znajdziek, odwracania uwagi wrogów, a nawet atakowania ich, ma też możliwość „skanowania” otoczenia w poszukiwaniu punktów zainteresowania, dzięki którym mogłem dostrzegać przez ściany przewody prowadzące do wyczerpanych generatorów.

W poszukiwaniu skradzionego reliktu

Star Wars Outlaws

Drugi fragment dema, The Relic, skupiał się na poszukiwaniu reliktu wykradzionego pewnej wpływowej grupie przez znany z filmu „Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie” gang Szkarłaty Świt. Misja stanowiła przykład innej strony zabawy, skupionej na elementach action-adventure. Osadzono go na śnieżnej planecie Kijimi, znanej fanom doskonale z filmu „Skywalker. Odrodzenie”. Tutaj też największe wrażenie robiła oprawa – otoczenie tonęło w detalach oraz imponujących efektach pogodowych, choć nie mogłem pozbyć się wrażenia, że dynamiczna rozdzielczość notorycznie spadała poniżej poziomu przyzwoitości. Trzeba jednak mieć na uwadze, że jest to wciąż wczesna wersja gry i do czasu jej premiery z pewnością zostaną w tej materii naniesione pewne poprawki. Jeżeli miałbym podsumować tutejszy sposób zabawy jednym zdaniem, powiedziałbym – Uncharted w świecie Gwiezdnych Wojen. 

Gra czerpie z przygód Nathana Drake'a pełnymi garściami, nie tylko pod względem sposoby wspinaczki ale także walki. Jest chowanie się za osłonami, jest ostrzeliwanie się bez wystawiania głowy ponad przeszkodę, jest wreszcie zabieranie broni poległym nieprzyjaciołom. Jeżeli jednak kopiować, to od najlepszych! Całkiem nietypowo zaprojektowano z kolei włamywanie się do zamkniętych pomieszczeń oraz skrzyń. Zamiast klasycznego w takich sytuacji wytrycha mamy obrotowe urządzenie łamiące blokadę w rytmiczny sposób. Każdy zamek pulsuje i popiskuje bowiem w zgodzie z pewnym rytmem i aby go otworzyć, trzeba w ten rytm najpierw się wczuć a potem powtórzyć go w ten sam sposób. Ciekawa rzecz, ale potencjalnie zdolna do sprawienia problemu osobom, którym słoń nadepnął na ucho.

Pod fałszywą banderą

Star Wars Outlaws

Ostatnia z dostępnych misji, The False Flag, skupiała się na ucieczce z imperialnej bazy zwieńczonej pojedynkiem w przestrzeni kosmicznej. Nawigowanie statkiem Kay w żadnym wypadku nie nastręczy tylu trudności co w przypadku wymagającego pod tym względem Star Wars: Squadrons. Statek w prosty sposób reaguje na komendy, posiada także trzy tryby prowadzenia ognia – klasyczne działko, rakiety samoczynnie namierzające cel a także tylne działko automatycznie strzelające w najbliższego wroga. Nie trzeba przy tym szczególnie wysilać się w trakcie gonitwy za wrogimi TIE fighterami – pod jednym ze spustów ukryto tryb „pościgu”, automatycznie lockujący celownik działka na wrogu. 

Jak na moje oko jest to wszystko odrobinę zbyt proste, ale Ubisoft celuje w szeroką publiczność więc nie mogło się obejść bez pewnych ułatwień. Tak czy inaczej jednak, Star Wars Outlaws już teraz wygląda i działa bardzo przyzwoicie i choć potrzebuje jeszcze kilku szlifów, będzie to bez wątpienia jedna z najgłośniejszych premier drugiej połowy roku. O rozczarowaniu nie będzie mowy – możecie trzymać mnie za słowo!

Autor: Komodo

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Star Wars Outlaws.

redakcja Strona autora
Wszechstronny autor – a to przygotuje materiał sponsorowany, a to komunikat redakcyjny. Znajdziecie go w każdym zakątku portalu jak to na szefa wszystkich szefów przystało. Nie tylko pisze, ale coś naprawi i wysłucha - piszcie na [email protected].
cropper