Zacku Snyderze, nie idź tą drogą! Dziesięć najgorszych rozszerzonych wersji znanych filmów
Informacja o tym, że Zack Snyder niedługo podaruje światu reżyserskie wersje swoich dwóch ostatnich filmów z serii “Rebel Moon” nie mogła nikogo zaskoczyć, znając upodobanie twórcy do tych formatów. Choć zwykło się uważać, że są one zdecydowanie lepsze od kinowych, często okazuje się, że jest odwrotnie. Zwłaszcza gdy za ich realizację nie biorą się sami twórcy tych obrazów.
0.0 pokazał mój zdziwieniometr, gdy kilka dni temu przeczytałem o tym, że Zack Snyder szykuje reżyserskie wersje dwóch pierwszych części serii “Rebel Moon”. Pojawiły się one na serwisie Netflixa w ostatnich miesiącach i niemal zgodnie zostały uznane za produkcje nieudane, nawet w kategorii tworów czysto komercyjnych. Amerykanin jednak nie zamierza się poddawać, pragnąc zapewne dotrzeć do swych największych fanów lub tych, którzy już zaczęli trening przed seansem dłuższych wersji, ćwicząc się w oglądaniu wszystkich filmów na Youtube w szybkości 0.25.
Ruch Snydera wcale nie dziwi, biorąc pod uwagę niezłe przyjęcie reżyserskiej wersji “Ligi Sprawiedliwości”, a także fakt, iż w przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że dłuższy format rzucał nowe światło na dane dzieło filmowe, wykazujące się w nim dużo większą płynność fabularną, również dzięki obecności kilku dodatkowych, a usuniętych w procesie edycji wątków. Sztandarowym przykładem jest tu choćby “Królestwo Niebieskie” Ridleya Scotta, mające sens tylko i wyłącznie w opcji Director's Cut. Równie wiele jest jednak tytułów, którym wydłużenie zdecydowanie nie pomogło, a nawet zaszkodziło. Oto dziesięć takich pozycji.
Donnie Darko
Film Richarda Kelly uchodzi do dziś za majstersztyk psychologicznego thrillera z domieszką science fiction, opowiadający o nastolatkach, dzięki czemu jego specyficzność nabiera dodatkowego wymiaru. Film kusi niesamowitą atmosferą i tajemniczością, która pozwala go interpretować na przeróżne sposoby. To wszystko w wersji kinowej. W 2004 roku na rynku pojawił się bowiem box DVD z nową wersją reżyserską, która powszechnie została uznana nie tylko za kompletnie niepotrzebną, co nawet mocno krzywdzącą sam film, bo podsuwająca widzowi pod nos właściwie wszystkie fabularne rozwiązania. Czasami nie warto na siłę poprawiać czegoś, co już było bardzo dobre.
Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia
Kwestia dłuższej wersji tego obrazu jest nieco bardziej skomplikowana. Steven Spielberg od początku nie był zadowolony z filmu kinowego, a fakt iż produkcja osiągnęła spory sukces w box office sprawił, że producenci pozwolili mu na zrealizowanie własnego Director’s Cut. Postawili mu tylko jeden warunek: pokazanie wnętrza statku kosmitów, co powszechnie zostało uznane za ruch błędny, a czego potrzebowali do dalszych działań marketingowych. Sam reżyser po latach wspominał, że nigdy nie powinien się na to zgodzić.
Egzorcysta
Prace nad dłuższą wersją legendarnego horroru Williama Friedkina były efektem sporu twórcy z autorem podstawy literackiej do jego scenariusza, Williamem Blatty’m. Obu panów zdecydowanie dzieliły przekonania religijne. Głęboko wierzący Blatty próbował od początku wymóc na Friedkinie bardziej optymistyczne zakończenie, akcentujące to, że demon przegrał walkę z ojcem Merrinem i Karrasem, co ostatecznie mu się jednak nie udało. Pisarz nie zdołał też przekonać Friedkina do przedziwnej końcówki, sugerującej początek przyjaźni ojca Dyera i porucznika Kindermanna, będącej osią fabularną trzeciej części cyklu, wyreżyserowanej przez Blatty’ego, a więc znalazła się ona dopiero w wersji rozszerzonej. Można w niej również zobaczyć scenę słynnego spaceru pająka opętanej Regan. Tę od początku w filmie chciał zobaczyć pisarz, ale nie zgodził się na nią Friedkin. Przekonywał, że pojawia się ona w filmie zdecydowanie zbyt wcześnie i kompletnie burzy dramaturgię filmu.
Legenda
W przypadku filmu Ridleya Scotta z 1985 roku sprawa jest wyjątkowo prosta. Rozszerzona wersja obrazu fantasy z Tomem Cruisem i Mią Sarą, przygotowana również na rynek europejski różni się od oryginału tylko jednym elementem, ale za to jakim! W amerykańskich kinach widzowie obejrzeli tę produkcję z muzyką Tangerine Dream, podczas gdy w edycji Director’s Cut można było usłyszeć muzykę Jerry’ego Goldsmitha, zatrudnionego zresztą pierwotnie do napisania soundtracku. Po czasie producenci stwierdzili jednak, że do młodszej publiczności lepiej przemówią utwory skomponowane przez niemiecki duet, obiecując jednak Goldsmithowi to, że jego kompozycje będą obecne w wersji reżyserskiej. Sam nie był on chyba wielkim fanem zespołu, nazywając ją “techno-popową grupą”, której twórczość nie pasowała do samego dzieła Scotta, z czym akurat bardzo trudno się zgodzić.
Tańczący z Wilkami
Ponad trzygodzinne widowisko w reżyserii Kevina Costnera, wielki wygrany sezonu nagród w 1991 roku doczekało się wersji jeszcze dłuższej, przygotowywanej już przez producenta Jima Wilsona. Miała ona zawierać ponad 50 minut materiału, usuniętego w procesie edycji. W powszechnej opinii nie oferowała on jednak właściwie nic prócz konieczności wygospodarowania dodatkowej godziny, by ją obejrzeć, a sam Kevin Costner w późniejszym czasie stwierdził, że w ogóle przy niej nie pracował.
Hobbit: Bitwa Pięciu Armii
Decydując się na zrealizowanie dodatkowej edycji rozszerzonej “Hobbita” Peter Jackson i producenci widowiska po prostu powtórzyli działanie podjęte już po premierze trylogii “Władca Pierścieni”, licząc zresztą na podobny efekt. Fani ekranizacji najważniejszego dzieła J.R.R. Tolkiena w przeważającej większości chwalili bowiem ten ruch, dający możliwość zapoznania się z większością zrealizowanego materiału. Niestety kompletnie nie zadziałało to w przypadku drugiej trylogii, która została uznana za zbyt długą, a dodatkowe materiały nie wniosły zupełnie nic.
The Warriors
Pamięć o legendarnym filmie Waltera Hilla z 1979 roku ponownie odżyła po premierze “Johna Wicka 4”, w wielu miejscach wyraźnie nawiązującego do dzieła, traktującego o rywalizacji dwóch gangów, walczących o wpływy w dystopijnym Nowym Jorku. O ile jednak kinowa odsłona tego obrazu od początku cieszyła się zasłużoną sławą, o tyle nie można tego powiedzieć już o wersji reżyserskiej, dodającej m.in. powszechnie krytykowane elementy komiksowe, pojawiające się między poszczególnymi scenami, kompletnie nie pasujące do fabuły i psujące ogólne wrażenie.
E.T.
Dodatkową wersję tego absolutnego klasyka lat 80’ przygotowano na jego dwudziestolecie. Niestety nie spotkał się on z dobrym przyjęciem, czemu jednak nie można się dziwić. Sam Spielberg już drugi raz w swej karierze poszedł bowiem na kompromis z producentami m.in. zgadzając się na cyfrowe wymazanie broni policjantom, którym w tych scenach “wręczono” walkie-talkie, co miało sprawić, że widowisko stanie się jeszcze bardziej przyjazne młodym widzom. Reżyser znów po jakimś czasie stwierdził, że w ogóle nie powinien się na to zgodzić. Niezbyt dobrze wyglądały też efekty CGI, którym zastąpiono pewne, kiepsko wyglądające elementy oryginalnej wersji obrazu.
Miami Vice
Film Michaela Manna tuż po premierze został właściwie zmiażdżony przez krytykę, po latach jednak znalazł całkiem spore grono entuzjastów, którzy doceniali wiele ryzykownych, ale też z artystycznego punktu widzenia ciekawych ruchów, sprawiających, że “Miami Vice” było czymś więcej niż tylko typowym akcyjniakiem. Tuż po kiepskiej premierze Mann zdecydował się na pokazanie reżyserskiej wersji, zmieniającej początek i wprowadzającej zmiany tempa toczonej akcji. W powszechnej opinii edycja nie tylko nie poprawiła samego filmu, ale też sprawiła, że stał się on zupełnie nudną, standardową produkcją dla mas, nie wyróżniającą się zupełnie niczym.
Star Wars: Nowa Nadzieja
O tym, że nie należy zadzierać z fandomem Gwiezdnych Wojen przekonują się nie tylko twórcy ostatniego disneyowskiego serialu “Akolita”, bo stało się to udziałem samego George’a Lucasa i to już na początku funkcjonowania gwiezdnej sagi. Lucas bowiem już po premierze nieustannie pracował nad swym dziełem, dodając nowe elementy, poprawiając efekty specjalne, bawiąc się z opcjami dubbingowymi itp. W kolejnych latach pojawiać się zaczęły specjalne edycje, mające nadążać choćby za zmianami w technologii filmowej, ale większość fanów uznała je za kompletnie niepotrzebne, a niektórzy wręcz jako zamach na pierwszą, uznawaną za kanoniczną wersję ich ulubionego widowiska, które powinno być pokazywane w oryginalnej wersji.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych