Astrobot

Graliśmy w Astro Bot na PlayStation 5. To platformówka z prawdziwego zdarzenia z rewelacyjną haptyką

Maciej Zabłocki | 17.06, 20:30

Ależ ja się cieszę, że Roger pamięta o mnie przy różnych playtestach i czasem mam okazję zagrać w coś między testami jednego czy drugiego sprzętu. Tym razem wybraliśmy się do siedziby Sony, by na własne oczy sprawdzić Astro Bota. Nadchodzącą wielką premierę na PlayStation 5. Moje wrażenia są niezwykle pozytywne. 

Gdy konsola debiutowała w 2020 roku, miała preinstalowaną pozycję zwaną "Astro's Playroom". To była wówczas gra pokazowa, trochę takie demo technologiczne wykorzystujące wszystkie funkcje nowego pada DualSense. Dzięki temu mogliśmy odkryć, co tak naprawdę potrafi nasz kontroler, a przy tym zwiedzić całe PlayStation 5 od środka, kompletując ikoniczne produkty, gry i akcesoria z całej historii marki PlayStation. Piękna i dla niektórych wybitnie sentymentalna podróż przez bibliotekę wspaniałych wrażeń i niezapomnianych konsol. 

Dalsza część tekstu pod wideo

To była gra na kilka godzin, którą z ogromną ochotą splatynowałem i do której regularnie wracałem dzięki sieciowym rankingom i kombinowaniu, jak tu ukończyć dany poziom nieco szybciej od znajomych. Mimo, że przez te lata wielokrotnie korciło mnie, żeby wrócić do Astro's Playroom to myślałem za każdym razem, że wszystko już odkryłem i za bardzo nie ma co tam robić. Aż tu nagle przyszła zapowiedź Astro Bot na State of Play, a dzisiaj mogłem zagrać w krótkie demo. Przypominam, że premiera odbędzie się 6 września, tylko na PlayStation 5. 

Astro Bot zachwyca rozmachem, skalą i pomysłowością 

Drake w AstroBot

Tym razem jednak Astro Bot to już potężna platformówka z krwi i kości. Jest doprawdy ogromna, chociaż ja mogłem przejść zaledwie pięć planet, a tych łącznie w całej grze będzie ponad 50. Do tego dochodzą jeszcze inne smaczki, jak choćby ukryte etapy zręcznościowe, których wcale nie tak łatwo odnaleźć. Kilka dni temu czytałem wrażenia jednego z dziennikarzy, który ogrywał ten tytuł na Summer Game Fest i on porównał wówczas Astro Bota do Super Mario 3D World. Faktycznie, coś w tym jest i muszę się z tym zgodzić. 

Graficznie dostrzegalne jest wyraźne podszlifowanie jakości znanej z Astro's Playroom. Oprawa jest bardzo "czysta" i elegancka. Gra działa znakomicie w 60 klatkach. Największe wrażenie robi jednak wykorzystanie fizyki, którą bawimy się co krok. Tutaj każdy jeden przedmiot reaguje na nasze działania, na otoczenie, na otaczające go ściany czy przeszkody. Często uwzględniamy zabawę z grawitacją, innym razem musimy czymś rzucić albo trafić piłką do kosza by zdobyć cenne monety. Jest tego całe mnóstwo. Znakomicie wyglądał moment, gdy rozkręcony przeze mnie dźwig z wielką kulą nagle trafił w ścianę i rozbił ją na drobne kawałki. Zrobił to tak naturalnie i z wielką siłą, że mimowolnie powiedział pod nosem "wow". 

AstroBot

Astro Bot polega głównie na tym, by zgromadzić zaginioną załogę ASTRO. Jest ona rozrzucona po całej galaktyce. Wcielamy się więc w postać sympatycznego robota, wskakujemy na kontroler DualSense, któremu dodano skrzydła i silniki odrzutowe, a następnie wyruszamy w magiczną podróż. Rozpoczynamy od zwiedzenia określonej galaktyki z wizerunkiem jakiegoś wielkiego zwierza, który okazuje się głównym bossem danego świata. Przykładowo, ja zmagałem się dziś z przerośniętą ośmiornicą, ale zaatakował mnie też... King Kong we własnej osobie. Dużo tu odniesień do znanych filmów czy postaci zapisanych w popkulturze lub mitach i legendach. 

Samo wykorzystanie wszystkich właściwości kontrolera jest doprawdy znakomite. Czujemy absolutnie każdy jeden detal na padzie za sprawą kapitalnie wręcz dopracowanej haptyki. Każdy jeden krok naszego robota wybrzmiewa inaczej i odczuwalny jest inaczej, w zależności od podłoża. Czujemy wodę, błoto, rozbijane szkło, magnes, którym się posługujemy w pewnym momencie (wrażenia potęguje wbudowany głośniczek). Wyczuwalne są potężne uderzenia, padający deszcz i wszelkie inne napotkane przeszkody. Absolutna perfekcja i nowy poziom adaptacji haptyki i triggerów w DualSense. To, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie, to zbieranie zaginionych członków załogi bezpośrednio do kontrolera, którym latamy. Gdy wskoczy on do pada, możemy nim potrząsać, by niemal poczuć i usłyszeć, jak w środku naszego DualSense faktycznie ktoś jest. 

Zarówno fizyka, jak i haptyka to zupełnie nowy poziom w grach na PlayStation 5 i coś, do czego powinni równać wszyscy pozostali deweloperzy. Znakomita jest tutaj również zabawa z żyroskopem. Przed wylądowaniem na każdej z planet lecimy przez chwilę nad jej powierzchnią i za pomocą żyroskopu właśnie unikamy przeszkód albo skręcamy w prawo czy w lewo celem zebrania jakiegoś przyjemnego bonusu czy monet. Działa to idealnie, jeden do jednego względem naszych ruchów, więc jest dodatkowo szalenie immersyjne. 

Astro Bot zabiera nas w podróż po krainach i światach znanych z gier na PlayStation 

AstroBot

Gra oddaje hołd PlayStation w absolutnie każdym aspekcie. Powracają przeciwnicy znani już z Astro's Playroom, a sama struktura rozgrywki w demie, które otrzymałem, zbytnio się nie zmieniła. Tu było więcej tego samego, ale czułem też znacznie większe pokłady kreatywności wśród twórców. Teraz nasz Astro może zebrać po drodze jakąś umiejętność specjalną, która potem wykorzystywana jest przez cały poziom. Dla przykładu, zdobyłem odrzutowego psa (widocznego wyżej) i mogłem dzięki niemu szybciej pokonać zastępy wrogów oraz przebijać się przez szyby czy nawet ściany, znajdując słabsze punkty (a jak to się pięknie wali i sypie, to nie mam pytań). Szyby to tłukły się "jak żywe", co zrobiło na mnie spore wrażenie. Innym razem przywdziałem żabie rękawice, pozwalające na przyklejanie się do wałków z farbą i potężne wybijanie wrogów w przepaść. 

Poziomy są bardzo zróżnicowane i osadzone w kompletnie różnych klimatach, bazując zarówno na warunkach atmosferycznych, jak i motywach przewodnich (jak teren budowy, oceanarium, galaktyka czy wielka dżungla). Jedne są mniej, drugie bardziej skomplikowane, ale wszystkie mają charakter i kapitalny design. Nie brakuje wyzwań dla największych miłośników platformówek. Tu i ówdzie poukrywano też znajdźki i przejścia. Odkrywanie ich stanowi wielką przyjemność.

Astro Bot_PS5

W pewnym momencie podczas moich zmagań musiałem rozpiąć zamek błyskawiczny z wielkiej kuli w której znajdowała się woda. Wylała się ona na cały obszar, pozostawiając wszędzie kałuże, ale umożliwiając tym samym wskoczenie na platformę, która wypychała mnie na powierzchnię. Nagle okazało się, że przede mną stanął wielki boss tego świata, czyli gigantyczna ośmiornica. Po jej pokonaniu, co było swoją drogą bardzo przyjemne i pomysłowe, nagle skurczyła się do niewielkich rozmiarów i trafiła na... robotowego Kratosa i Atreusa w swoim kajaku, którzy niczym w Ragnaroku, wykopali ją w kosmos, a potem przyjęli Astro Bota z wielkim uśmiechem. Sekwencja będzie Wam dobrze znana, jeśli graliście w najnowszego God of Wara, a takich smaczków dla fanów gier na PlayStation znajdziecie ponad 150. Zwane są "scenami", będą powiązane z bohaterami i przypomną o bogatej historii najbardziej ikonicznych momentów w grach first-party. 

Kratos i Atreus otrzymali nawet własny świat, ale niestety nie mogłem go zobaczyć w demie. Mogłem za to przejść etap oparty na spowalnianiu czasu, gdzie przez kilkanaście sekund wszystkie przeszkody i obiekty poruszały się bardzo powoli, gdy użyliśmy stojącej przed nami klepsydry. Innym razem zmuszono mnie do odpalenia silników odrzutowych w moim plecaku i biegania ile sił w nogach, bo pode mną pękało cienkie szkło. Wszystko jest doskonale animowane i na każdym kroku możemy znaleźć nawiązania do postaci z gier, co w mojej ocenie tylko podkręca i tak już znakomity klimat. W tle przygrywa "robotyczna" muzyka. Delikatne ambienty przeciągnięte mechanicznym efektem. 

Jeśli zaś chodzi o same elementy platformowe, to bije pokłony przed Team Asobi. To wszystko rusza się znakomicie. Jeżeli gdzieś popełnimy błąd, to doskonale wiemy przez co i dlaczego. Nie ma żadnego momentu w którym kwestionowałbym jakąś mechanikę czy sposób jej wykorzystania. Gra już na tym etapie była dopracowana do perfekcji, działała pięknie i bez żadnych spadków liczby klatek, a do tego wyglądała znakomicie. Chociaż Astro Bota nie traktowałem jako "poważnej gry AAA", to po tych kilkudziesięciu minutach zmieniam zdanie. Team Asobi ma wielkie ambicje, by dostarczyć doskonałego platformera, a takich gier w ostatnim czasie bardzo brakuje. Ja jestem kupiony. Dla mnie wszystko tutaj gra i śpiewa. To dużo większa, dużo bardziej rozbudowana, dużo bardziej ambitna produkcja od Astro's Playroom, ale z podobnymi założeniami i rozgrywką. Jeżeli pozycja startowa na PS5 Wam się podobała, to tutaj jest dosłownie "bigger, better and more badass". 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper