Ten serial na Netflixie powinien obejrzeć każdy. A wciąż czekamy na drugi sezon
Choć od dziecka mam mocny pociąg do anime i każdego roku oglądam naprawdę sporo animacji japońskiego pochodzenia, to nigdy nie było mi po drodze z azjatyckim kinem aktorskim. Przyznam szczerze - przez naprawdę długi czas postrzegałem seriale oraz filmy z Japonii, Chin, czy Korei, jako obraz kiczu. Na swoje usprawiedliwienie wspomnę jednak, że w dużej mierze wpływała na to perspektywa adaptacji live-action.
Sytuacja zmieniła się w 2019 roku, gdy motywowany niesamowicie pozytywnymi opiniami, recenzjami i poleceniami znajomych, wybrałem się z moją lepszą połówką na seans “Parasite” do jednego z trójmiejskich kin. Obiecywałem sobie wiele, ale byłem przy tym dość mocno zdystansowany. Cóż, przerosło to moje oczekiwania! Finalnie okazało się, że to jeden z lepszych filmów, jakie kiedykolwiek oglądałem.
I to natchnęło mnie, by się w tym oceanie treści zanurzyć - by dać szansę i odkrywać wody, na które wcześniej bałem się wypływać. Dzięki temu poznałem dziesiątki znakomitych produkcji - zarówno tych pełnometrażowych, jak i serialowych. A o jednej z pozycji epizodycznych chciałbym Wam dziś opowiedzieć, bo ostatnio z przyjemnością do niej wróciłem i… Znów bawiłem się genialnie. O czym mowa?
All of Us Are Dead
Tak jest - chodzi mi o “All of Us Are Dead”, a więc południowokoreański serial, który zadebiutował na Netflixie w styczniu 2022 roku. I chciałbym napisać, że od początku było o nim głośno, ale musiało trochę wody w Wiśle upłynąć, zanim zaczęto go szerzej komentować w naszych rodzimych mediach. Gdy już się jednak przebił, zachwytów nie brakowało. I z perspektywy czasu wcale mnie to nie dziwi.
Historia skupia się tu bowiem na grupie uczniów koreańskiej placówki Hyosan High School, która staje się punktem zapalnym dla zabójczej epidemii wirusa zamieniającego zakażonych w zombie. To z kolei sprawia, że bardzo szybko pojawiają się tam setki “nieumarłych”, którzy błyskawicznie zaczynają zalewać kolejne miejsca w mieście otaczającym liceum. Nikt nie jest bezpieczny.
Szczególnie odnosi się to do uczniów, którzy jakimś cudem przeżyli - jedni zabarykadowali się w klasach, inni znaleźli schronienie na dachach, a jeszcze kolejni przystosowali się tak dobrze, że nauczyli się przemieszczać między “bezpiecznymi” punktami. Niestety, zasoby mają to do siebie, że szybko się kończą. A to oznacza, że młodzi muszą szukać wyjścia i spróbować dostać się poza zamkniętą strefę pełną zakażonych.
I w praktyce głównie na tym skupia się dwanaście odcinków pierwszego sezonu. Lee Cheong-san, Nam On-jo, Lee Su-hyeok (nie przejmujcie się, ja również mam problem z zapamiętywaniem tych imion) i reszta ekipy próbują przetrwać i uciec ze śmiertelnej pułapki. Mógłbym oczywiście wejść w szczegóły, ale niezwykle łatwo w tym przypadku o spoilery. Napiszę tylko, że koreańscy twórcy nie boją się aspektów gore, nie boją się uśmiercać postaci w brutalny sposób pozbawiony jakiegokolwiek czynnika heroizmu i kompletnie nie boją się kroczyć ścieżkami, które początkowo wydają się absurdalne.
Co z drugim sezonem?
Sama historia natomiast zostawiła bardzo dużo pola do interpretacji. Poczynając od tego, że wiele wątków wciąż jest otwartych, a kończąc na tym, że w gruncie rzeczy nie poznaliśmy nawet odpowiedzi na główne pytanie - w jaki sposób walczyć z obecną sytuacją. Pomysłów od władz było wiele, ale koniec końców nie zdecydowano się na rozwiązanie ogromnego problemu, który tylko przybiera na sile i skali.
Sytuacja jest w tym przypadku o tyle ciekawa, że już po kilku miesiącach od premiery w Internecie pojawił się teaser, który obwieszczał, że drugi sezon rzeczywiście powstanie. A choć całość trwała zaledwie kilkanaście sekund i właściwie nie zdradzała nam absolutnie żadnych szczegółów związanych z fabułą, to rozbudziła oczekiwania fanów i sprawiła, że ekscytacja dosłownie wystrzeliła.
Cóż, do tej pory jednak na nic się to nie przełożyło. Od premiery wspomnianego zwiastuna (podrzucam niżej) minęło dwa lata, a my nie dostaliśmy absolutnie żadnych szczegółów związanych z pracami nad kontynuacją. Nie pojawił się żaden nowy materiał wideo, ani nawet mały plakat. Nie dostaliśmy potwierdzenia od aktorów, ani nawet wpisu w mediach społecznościowych Netflixa. Cisza jak makiem zasiał - jakby ekipę filmową otoczyły zombiaki.
Jedynym przebłyskiem - wręcz małym i migoczącym światełkiem w tunelu - była informacja na Instagramie załogi BH Entertainment. Ich klientem jest jeden z głównych aktorów, Park Ji-hu, a agencja poinformowała, że premiera powinna nastąpić jeszcze w 2024 roku. Niestety mamy już lipiec i niewiele się w tej sprawie ruszyło. Netflix szykuje premierę niespodziankę? A może doszło do nieprzewidzianego poślizgu? Trudno powiedzieć.
Po prostu polecam!
Jakkolwiek by nie było i niezależnie od tego, czy (oraz kiedy) drugi sezon zadebiutuje, z czystym sumieniem polecam Wam dwanaście dotychczasowych epizodów. To prawdziwa esencja azjatyckiego kina grozy, gdzie nie brakuje elementów, z którymi jest ono powiązane. Tu nie ma nieśmiertelnych bohaterów w stylu Rambo. Nie ma błędów bez kary. Nie ma bezpieczeństwa i wytchnienia. Jest śmierć, ból i cierpienie. A w tym wszystkim bardzo dużo emocji.
I zapewniam, że jeśli nie jesteście po uszy zanurzeni w tej działce popkultury, to wielokrotnie złapiecie się za głowę z powodu decyzji, które podejmują twórcy. Poczujecie spore zagubienie, szok, a być może nawet niedowierzanie. A choć całość jest stosunkowo krótka, a imiona bohaterów bardzo trudno zapamiętać, to da się do nich przywiązać - a zwłaszcza do relacji między nimi. Raz jeszcze - polecam z całego serducha.
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych