Ciche miejsce 2 pokazuje początek apokalipsy. Zwiastun zapowiada przerażającą historię

Ciche Miejsce: Dzień Pierwszy zawiodło? Dwie oryginalne odsłony to dalej perełki

Kajetan Węsierski | 14.07, 13:00

Gdy debiutował pierwszy “A Quiet Place”, to nie spodziewałbym się, do jakich rozmiarów urośnie. Głośny film z pogranicza horroru i produkcji science fiction cieszył się całkiem niezłą popularnością, ale wydawał się raczej zamkniętą opowieścią (mimo otwartego zakończenia). A dziś, po niemal sześciu latach od tamtej premiery, dostaliśmy już pełnoprawny sequel, pierwszy spin-off, a nawet zapowiedź nieźle wyglądającej gry wideo. 

Samą poboczną filmową opowieść dostaliśmy niedawno, bowiem jej polska premiera przypadała na 28 czerwca. Zresztą, cały czas można ją jeszcze w kinach oglądać, więc być może znajdą się chętni. Czy należy się jednak spodziewać tak wysokiego poziomu jak w przypadku poprzedniczek? Biorąc pod uwagę recenzje, jakie znajdziemy w Internecie, niestety jest inaczej. 

Dalsza część tekstu pod wideo

W momencie pisania tego tekstu na MetaCritic dostępne są 52 recenzje, których średnia wynosi zaledwie 68 punktów. W przypadku ponad 110 opinii użytkowników jest nawet nieco gorzej - 6.2/10. Nie ma mowy o wielkiej wpadce czy porażce, ale zdecydowanie nie jest to poziom, który mogliśmy uświadczyć przy okazji dwóch poprzednich filmów. I jeśli jeszcze ich nie oglądaliście, to zdecydowanie zachęcam, by nadrobić. 

Stary bałagan

Pierwsze “Ciche Miejsce” (ang. A Quiet Place) zadebiutowało w 2018 roku, a w głównych rolach mogliśmy oglądać w nim Johna Krasinskiego oraz Emily Blunt, a więc jedną z najpopularniejszych par aktorskich w Hollywood. Mało tego - mężczyzna odpowiadał także w tym przypadku za reżyserię. I trzeba przyznać, że sprawdził się w tej roli naprawdę doskonale. Co tu dużo mówić - już sam pomysł brzmiał ciekawie. 

Akcja rozgrywa się tu bowiem w 2020 roku - stosunkowo niedługo po tym, gdy na Ziemi pojawiają się kosmiczne monstra. Dość szybko dowiadujemy się - w brutalny sposób - że reagują one przede wszystkim na dźwięk. Póki ludzie są cicho, nie grozi im większe niebezpieczeństwo. Problem pojawia się jednak w momencie, w którym po prostu nie da się nie wydawać żadnych dźwięków. 

Jak wspomniałem - przekonujemy się o tym w bardzo brutalny sposób. Niczym u Hitchcocka, gdzie film ma “zacząć się trzęsieniem ziemi, a później napięcie powinno narastać”. I choć szybko dostajemy kilkunastomiesięczny przeskok w czasie, to dyskomfort powodowany koniecznością zachowania ciszy zaczyna się wręcz udzielać nam - widzom. Każdy szmer wywołuje przyspieszone bicie serca. 

A bardzo mocno pomaga w tym fakt, iż lwia część historii jest bardzo cicha. Bohaterowie rozmawiają ze sobą głównie na migi, a gdy się poruszają, robią to z ogromną starannością i powolnością. Wszystko to bardzo mocno wpływa na odbiór i budzi w widzu poczucie, że zaraz może coś zaszeleścić, zaskrzypieć, albo pęknąć. To zaowocuje przybyciem potworów. To jedna z tych opowieści, gdzie człowiek jest zwierzyną. Spadł w łańcuchu pokarmowym.

Nowy porządek

Jeśli chodzi o kontynuację, ta ukazała się dwa lata później - znów z ramienia Johna Krasinskiego. Tym razem jednak sytuacja się nieco zmieniła za sprawą zakończenia poprzedniej odsłony, o czym nie chcę za dużo pisać, by uniknąć spoilerów. Faktem jest natomiast, że to sequel bezpośredni, więc akcję obu filmów dzielą w gruncie rzeczy sekundy. Można to obejrzeć jako całość. 

Od początku czuć jednak delikatną zmianę. Przede wszystkim - pojawia się więcej postaci (na czele z Emmettem, którego gra fenomenalny Cillian Murphy. Co więcej, delikatnie zmienia się także status quo. Wspomniany łańcuch pokarmowy nie zostaje jeszcze przywrócony do znanej nam wersji, gdzie to ludzie są najbardziej niebezpiecznym gatunkiem, ale okazuje się, że kosmiczne monstra da się pokonać. 

Zmiana duża i widać to na pierwszy rzut oka. Zresztą, czuć to takie w filmie, ale nie oznacza to, że napięcie jest mniejsze. Co to, to nie. Po prostu dociera do widza inaczej, a twórcy bawią się jego źródłami. Czasem może być to brak leków, innym razem brak broni, a jeszcze kiedy indziej… Przedstawienie nowych wrogów. Odnoszę wrażenie, że “Ciche Miejsce 2” jest czymś pomiędzy pierwszą częścią, a “The Last of Us” lub “The Walking Dead”. 

Czy to jednak źle? Nie - to bardzo ciekawy zabieg, który może bardzo skutecznie poradzić sobie z monotonią. Ta bardzo często występuje w wieloczęściowych horrorach, gdzie główny wróg przestaje robić takie wrażenie - oswajamy się z nim. Dywersyfikacja niebezpieczeństwa dodaje świeżości, pozwala odsapnąć i bez wątpienia, jeśli dostaniemy trylogię, może się to opłacić. Mocno polecam, jeśli wciąż nie oglądaliście. 

Podsumowując… 

Czy są to filmy idealne? Nie, ale bez wątpienia zasługują na szczególną uwagę, bowiem świetnie chwytają się znanych i lubianych schematów, dorzucając do nich sporo świeżości. Co więcej, nie jest to na pewno typowy horror i nie liczcie, że odpalając go, będziecie siedzieć w napięciu, że coś Wam zaraz wyskoczy. To zupełnie inny rodzaj budowania napięcia - ten, który niemal nieustannie je utrzymuje. 

W trakcie seansu siedzi się jak na szpilkach, ale gdy wlatują napisy końcowe, to nie ma ulgi - pojawia się lekki zawód, że to już koniec. I tego, moim zdaniem, delikatnie zabrakło w spin-offie. Jasne, miał on nieco inne zadanie i realia, ale ta dojmująca cisza, która przewija się przez znaczną część dwóch pierwszych odsłon, pozwala na zupełnie inny odbiór filmu. To bardzo ciekawe doświadczenie, które zakończyło się sukcesem. I czekam na pełnoprawną kontynuację! 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper