Lubicie produkcje o starożytnym Rzymie? To może być Wasz serial roku!
Wszystko wskazuje na to, że rok 2024 można będzie nazwać okresem prawdziwego renesansu zainteresowania czasami starożytnego Rzymu. Oprócz zapowiadanej od dłuższego czasu kontynuacji “Gladiatora” Ridleya Scotta już niedługo na stronie Amazon Prime pojawi się nowa seria “Those about to die”, którą zresztą sporo łączy z legendarnym dziełem z Russellem Crowe w roli głównej.
Wiele było w ostatnich dwóch dekadach serii osadzonych w czasach starożytnego Rzymu, ale tylko dwóm z nich udało się zapisać na dłużej w pamięci widzów. Być może dlatego, że choć obie zostały zrealizowane pierworzędnie jednocześnie trudno o dwie tak skrajnie różne pozycje jak “Rzym” HBO, a także “Spartakusa” od Starz. Podczas gdy pierwszą z nich zapamiętamy przede wszystkim dzięki znakomitej scenografii i niezwykłej wręcz umiejętności do łączenia realnej historii ze znakomicie napisanymi przez scenarzystów fikcyjnymi wątkami, druga zachwycała głównie pulpową energią. Z czasem ewoluując w coś więcej niż tylko produkcję obliczoną na monetyzację popularności, bardzo podobnego - choć tylko pod względem oprawy audio-wizualnej - filmu “300” Zacka Snydera. Mającego swoją premierę cztery lata wcześniej przed pojawieniem się pierwszego odcinka serii z nieodżałowanym Andy’m Whitfieldem w tytułowej roli.
Żadnej późniejszej produkcji, w typie “Brytanii”, a tym bardziej “Barbarzyńców” Netflixa, nie udało się powtórzyć sukcesu obydwu wspomnianych seriali. Nie dziwi zatem, że włodarze najpopularniejszych serwisów streamingowych nie byli ostatnio skłonni do inwestowania ogromnych pieniędzy, jakie są w tym wypadku niezbędne, na fabuły osadzone w czasach panowania rzymskich cesarzy. W ostatnim czasie powoli zaczyna się to jednak zmieniać. Dowodem na to jest nie tylko ogromna popularność wszelkich doniesień o najnowszym filmie Ridleya Scotta, ale także promowana właśnie teraz produkcja Peacock, dystrybuowana u nas przez Amazon Prime, której pierwszy odcinek pojawi się w Internecie już w przyszłym tygodniu. Mowa o serialu “Those about to die”, którego z “Gladiatorem” zresztą wiele łączy. Mowa tu przede wszystkim o postaci Daniela P. Mannixa, którego dzieło zainspirowało twórców scenariuszy do obu tytułów.
Człowiek renesansu
Nazwanie Mannixa niezwykle barwną postacią w żadnym wypadku nie oddaje fenomenu i bogactwa jego życiowego doświadczenia. Urodzony w 1911 roku Amerykanin był nie tylko dziennikarzem, pisarzem i filmowcem, ale w przeszłości pracował także jako magik, jak również treser zwierząt. W trakcie II. wojny światowej, idąc w ślady ojca, służył w amerykańskiej marynarce, głównie jednak tworząc filmy treningowe dla oficerów. Tuż po skończeniu studiów postanowił dołączyć do lokalnej trupy, której członkowie nauczyli go umiejętności połykania noży, ognia, a także sztuki oswobadzania się z więzów, za sprawą których Mannix czarował później widownię na pokazach, których nie powstydziłby się sam Harry Houdini.
Jednocześnie skrycie marzył on o tym, by zostać pisarzem, dlatego też - wciąż należąc jeszcze do wspomnianej cyrkowej grupy - miał pożyczyć maszynę pisarską od jej zarządcy, by w ten sposób stworzyć swój pierwszy tekst, traktujący o tym jak połykać miecze. Z życiem wędrowca skończył w momencie, gdy ów artykuł został zaakceptowany do publikacji w magazynie Collier's, gdzie wkrótce zaczęła ukazywać się jego własna seria felietonów, opowiadających o dotychczasowym życiu w rozjazdach, pisana pod pseudonimem. Te po pewnym czasie złożyły się w pierwszą książkę Mannixa, zatytułowaną “Step Right Up”, dokumentującą doświadczenie grupy ludzi, w której dotychczas funkcjonował.
Prócz sztuki cyrkowej Mannix przez długi czas utrzymywał prywatną menażerię, składającą się zarówno z udomowionych, jak i zupełnie dzikich zwierząt. Doświadczenie to przydało mu się później w karierze pisarskiej, bo okazał się wnikliwym obserwatorem przyrody, co cechowało również jego bohaterów. Osoby często określane mianem kompletnych odludków, w niezwykły wręcz sposób związane z naturalnym środowiskiem, w jakim przyszło im żyć. Takich jak choćby protagonista powieści “The Back-Yard Zoo”. I tu jednak objawiła się spora różnorodność zainteresowań Mannixa, którego pasjonowały m.in. losy okultystycznego lidera Aleistera Crowleya, funkcjonowanie tzw. Hellfire Clubs, czyli klubów zrzeszających brytyjską śmietankę towarzyską w XVIII wieku. A także oczywiście czasy starożytnego Rzymu.
Z oceną jego najważniejszego dzieła “Those about to die”, którego tytuł później zmieniono na “The Way of the Gladiator” (W Polsce książka wyjdzie dopiero za kilka dni pod tytułem “Gladiator. Those about to die”) krytycy mieli ogromne problemy. Z jednej strony bowiem podkreślali, że Mannix nie zadał sobie trudu dostatecznego poznania realiów epoki, stąd pojawiające się od czasu do czasu błędy rzeczowe. Z drugiej zaś chwalili niezwykły wręcz realizm opowieści, w której centrum stały kolejne pojedynki wojowników, często zmuszonych do pojedynkowania się z dzikimi zwierzętami. Kolejne życiowe doświadczenia pisarza stały się podstawą jego pełnej różnych obserwacji prozy, w której można znaleźć nawet tak drobne elementy jak trenowanie jeźdźców rydwanów, różne techniki batożenia ogierów czy szczegóły zaprzęgania koni, tworzące niezwykle bogatą w szczegóły i realistyczną powieść. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko zainteresowali się nią scenarzyści.
Od Gladiatora po serial
Pierwszym z nich był naturalnie David Franzoni, który natrafił na nią podczas jednej ze swoich podróży, kiedy wizytował wiele miejsc związanych ze starożytnym Rzymem. To właśnie wielki sukces “Gladiatora” sprawił zresztą, że książkę Mannixa wydano ponownie, już pod innym tytułem, w 2001 roku. “Czytając jego powieść złapałem się na tym, że to co najbardziej mnie do niej przykuwa to wcale nie historia gladiatorów, ale zrozumienie tego co łączy ówczesny świat z dzisiejszym, czyli przede wszystkim to, że kolosea były w owym czasie czymś na kształt dzisiejszych sportowych organizacji” - powiedział w jednym z wywiadów scenarzysta. I choć w filmie Ridleya Scotta rzeczywiście da się poczuć tego rodzaju połączenie to jednak dopiero tytuł przygotowywany dla Peacock ma dać temu świadectwo w pełni.
Produkcję serialu ogłoszono w czerwcu 2022 roku, od razu wyjawiając, że dwoma najważniejszymi postaciami odpowiedzialnymi za ten projekt będą Roland Emmerich i Robert Rodat. Pierwszego z nich właściwie nie trzeba przedstawiać. Urodzony w Stuttgarcie twórca filmowy jest do dziś jednym z najbardziej dochodowych reżyserów w historii Hollywood, obecnie zajmując 17 miejsce na liście wszech czasów z 3 miliardami zysków ze wszystkich jego produkcji. Ogromna widowiskowość, by nie powiedzieć, że po prostu efekciarstwo jego dzieł, objawiające się najczęściej prymatem efektów specjalnych nad spójnym scenariuszem, oczywiście przysparza mu także sporo wrogów, często rekrutujących się wśród zawodowych krytyków. Wystarczy wspomnieć tylko wyjątkowo złośliwe recenzje jego ostatniej produkcji, czyli “Moonfall” z 2022 roku, właściwie z miejsca ogłoszonego jednym z najgłupszych filmów z gatunku hard science fiction, zrealizowanych w ostatnim czasie.
Robert Rodat to zdecydowanie mniej znana postać, ale też osoba, z mocną marką w świecie scenarzystów filmowych. Amerykanin ma już bowiem na koncie nominację oscarową za skrypt do “Szeregowca Ryana”, a pracował również m.in. przy “Patriocie” Emmericha z Melem Gibsonem, a także “Thor: Mroczny Świat” Alana Taylora. Od 2008 roku tworzył serial “Wrogie niebo”, którego producentem był sam Steven Spielberg, a ostatecznie doczekał się on aż pięciu sezonów. Praca przy serialu na podstawie prozy Mannixa to jego pierwszy angaż od czasu współtworzenia “Kurska” Thomasa Vinterberga z 2018 roku.
Fabuła nowego serialu ma być osadzona w erze cesarza Wespazjana, rządzącego w czasach świetności Republiki, do czego zresztą sam się przyczynił. Wcieli się w niego Anthony Hopkins. Znakomity walijski aktor, znany ostatnio nie tylko z oscarowej roli w “Ojcu” Floriana Zellera, ale również świetnych serialowych epizodów, by wymienić tu tylko “Westworld”. Jego obecność nadaje obsadzie odpowiedniego gwiazdorskiego sznytu, niezbędnego gdy mówimy o produkcji, w której prócz niego nie występują znani odtwórcy. Widzowie z całą pewnością najlepiej pamiętają Iwana Rheona, czyli osławionego Ramseya Snowa. Tu wcieli się on w postać Tenaxa, wokół którego toczyć się ma większość wątków serialu. Jednej z prominentnych postaci przestępczego półswiatka, z którym liczyć się muszą wszyscy, którzy chcą przejąć władzę po coraz wyraźniej starzejącym się cesarzu, co nie może dziwić, biorąc pod uwagę jak istotną rolę w życiu zwykłych ludzi pełniła, zapewniana przez nich, rozrywka na arenie.
“Serial ‘Those about to die’ pokazuje starożytny Rzym w sposób, w jaki nie zaprezentowała go jeszcze żadna wcześniejsza produkcja. Podczas gdy scenariusz do niego nadaje całej serii epickiego wręcz wymiaru, a widzowie emocjonować się będą walkami gladiatorów i wyścigami rydwanów, w samym środku opowieści o pałacowych intrygach znajdą się oryginalne postacie z kryminalnego półswiatka” - powiedziała prezydentka NBCUniversal Television and Streaming, Lisa Katz. Tyle komercyjnego zachwalania, a co możemy dotychczas powiedzieć o samej serii? Według wstępnych deklaracji budżet produkcji wyniósł 140 milionów dolarów, co powinno się przełożyć na całkiem udane odwzorowanie epoki. Od tego tytułu nie należy się za to spodziewać poglądowej lekcji historii, gdyż tej nie zapewniała nawet wspominana już wielokrotnie powieść Daniela P. Mannixa.
Trailer zdaje się potwierdzać, że nie będziemy tu mieli do czynienia z produkcją tak ostentacyjnie celebrującą przemoc jak wspomniany już “Spartakus”, który pomimo automatycznego skojarzenia z dziełem Zacka Snydera ostatecznie okazał się dziełem mającym swój własny, niepowtarzalny charakter. Sukces tego tytułu zależy w dużej mierze od tego jak jego twórcom udało się oddać na ekranie niezwykłą wręcz plastyczność prozy Mannixa, zwłaszcza w odniesieniu do samych starć na arenie, a także umiejętności napisania charakternych postaci, uwikłanych w walkę o tron w starożytnym Rzymie. O tym co ostatecznie otrzymamy można będzie się przekonać już za kilka dni na Amazon Prime. Amerykańska premiera serii w serwisie Peacock ma uświetnić start igrzysk olimpijskich w Paryżu, będąc również idealną rozgrzewką przed drugą częścią “Gladiatora” Ridleya Scotta, mającego się pojawić w kinach w końcówce roku.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych