Batman: Arkham, czyli powrót na stare śmieci. Wrażenia po latach
Każdy z nas ma czasem tak, że po prostu ciągnie go do czegoś, w co kiedyś grał. I nie chodzi wcale o gry, które przechodziliśmy już kilkukrotnie i takie, które znamy na pamięć, a wciąż dobrze się przy nich bawimy. Niekiedy pojawia się po prostu ochota, by od nowa poznać jakiś projekt, albo by wreszcie zanurzyć się w nim tak, jak powinno to wyglądać - z odpowiednim podejściem i poświęconym czasem.
Ja złapałem się na tym ostatnio. Choć bowiem w ostatnich miesiącach nie brakowało głośnych i wyczekiwanych premier, to okres wakacyjny zazwyczaj wiąże się z tym, że tempo wydawnicze po prostu spada. Zwykle w branży nie jest tak gorąco, jak choćby za oknem. I w tym roku podobnie - można odnieść wrażenie, że wielu dużych deweloperów ładuje baterie przed intensywną jesienią.
Wykorzystałem więc ten czas (a przy okazji jedną z promocji na Steamie), by sięgnąć po całą serię Arkham z uniwersum Batmana. Śmigają na Steam Decku (choć trzeba się trochę nagimnastykować), dalej dobrze wyglądają i to w końcu superbohaterski klasyk. Uznałem więc kolekcję za dobry wybór, spędziłem tam ostatnio sporo godzin i… Chętnie podzielę się wrażeniami po latach od premiery.
Welcome to Arkham
Zacznijmy jednak od początku, wszak zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi znać samą markę. Na serię Batman: Arkham, w momencie pisania tego tekstu, składa się kilka głównych gier, a także nieco spin-offów. A jeśli weźmiemy pod uwagę także produkcję niedawno zapowiedzianą - zakres sprzętów poszerza się w ciekawym kierunku. Niemniej, cofnijmy się o 15 lat - do 2009 roku.
Właśnie wtedy zadebiutował Batman: Arkham Asylum, który z miejsca stał się hitem. Gracze byli zachwyceni stworzoną przez Rocksteady adaptacją komiksów o Gacku i trzeba przyznać, że słusznie. Klimat powalał, otoczenie zachwycało, a na mechanice walki do dziś mogą wzorować się deweloperzy i nie będzie to błędnym kierunkiem. Świetny start i otwarcie prawdziwego wora obfitości.
Już dwa lata później dostaliśmy Batman: Arkham City, a po kolejnych dwóch, w 2013, Batman: Arkham Origins (pomiędzy wpadł jeszcze mobilny Batman: Arkham City Lockdown, ale tu nie ma sensu poświęcać za wiele czasu). Ciekawą poboczną odsłoną był natomiast debiutujący kilka miesięcy później Batman: Arkham City Lockdown, który pojawił się nawet na handheldach.
Idąc dalej, 2015 przyniósł nam Batman: Arkham Knight, a 2016 mobilnego Batman: Arkham Underworld oraz Batman: Arkham VR. I wtedy nastała długa przerwa, którą w tym roku przerwało Legion Samobójców: Śmierć Lidze Sprawiedliwości, o którym… Cóż chyba nie ma sensu za wiele mówić. Wspomnę więc jeszcze o zapowiedzianym ostatnio Batman: Arkham Shadow na Questa 3 i przejdźmy do wrażeń!
Powrót na stare śmieci
Szczerze? Miałem trochę obaw. Zwłaszcza w kontekście Arkham Asylum i Arkham City. W końcu mówimy tu o kolejno grach piętnastoletniej i trzynastoletniej. Tempo branży sprawia, że tak długi okres musiał wpłynąć na zauważalność pewnych archaizmów i… Jakież było moje zdziwienie, gdy dostrzegłem, jak dobrze to wygląda. Szczególnie zszokowała mnie pierwsza odsłona!
Tak, nie był to w żadnym wypadku fotorealizm czy jakość komiksowej grafiki rodem z Marvel’s Spider-Man 2, ale ani trochę to nie przeszkadzało. Zarówno sekwencje scen przerywnikowych, jak i samej rozgrywki wypadały bardzo dobrze. Jasne, zestarzały się i nie można tu zakłamywać rzeczywistości. Ale zestarzały w znacznie mniejszym stopniu, niż się spodziewałem. A to pozwala jeszcze bardziej docenić deweloperów - wyprzedzili swoje czasy.
Kolejną pozytywną niespodzianką była walka. Wspominałem nawet przy którymś tekście o napomkniętym już wcześniej Spider-Manie od Insomniac, że czułem inspirację z serii Arkham. Gdy jednak zagrałem na świeżo, poczułem to jeszcze mocniej. Nie da się przeoczyć tych schematów serii ciosów czy swobody poruszania oraz różnic poziomów między herosami, a pojedynczymi zbirami, z którymi się mierzymy. To daje sporo satysfakcji.
Koniec końców, klimacik. Od zawsze była to dla mnie największa zaleta tych gier i dalej się to sprawdza. Jest to dokładnie taki obraz Batmana, jaki widziałem w komiksach, na których się wychowałem. Mroczny, brudny, bardzo gęsty i spowity tą nutką tajemnicy, która cały czas krąży wokół opowieści o Waynie.
Nie skończyłem jeszcze wszystkich odsłon, ale powrót na te godziny mógłbym porównać do nostalgicznej wyprawy do ulubionej miejscówki w dzieciństwa. Czysta przyjemność i magia, która nieustannie unosi się nad samym miejscem.
Podsumowując…
Jestem zachwycony tym, co zobaczyłem. Nie, to nie są gry idealne. I mają swoje bolączki, które po latach można odczuć ze zdwojoną siłą. Ale liczba zalet oraz znakomitych rozwiązań deweloperskich sprawia, że szybko się o nich zapomina. Jesteśmy dosłownie wciągani do tego świata i szybko zatapiamy się w Gotham, chłonąc w całości atmosferę zaszczucia, zapach krwi i dźwięk syren.
Czy potrzebne jest odświeżenie? Nie, choć bardzo chętnie bym takie przyjął. Gdyby udało się przy okazji poprawić kilka mniejszych kwestii, mielibyśmy grę, która nawet obecnie mogłaby konkurować z wysokobudżetowymi przedstawicielami gatunku. Poza tym, to przecież Batman! Każdy na jakimś etapie chciał nim być, a seria Arkham - zwłaszcza jej pierwsze odsłony - w pełni nam to umożliwia. Polecam z czystym serduchem - tym, którzy grali, by wrócić i tym, którzy nie grali, by spróbować.
Przeczytaj również
Komentarze (93)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych