Reklama
Karl Urban

The Boys najlepszą produkcją superhero od lat. Skąd szał na hit Amazona?

Kajetan Węsierski | 28.07, 13:00

No jak to tak kończyć TAKIMI cliffhangerami?! Nie przytoczę słów, które cisnęły mi się na usta po zakończonym seansie czwartego sezonu “The Boys”, bo prawdopodobnie podobnych mógłby użyć wobec mnie Roger, gdybym je puścił publicznie. W każdym razie, z całym moim zamiłowaniem do zabawy emocjami widzów, tutaj twórcy pojechali po bandzie. Czy jednak powinno to dziwić? Cóż, niekoniecznie - robią to przecież od początku. 

Nie miałem wcześniej styczności z “The Boys” w wersji komiksowej, więc serial był dla mnie debiutanckim zetknięciem z tym światem. A że pierwszy sezon wywarł na mnie piorunujące wrażenie, postanowiłem, iż po pierwowzór nie sięgnę. Będę przeżywał te przygody, bazując wyłącznie na tym, co serwuje Amazon. I na ten moment, po czterech pełnych częściach, nie żałuję. 

Dalsza część tekstu pod wideo

A choć mocno kusi, by tym razem się złamać, to tego nie zrobię. Wytrwam, bo ten serial zwyczajnie na to zasługuje. Zasługują na to twórcy, zasługują aktorzy i zasługuje cała wytwórnia. Dlaczego? Bo przygotowali najlepszą produkcję superbohaterką, jaka ujrzała światło dzienne w ostatnich latach. Zwłaszcza w kontekście tych aktorskich - tutaj nie jestem w stanie znaleźć realnego konkurenta. 

Prawdziwy heros brutalności się nie boi 

Zacznijmy od tego, co bardzo szybko rzuca się w oczy. Właściwie już w jednej z pierwszych scen twórcy rzucają nas na głęboką wodę i - niczym w komiksie (ten kadr zna chyba każdy) - pokazują, że nie boję się brutalności. Nie boją się zabijać postaci, a “heroiczna śmierć” istnieje tylko w bajkach dla dzieci. Tutaj jest ona codziennością, standardem. Czymś tak oczywistym i zwyczajnym, jak mycie zębów. 

A wszystko to skąpane w krwistym sosie. I to nie w przenośni. Trup ściele się gęsto, kończyny latają, a powiedzenie “ręka, noga, mózg na ścianie” jest tutaj brane dosłownie. Twórcy bardzo często wchodzą w segment gore i pokazują, że czują się w nim naprawdę dobrze. To z kolei znakomicie przekłada się na ciężar gatunkowy.

Zabawa konwencją 

Oj tak, choć może wydawać się to nieważne, jest zupełnie inaczej. Jasne, w kinie superbohaterskim lubimy dostawać… Superbohaterów. Ale ile można jednak kręcić się wokół jednego schematu? Tych samych założeń, podobnych aktów produkcji i znanych oraz przetartych wielokrotnie szlaków. Wszak to jeden z powodów, dla których Kinowe Uniwersum Marvela zaczęło się fanom przejadać. 

Większość wysokobudżetowych produkcji kierowanych do kin, które traktują o bohaterach, stała się tak zwanymi “popcorniakami”. Brak chęci wychodzenia poza podstawowe ramy, brak odwagi w tworzeniu postaci wychodzących poza schematy i wałkowanie tego samego... "The Boys" się tego nie boi. Brnie w nieznane strony, wydeptując własne trasy. A to popłaca, oj popłaca!

Nieoczywista fabuła

Nie można w tym wszystkim zapomnieć także o kwestii fabularnej. I jasne, tu duża zasługa samych twórców komiksowego oryginału, Gartha Ennisa i Daricka Robertsona. To oni położyli fundamenty, które następnie zostały odpowiednio przekształcone w formę aktorskiego serialu przez załogę działającą z ramienia Amazona na Prime Video. Jedni i drudzy odwalili w tym przypadku kawał dobrej roboty. 

Faktem jest bowiem, że bardzo trudno tu coś przewidzieć. Nie mamy do czynienia z prostymi wyborami, przewidywalnymi ruchami, czy decyzjami, które jesteśmy w stanie odgadnąć już po samym początku rozmowy i pierwszych ruchach postaci. Tutaj wszystko rozwija się w nieoczywistym kierunku, a my w żadnym momencie nie możemy być spokojni o dalsze losy postaci. Trudno obstawiać, co się zaraz wydarzy.

Postaci z charakterem i bez sztampy 

Na sam koniec trzymałem element, który jest dla mnie tym najważniejszym. Takim, który sprawia, że “The Boys” ma ogromną przewagę nad wieloma innymi przedstawicielami gatunku. Takim, który wyróżnia go na tle innych. Twórcy serialu idą po bandzie z postaciami i absolutnie nie boją się przedstawiać ich wad. Nie boją się pokazywać nieidealnych postaci, ale w tym pozytywnym ujęciu. 

Dużym problemem dzisiejszej popkultury - moim zdaniem - jest obdzieranie bohaterów ze skrajnych cech. Wszystko w imię tego, by urazić jak najmniej ludzi. To sprawia, że wiele postaci jest po prostu nijakich. Zwyczajnie miałkich i łatwych do zapomnienia. W produkcji od Amazona jest inaczej. Twórcy nie bali się skrajności, ciętego języka i czasem niesmacznych zachowań. Ale to stanowi ogromną zaletę. Wariactwo, za które należy pochwalić! 

Reasumując…

Koniec końców… To tylko niewielka część powodów, które można wyróżnić w kontekście tej produkcji. Faktem jest, że największą robotę robi znakomite złożenie części. Zespolenie wszystkich składowych, które finalnie dają spójną całość, która trzyma się kupy. Nie ma poczucia, że coś zostało wepchnięte na siłę, wycięte przez pobudki poprawności, czy uproszczone przez wzgląd na widza. 

Odnoszę wrażenie, że twórcy od początku do końca trzymają się ustalonego planu i daje to znakomity efekt. Jasne, są gorsze momenty. I, tak, nie jest to na pewno serial idealny. Ma wady, ma słabsze odcinki i gorzej napisane postacie, ale w gatunku superbohaterskim stanowi odświeżenie, jakiego ów potrzebował. Jest tym, czym wciąż nie jest DCU i tym, czym boi się być MCU. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper