Concord team

Dałem szansę Concord, nieco pograłem i jest... No właśnie, jak?

Kajetan Węsierski | 30.07, 21:30

Mam nieodparte wrażenie, że ostatnimi czasy deweloperzy coraz chętniej udostępniają nam różnego rodzaju wersje demonstracyjne czy alfa i beta testy swoich produkcji. Choć niektórzy lubią krytykować samą zagrywkę, zarzucają twórcom “szukanie testerów bez konieczności wypłacania im kasy”, to osobiście - póki jest to inicjatywa darmowa - jestem ogromnym fanem takich rozwiązań. 

Lubię sobie wejść do gry przed jej zakupem - zwłaszcza gdy mowa o produkcjach multiplayer. Wiecie, takich, gdzie nie da się niczego wybronić fabułą i grafiką, a najważniejszy jest po prostu czysty gameplay. I nawet pomimo tego, że niekiedy dużo może się zmienić przy okazji premiery, to pierwsze zetknięcie z konkretnymi mechanikami, feeling zabawy czy skala rezonowania z gustami, pozwalają wyciągać konkretne wnioski. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Z tego właśnie względu postanowiłem dać szansę grze Concord. Trzeba przyznać, że pod względem rozgłosu trudno się do czegoś przyczepić. Sony nie musi narzekać na popularność swojej gry przed premierą, ale niestety jest to raczej zła prasa. I będą musieli się sporo napocić, by tę samą popularność utrzymać po debiucie. A może będzie o to łatwo? Pograłem troszkę w beta testy i… Zacznijmy od początku.

O co chodzi z Concord? 

Concord to ogłoszona przed kilkoma miesiącami produkcja od Firewalk Studio, za której wydaniem stoi samo Sony Interactive Entertainment. I jak to bywa z grami, które pojawiają się pod tym szyldem - musiało być o niej głośno. Ciekawy jest natomiast fakt, iż nie mamy w tym przypadku do czynienia z tytułem zbliżonym do tych, które przez lata wyrzucało na świat SIE. Tym razem dostaniemy sieciowego hero shootera. 

No, a przynajmniej produkcję, którą w takich ramach możemy zamknąć. Typowy sieciowy FPS science fiction, który pod wieloma względami bardzo mocno przypomina masę innych dostępnych na rynku drużynowych strzelanin. Począwszy od Overwatcha i Team Fortress, przez Valoranta i Apex Legends, aż po xDefiant czy choćby Tom Clancy’s Rainbox Six Siege. Nic innowacyjnego. 

O samej premierze jednak dość szybko zrobiło się głośno, bowiem pomijając nawet dostępne na rynku, bardzo popularne produkcje, nadchodzi ich kolejna fala. Wspomniany xDefiant pojawił się dopiero co, bo w maju, a przed nami jeszcze Marvel Rivals, tajemniczy projekt od Valve czy również, zapowiedziany już po Concordzie, FragPunk. I w tym wszystkim projekt SIE wypada najmniej korzystnie pod ważnym względem - jest płatny. 

A to, w połączeniu z mało oryginalnym settingiem, nieciekawymi postaciami i raczej generycznymi zwiastunami, wywoływało więcej uśmiechów politowania, niż tych związanych z ekscytacją przed nadciągającą premierą. Tym bardziej ucieszyło mnie więc, że twórcy zdecydowali się odpalić beta testy - i to nie tylko dla tych, którzy zakupili produkcję w przedsprzedaży. 

Wrażenia z gry

Nic więc nie powstrzymywało mnie, by sprawdzić i tak też zrobiłem. Pobrałem grę (tu zaznaczę, że poprzez Steama, a nie PlayStation Store), zainstalowałem, odpaliłem i… Na początku przywitał mnie dość długi film wprowadzający. Potem, właściwie bez żadnego samouczka, który jest niemal nieodłączną częścią tego typu gier (choć być może po premierze się pojawi), wpadłem do menu głównego. 

Jako że mam za sobą długie kilkaset godzin zabawy w Overwatchu i przynajmniej drugie tyle, jeśli zsumujemy kilku innych przedstawicieli gatunku z ostatnich lat, poczułem się dość pewnie, żeby wskoczyć bezpośrednio do meczu. Na start, mając pierwszy level, dostępny jest wyłącznie jeden tryb, toteż trudnego wyboru z podjęciem decyzji nie miałem. Typowa zabawa na więcej zabójstw (do 30). 

Jeśli chodzi o samą grę, cóż, jest… Zwyczajnie. Serio, to chyba najlepsze określenie, jakie przychodzi mi w tym przypadku do głowy. To jest poprawny sieciowy FPS. Żartobliwie ujmując, jest tak poprawny, że nie zabrakło także zaimków dostępnych postaci. W każdym razie, choć bawiłem się w gruncie rzeczy naprawdę fajnie, to na tym etapie nie poczułem nic, co sprawiłoby, że chciałbym zostać na dłużej. 

Nie było żadnego elementu, który wybijałby ów tytuł ponad wszystkich innych przedstawicieli tak bogatego gatunku. Dostępni bohaterowie są maksymalnie zwyczajni i bez polotu, specjalne zdolności widzieliśmy już wcześniej wiele razy w innych grach… Samo poruszanie jest całkiem swobodne, a model strzelania to kwestia gustu, więc nie będę się w to mocniej zagłębiał. Było spoko. Ale tylko spoko. 

Reasumując…

Koniec końców, to nie jest zła gra. To naprawdę dobry projekt i gołym okiem widać, że Firewalk Studio ma w swoich szeregach bardzo utalentowanych twórców. Niestety, mamy 2024 rok. A tutaj "spoko" to za mało. Zabrakło ryzyka - takiej próby wyjścia poza schematy. Dziś konkurencja w tym gatunku jest tak ogromna, że nie wystarczy zrobić dobrej gry. Trzeba czegoś znacznie więcej. Trzeba wybić się ponad konkurencję. Tu tego nie widać. 

Marvel Rivals przyciąga komiksowymi ulubieńcami, Overwatch budował swój fenomen charakterystyczną dla Blizzarda głębią postaci, Valorant stawia na naprawdę widowiskowe moce i tak dalej. Concord nie ma nic, w czym przewyższałby inne gry. Poza ceną. Cóż, mam nadzieję, że do premiery (i po niej) uda się zrobić coś więcej. Znaleźć odpowiednią drogę i nią kroczyć. W innym wypadku koniec może być smutny. I boleśnie szybki. 

Źródło: Własne
Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper