Kobieta z jeziora (2024) - recenzja, opinia o serialu [Apple]. Morderstwo w latach 60. z obietnicą kolejnego
W Baltimore, w latach sześćdziesiątych, dochodzi do zaginięcia małej dziewczynki. Wiele osób z miejscowej społeczności angażuje się w poszukiwania. Wśród nich jest Maddie Schwartz, żydówka, matka, nieszczęśliwa żona. Wydawać by się mogło, że dochodzenie jest dla niej jedynie sposobem na ucieczkę od szarej codzienności, lecz pod powierzchnią kryje się zupełnie inna historia.
Od pewnego czasu, kiedy widzę, że film czy serial powstał na podstawie książki, automatycznie zapala mi się w głowie czerwona lampka. Ponieważ jeśli jakąś średniej klasy fabułę da się wypuścić łatwiej, niż za pośrednictwem Netflixa, to będą to zapewne wydawnictwa papierowe - no i internet, ale mówimy tu o oficjalnym release'ie z jakimś tam budżetem za nim stojącym, więc pomijam. Oczywiście to nie tak, że wszystkie dzisiejsze produkcje na podstawie książki muszą być chłamem. Zdarzają się i perełki: "Mindhunter" do dziś cieszy się popularnością i uznaniem, niedawny "Problem trzech ciał" wyszedł bardzo porządnie, nowa wersja "Utalentowanego Pana Ripleya", skrócona do samego "Ripley", zrobiła robotę. Da się.
Niestety, lwia część tego, przez co muszę się przebijać w nadziei, że trafię na coś wartościowego, to w najlepszym wypadku seriale i filmy znośne, nie sprawiające bólu w trakcie seansu, ale też nijakie i wylatujące z pamięci niemal natychmiast po seansie. Nowa produkcja Apple ma, teoretycznie, szansę znaleźć się w tej pierwszej kategorii - w głównej roli mamy Natalie Portman, po raz pierwszy w wiodącej roli w produkcji telewizyjnej; solidny budżet, który widać gołym okiem na ekranie; jak zawsze popularny temat, jakim jest zbrodnia. Do finału niby jeszcze prawie miesiąc, więc różnie może być, ale po tym, co dotąd zobaczyłem... No, mam pewne wątpliwości.
Kobieta z jeziora (2024) - recenzja, opinia o serialu [Apple]. Bardzo niespiesznie posuwająca się naprzód historia
Uważam, że to jest jeden z tych seriali, które zyskałyby na modelu dystrybucji czerwonego N, to jest: gdyby wypuścili cały sezon hurtem i pozwolili ludziom obejrzeć wszystkich siedem odcinków ciurkiem. Ewentualnie, gdyby zrobili z niego film. Dlaczego? Ponieważ ten serial jest niemożliwie wręcz powolny. Pierwsza godzina to po prostu poznawanie postaci, bardzo powolne przygotowywanie szachownicy pod zbliżającą się partię, zakończone wykonaniem pierwszego posunięcia. A później następuje drugi odcinek, w którym... Też nic się nie dzieje. Nadal tu się ktoś kręci, tam z kimś rozmawiają, kłócą się, ale samo śledztwo, sama zagadka stoi. Chociaż nie, kłamię, bo przecież ktoś tam nawet zostaje już zatrzymany w sprawie małej Tessie Durst (Bianca Belle). Rzecz w tym, że to wręcz musi być fałszywy trop, bo przed nami jeszcze grubo ponad pół serialu. Chyba, że to był tylko taki wstęp, a teraz skupimy się na drugiej sprawie. W każdym razie, biorąc pod uwagę długość odcinków, fabuła porusza się w iście żółwim tempie i musielibyśmy dostać naprawdę najbardziej misternie skonstruowane, splatające wszystkie te nitki w jedną całość zakończenie, aby to tempo dało się usprawiedliwić. Ale może zacznę od początku.
Głównymi bohaterkami "Kobiety z jeziora" są Maddie (Portman) i Cleo (Moses Ingram). Ta pierwsza ledwo już wytrzymuje w swoim domu, z upierdliwym jak diabli mężem, który dosłownie wywalił do śmietnika cały pieczony mostek, po który żona dymała dla niego na drugi koniec miasta, ponieważ wyłożyła go na niewłaściwy talerz - że niby nie jest już przez to koszerny czy o co chodzi? Tak więc na myśl o tym, że zaginęła mała dziewczynka, bez opamiętania rzuca się w wir pracy, aby tylko ją odnaleźć, zasadniczo uciekając z domu. Jej upór i ucieczkę z wygodnego domu, do małego mieszkania córki znajomego jubilera, Judith (Mikey Madison), można tłumaczyć samą sytuacją rodzinną, lecz serial całkiem szybko zaczyna sugerować, że w przeszłości pani Schwartz czai się jakiś bardziej bezpośredni związek z rodziną Durstów. Moja głupia głowa przez ułamek sekundy sugerowała mi, że może to jest tak naprawdę jej dziecko, ale kolejny ułamek sekundy później dotarło do niej, że zatajenie przed matką takiej niewierności byłoby, ekhem, dużo trudniejsze, niż w drugą stronę. W każdym razie, scenarzyści praktycznie od początku podrzucają widzom fałszywe tropy, poszlaki i tak dalej. Już tylko po pierwszym odcinku spokojnie można wytypować przynajmniej cztery podejrzane osoby. Rzecz w tym, że im dalej w las, tym sytuacja wcale nie robi się bardziej klarowna czy ciekawsza. Zakładam, że może to być jedna z tych produkcji, które zbierają tylko kolejne tropy, wątki i co tam jeszcze, aby na sam koniec wylać wszystko na widza za pomocą przydługawej ekspozycji. Znowu - w formie filmu łatwiej byłoby coś takiego przełknąć.
Kobieta z jeziora (2024) - recenzja, opinia o serialu [Apple]. Ciemna strona miasta
Drugą, choć znacznie mniej ważną, główną bohaterką, jest wspomniana wyżej Cleo. Dlaczego mniej ważną? Tak naprawdę powinienem był wziąć to wyrażenie w cudzysłów, bo zdaje się, że ostatecznie to jej historia będzie tą bardziej istotną, ale wewnątrz świata serialu, a więc Baltimore połowy lat sześćdziesiątych, Cleo jest nieistotna... Bo jest czarna. Wątek rasizmu, klasizmu, seksizmu i jeszcze pewnie paru innych izmów jest w dzisiejszym serialu bardzo wyraźnie nakreślony i stanowi, do pewnego stopnia, motor napędowy fabuły. Cleo chciałaby znaleźć zwyczajną, uczciwą pracę od 8 do 16 - taką, która zapewniłaby jej stabilność finansową, jako że ma na wychowaniu nastoletniego syna, który już zaczyna wpadać w nieciekawe towarzystwo, nielegalny hazard i tego typu historie. Rzecz w tym, że mało kto chce przyjąć do pracy czarną kobietę, w dodatku pracującą obecnie dla bossa czarnego półświatku Baltimore. Jej próby wydostania się z tego świata są bardzo dużą częścią fabuły i do pewnego stopnia stanowią paralelę sytuacji Maddie, która również czuje się uwięziona w swojej tradycyjnie żydowskiej rodzinie i społeczności. Jej walka jest o tyle tragiczna, że już pierwsza scena serialu pokazuje nam, jak bardzo beznadziejna jest jej sytuacja - to ona, prędzej czy później, ma zostać "tym drugim ciałem". Tylko dlaczego w takim razie prowadzi pośmiertną narrację? Nie lubię tego zabiegu. Jest, w mojej opinii, nieuczciwy względem odbiorcy.
Trzeba przyznać, że serial brzmi i wygląda bardzo ładnie. Widziałem opinie znawców, którym nie podoba się fakt, że część wykorzystanych utworów pochodzi z lat siedemdziesiątych, a nie sześćdziesiątych, ale przyznam, że sam, jako laik w temacie, w życiu bym tego nie zauważył, a muzyka po prostu pasuje do wydarzeń na ekranie, dobrze nadając rytm i tworząc klimat. Zdjęcia przeniesionego o sześćdziesiąt lat wstecz Baltimore również robią dobrą robotę, zwłaszcza w połączeniu z miłymi dla oka kostiumami, autami i dekoracjami wnętrz. No i bohaterowie rzeczywiście zachowują się mniej więcej tak, jak spodziewałbym się po ludziach z tamtych lat, a nie po prostu jakby rzecz działa się tu i teraz - niby nic nadzwyczajnego, a w dzisiejszych, głupich czasach i tak zasługuje na pochwałę. Są mężowie pomiatający żonami, spoglądanie na klasę robotniczą i czarnych z góry, śliscy policjanci. To oczywiście wszystko stereotypy, ale skądś się przecież wzięły i w kontekście tego konkretnie okresu, pasują całkiem dobrze.
Jak zawsze, w przypadku wstępnych opinii, wstrzymuję się od wystawienia oceny, bo różnie jeszcze może być. Z jednej strony historia może jeszcze rozwinąć się w ciekawy sposób - tropów, za którymi można podążać jest tu aż nadto - wątek kulturowy prowadzony jest z gracją, serial brzmi i wygląda bardzo przyjemnie. Drażni mnie tylko to cholernie wolne tempo i konieczność czekania na kolejne odcinki (i Natalie Portman, ale wiem, że jestem w mniejszości, kiedy mówię, że jest cienką aktorką, więc nawet nie będę się tu o niej rozpisywał) oraz ogólny brak zaangażowania, jaki wciąż czuję po obejrzeniu pierwszych trzech odcinków. Powtórzę się - gdybym mógł obejrzeć tę historię ciurkiem, to zapewne podobałaby mi się bardziej, niż na ten moment. Jeśli więc poczułeś się jakkolwiek zaintrygowany nową propozycją Apple, sugerowałbym wstrzymać się do 23.08 i obejrzeć sobie po prostu całość. A ja dalej będę męczył się z oglądaniem tydzień po tygodniu.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych