OUTLAWS

Graliśmy w Star Wars: Outlaws na przedpremierowym pokazie. Pozycja obowiązkowa dla fanów Gwiezdnych Wojen

Maciej Zabłocki | 30.07, 18:00

Nasza redakcja otrzymała zaproszenie od Ubisoftu, by przedpremierowo zagrać w Star Wars: Outlaws. Byłem bardzo szczęśliwy, że to właśnie mnie Roger wyznaczył do tego zadania, bo na ten tytuł czekam z niecierpliwością. Mogłem pograć przez cztery godziny, odkrywając po drodze wiele różnych smaczków. 

Nie zaczynałem zabawy od początku, a wczytałem wcześniej przygotowany zapis rozgrywki. Moim oczom ukazała się Kay Vess, główna bohaterka, która swobodnie spaceruje po swoim statku. Ewidentnie przeżyła twarde lądowanie. Dookoła sypią się iskry, a Vess jest wyraźnie zaintrygowana miejscem, do którego trafiła. To młoda, przebojowa kobieta o niewielkim wzroście, która pochodzi z dzielnicy robotniczej w Canto Bight na planecie Cantonica. W epoce imperialnej walczyła o życie, jako przebiegła złodziejka. Po drodze wszystko wymknęło się spod kontroli, a obecnie ma status jednej z najbardziej poszukiwanych osób w galaktyce. Vess rozmawia przez chwilę ze swoim słodkim zwierzakiem, Nixem, a potem zakłada kurtkę i planuje podbić Tosharę. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Niestety, już od samego początku nic nie idzie, jak należy. Unika ataku ze strony jakiegoś dziwacznego mechanika (który rzekomo pomylił Vess z kimś innym), a potem musi się natychmiast ukryć, bo z oddali nadciągają bandyci, którzy chcą splądrować statek. Tutaj właśnie poznałem jedną z pierwszych mechanik. Otóż Vess potrafi odpalić koncentrację, która niczym w Red Dead Redemption, polega na zaznaczeniu wybranych wrogów w zwolnionym tempie. Potem naciskamy wystrzał, a bohaterka w kilka sekund posyła wszystkich do piachu. 

Przerażony mechanik odpowiada, że chętnie nam pomoże przywrócić statek do porządku, ale to wymaga kilku części. Znajdziemy je na Tosharze. Księżycu wymyślonym specjalnie na potrzeby gry Star Wars: Outlaws. Pokryty jest wietrznymi równinami i kanionami, a na powierzchni znajdziemy mnóstwo złóż bursztynu. Mnie przypominał trochę ziemską sawannę, ale ze znacznie bardziej malowniczymi widokami. Wsiadamy na pokład antygrawitacyjnego skutera i ruszamy przed siebie. Musimy dotrzeć do miasta, w którym ponoć znajdziemy potrzebne części. 

Po drodze nie wszystko idzie, jak należy. Ale model jazdy, a raczej latania jest bardzo udany

Toshara_SWO

Główna bohaterka porusza się z gracją i jest dobrze animowana, ale wcale mnie to nie zaskoczyło. Wszystkie Asasyny też są znakomicie animowane, dlatego tutaj spodziewałem się czegoś równie dobrego. Muszę przyznać, że Kay Vess na materiałach przedpremierowych była dla mnie kompletnie nijaka. Na szczęście podczas gry bardzo ją polubiłem. Jest trochę przerażona tym, co się dzieje, ale błyszczy mocnym temperamentem. Potrafi pokazać pazur, gdy trzeba. Odnajduje się też w sytuacjach krytycznych i blefuje, gdy okoliczności ją do tego zmuszą. Ma też przyjemną animacje twarzy, która absolutnie nie jest aż tak drętwa i nijaka, jak w Assassin's Creed: Mirage. Vess ma też swój urok i trochę słodyczy, a przy tym bujną fryzurę stylizowaną na lata 30. ubiegłego wieku. 

Bohaterka potrafi się wspinać, chodzić po gzymsach i bujać na linie (tutaj akurat animacja wypada słabo i sztywno, ale liczę, że zostanie to poprawione). Ma przy sobie blastera, pakiet apteczek i może zainwestować w nowe bronie i nowe ciuchy, jak w typowym RPG. Przykleja się do ścian, chowa za osłonami i komentuje bieżące wydarzenia, niczym Nate z Uncharted (Star Wars: Outlaws pod pewnymi względami skojarzyło mi się z tą serią). Możemy też dosiadać różnych pojazdów, jak właśnie wspomniany wyżej antygrawitacyjny skuter. Jego zachowanie w przestrzeni jest bardzo mocno zręcznościowe. Jak śmigamy, to wszystkie trawy i przeszkody z dużą gracją uginają się pod działaniem silników. Możemy też wykonywać natychmiastowe uniki do prawej i do lewej, co szybko się przyda. 

SWO_Ashiga_Queen

Jak się bowiem okazuje, droga do stolicy, Mirogany, wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami. Po drodze zaczynają nas ścigać bandyci na podobnych skuterach, więc nie tylko musimy robić uniki, ale wskazane jest także skakanie i śmiganie wśród zawalonych, blaszanych budynków. Wrogów można łatwo zaskoczyć metalową ścianą, której się wyraźnie nie spodziewają. W ogóle ich sztuczna inteligencja pozostawia wiele do życzenia. Gdy zaalarmujemy jednego z nich, to reszta nas szuka, ale dość szybko traci zainteresowanie. Gdy znajdą martwego towarzysza, wówczas rozbiegają się po okolicy. Gdy nic nie znajdą, wtedy znowu wracają do patrolowania. Czasem potrafią uruchomić alarm, co przywołuje każdego oprycha z odległości pięciu kilometrów. Nie są jednak zbyt ogarnięci, a walka z nimi nie sprawia większego wyzwania. 

Tutaj na chwilę zatrzymam się przy walce. Samo ukrywanie się za osłonami i strzelanie z blastera są znakomite. Czuć każdy wystrzał, a dwukrotne trafienie w głowę powoduje unicestwienie. Zdolność specjalną w postaci wzmożonej koncentracji też warto jak najczęściej wykorzystywać. Dodatkowo pomaga nam zwierzak Nix, który nieprzerwanie biega przy naszym boku. Współpraca z nim jest kluczowa, bo potrafi otwierać przejścia, przełączać wajchy, dezorientować wrogów, ale i ukraść im granaty czy inne elementy wyposażenia (musimy tylko wcisnąć górny spust na padzie w odpowiednim momencie). Jest też w stanie przez chwilę walczyć, a potem natychmiast uciekać, co pozwala Vess przemknąć się niepostrzeżenie za plecami przeciwnika. 

W jednej z lokacji musiałem dostać się na półkę skalną ulokowaną bardzo wysoko, by potem przejść przez otwór w dużej rurze. Mogłem się tam dostać wyłącznie po wielkich blokach, które dało się sprowadzić na dół niczym windę. Problem w tym, że jeden działał, ale włącznik awaryjny do drugiego znajdował się sporo wyżej. Vess nie potrafiła tam wskoczyć, ale mogłem wydać Nixowi polecenie, by wszedł po ścianie (ma długie pazury i dobrze mu to idzie), a następnie wcisnął dla mnie ten przycisk. Całość zajęła kilka sekund, a druga winda swobodnie już mknęła w dół. Tego typu "zagadek" w czasie czterech godzin miałem mnóstwo, ale mimo ich prostoty sprawiały sporo frajdy. 

System reputacji i rozmowy z postaciami niezależnymi mają ogromne znaczenie 

Praca na zlecenie SWO

Duże wrażenie zrobił na mnie system reputacji. Jest on rozwiązany w prosty sposób, ale ma fundamentalne znaczenie dla przebiegu rozgrywki. Otóż w każdym mieście i na każdej planecie ulokowane są różne frakcje z którymi możemy budować sojusze. Początkowo wszystkie są do nas nastawione neutralnie. Kiedy jednak zaczniemy rozrabiać, wówczas niektóre mogą się zniechęcić, a inne znowu przekonać, że Vess to bardzo fajna babka. System reputacji podzielono na cztery strefy - zła, neutralna, dobra i wzorowa. Każda z nich gwarantuje inne bonusy i rozwiązania. Jeżeli osiągniemy złą reputację z jakąś frakcją, to mogą do nas zacząć strzelać już na starcie. Nie załatwimy też żadnego interesu, a nawet jeśli nie będą chcieli nas zabić na wejściu, to ustawią zaporowe ceny w sklepach. U takich osób nie mamy co liczyć na jakiekolwiek zadania. 

Neutralnego podejścia raczej nie będę tłumaczyć, ale dobre i wzorowe nastawienie otwiera sporo drzwi. Dosłownie, bo wtedy możemy przechodzić do zamkniętych obszarów, po prostu zbijając piątkę ze strażnikami. Mamy też spore rabaty w sklepach, możemy dostać więcej intratnych zleceń, a spora liczba NPC chce z nami po prostu pogadać. Możemy też liczyć na dodatkowe przepisy czy dopasione ciuchy, a wiele postaci będzie się do nas zwracać z miłością i szacunkiem. Niekiedy to właśnie od reputacji zależy, czy zdołamy zrealizować jakieś zadanie poboczne. Questy główne zawsze mają co najmniej dwa możliwe rozwiązania. Wiele zadań oznaczono na mapie, ale sposób ich realizacji możemy sobie narzucić sami. Mamy wytyczne, by gdzieś się dostać i coś zawinąć. A czy to zrobimy bazując na dobrej reputacji, czy zabijemy wszystkich, czy też przemkniemy się kanałami wentylacyjnymi, to już wyłącznie nasza inicjatywa. 

Infiltracja SWO

No właśnie, zostając na chwilę przy zadaniach, jestem nimi trochę rozczarowany. Podczas tych czterech godzin widziałem głównie misje typu idź, zabij/przynieś i wróć. W bardzo wielu przypadkach musiałem się skradać i uważać na wrogów. Niekiedy nie mogłem ich nawet zaalarmować, bo misja kończyła się niepowodzeniem (na szczęście gęsto rozmieszczono punkty zapisu). Nie mówię, że te zadania były złe, ale po kilku godzinach zaczynałem odczuwać delikatne znużenie. Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej, bo ciągłe robienie tego samego, tylko z innych pobudek i z nieco inną historią doprowadzi do zmęczenia materiału. 

Co natomiast wyszło twórcom kapitalnie, to cały świat Gwiezdnych Wojen. Ależ on jest dobry! Tutaj wszystko ma swoje miejsce, Toshara sprawia świetne wrażenie, dookoła drzewa ruszają się niczym prawdziwe, ludzi w mieście jest całe mnóstwo, metalowe panele odbijają światła neonów, a dzielnice zachwycają swoim brudem i klimatem. Każdy element przywodzi na myśl Gwiezdne Wojny i każdy możemy bez problemu pokochać od pierwszych minut. Tu i ówdzie znajdziemy też mnóstwo świetnie animowanych zwierząt (można do nich podejść i pogłaskać), pięknych widoków i rozrzuconego złomu po okolicy. Toshara jest znakomita, ale nie tylko po niej mogłem biegać. Gdy zdobyłem już wymagane przedmioty do naprawy statku (a niekiedy droga do ich zdobycia była nieoczywista i słabo oznaczona), mechanik naprawił wszystko i mogłem ruszać ku nowym odkryciom.

SWO_Underworld

Odlatywanie to nie jest bynajmniej system ze Starfielda, a wygląda znacznie lepiej. Siadamy za sterami statku, odpalamy silniki i startujemy. Szybko przebijamy się przez atmosferę, po chwili ją opuszczamy i lądujemy w kosmosie. Bez ekranów wczytywania! Za to z wielką satysfakcją, że to takie immersyjne. Akurat w tym momencie musiałem dostać się na jedną ze stacji kosmicznych, ale zanim do niej przybyłem, zaatakowały mnie jakieś imperialne myśliwce. System latania i strzelania też jest bardzo zręcznościowy. Możemy namierzyć wrogi statek, po czym celowanie w niego będzie się odbywało automatycznie. Musimy jednak uważać, by nie strzelać cały czas, bo przegrzejemy blastera. Po wyeliminowaniu wrogiej floty wreszcie zacumowałem. 

Tam z kolei sprawa zrobiła się znacznie większa, bo statek może nie wzbudził podejrzeń, ale załoga stacji kosmicznej nie mogła się dowiedzieć, że to Vess nim leciała. Czekało mnie trochę skradania i cichego eliminowania kolejnych wrogów, przeskakując pomiędzy kontenerami, wózkami widłowymi czy wielkimi beczkami. Tu moja przygoda się skończyła, ale chciałem grać więcej i więcej, co bardzo dobrze wróży tej grze na przyszłość. Słowa uznania należą się jeszcze za interfejs. Jest znakomity, klimatyczny i przede wszystkim bardzo czytelny. 

Star Wars Outlaws ma potencjał na hit. Oby twórcy dowieźli fabularnie 

To nie jest typowy Asasyn w kosmosie. To nie jest także Uncharted w kosmosie, chociaż do tego nawet tej grze bliżej. Star Wars: Outlaws ma jakiś pomysł na siebie, a Kay Vess to najlepsza bohaterka wśród gier Ubisoftu od niepamiętnych już dla mnie czasów. Postacie niezależne prezentują się znakomicie, są do tego rewelacyjnie animowane. Grałem przez chmurę na kontrolerze od Xboxa, ale zakładam, że docelowo gra uruchomiona była na mocnym PC. Wyglądała bardzo dobrze, chociaż bywały też słabsze momenty, jak gorsze tekstury czy czasem jakieś słabsze miejscówki. Ogólnie jednak na ekran nałożony jest taki miękki, ciepły filtr, a to bardzo podbija wrażenia. Oprawa może się podobać, jest plastyczna i bardzo ładna. Ku mojemu zaskoczeniu, bo prezentacja rozgrywki przez redakcję IGN kilkanaście dni temu zostawiła we mnie bardzo negatywne odczucia. 

Na szczęście na żywo nie jest aż tak źle. Wybuchy granatów to faktycznie najsłabszy element (możemy je ukraść Nixem, a potem rzucić we wrogów i patrzeć z radością, jak płoną). Znakomicie prezentują się wszelkie światła i cienie, ale co najważniejsze, od pierwszych sekund wyczuwalny jest gęsty i przyciągający klimat Gwiezdnych Wojen. To dla mnie najważniejsze. Mam nadzieję, że twórcy dowiozą ciekawą historię i zadania będą później znacznie bardziej urozmaicone. Latanie po galaktyce sprawia sporo frajdy, podobnie jak przemierzanie powierzchni planety na skuterze antygrawitacyjnym. Strzelanie też jest przyjemne, a kolejne lokacje przemyślane i pełne detali. Star Wars Outlaws ma potencjał na hit, zdecydowanie. Teraz czekamy do 30 sierpnia na oficjalną premierę. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Star Wars Outlaws.

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper