DRDR

Graliśmy w Dead Rising Deluxe Remaster - powrót legendarnego Franka Westa w najlepszym wydaniu

Maciej Zabłocki | 13.08, 17:00

Dead Rising Deluxe Remastered to wskrzeszenie klasyki z 2006 roku. Capcom, w swoim mistrzowskim posunięciu, zapowiada ten odświeżony tytuł, który nie tylko poprawi warstwę wizualną, ale także wprowadzi szereg nowych funkcji, godnych współczesnych standardów. Pytanie brzmi, co takiego sprawiało, że oryginalna gra była tak wyjątkowa i jak prezentuje się jej współczesna odsłona?

Xbox 360 przez długie lata rządził w polskich domach. To na nim pojawiały się absolutne perełki, które próżno było szukać u konkurencji (bo ta, umówmy się, w Polsce zagościła dopiero w 2007 roku). W czasach konsolowego boomu i eksplozji szalonych pomysłów pojawił się "Dead Rising". Gra, która w swojej prostocie była niesamowicie satysfakcjonująca, gdzie naszym głównym celem było beztroskie masakrowanie hord zombie. Gracze mieli czerpać dziką przyjemność z rozgrywki, więc te bezmózgie istoty były tak głupie, jak to tylko możliwe. Tłukliśmy je dosłownie wszystkim, co wpadło nam w ręce, i śmialiśmy się przy tym jak dzieci. Każda broń, każdy przedmiot mógł stać się narzędziem zniszczenia w rękach Franka Westa, a każdy cios przynosił nieopisane zadowolenie. "Dead Rising" to była esencja czystej, nieprzemyślanej radości z gry.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiecie co? Po latach to nadal działa jak złoto. Dziś też nic nie przebija chwytania za ławkę, kij golfowy czy nawet gitarę basową i trzaskania nimi zombie prosto w łeb. Bez stresu, bez zbędnych komplikacji – fabuła gra tu trzecie skrzypce, bo głównym celem twórców było wymyślanie najbardziej odjechanych sposobów na rozwałkę w odciętym od świata centrum handlowym. Ale moment, zanim przejdę do szczegółów. Dla tych, którzy nie grali w edycję z 2006 roku, warto przybliżyć, o co tu właściwie chodzi.

Dead Rising zabiera nas do fikcyjnego, amerykańskiego miasteczka Willamette

Dead Rising Deluxe Remaster_1

Jest piękny, słoneczny dzień. Zero stresów, zero zmartwień. Gdzieś w stanie Kolorado, na odludziu, w kompletnie zapomnianym przez świat miejscu znajduje się miasteczko Willamette. W pewnym momencie zostaje opanowane przez krwiożercze zombie, a potem całkowicie odcięte przez Armię Stanów Zjednoczonych. Nikt nie wie, co się tam wydarzyło, a wojsko skutecznie utrudnia jakąkolwiek interwencje. Wtem do akcji wkracza nieustraszony fotoreporter, Frank West. Facet z wyglądu trochę jak bohater kina akcji klasy B. Niewyrośnięty, pyskaty i bezczelny, jak typowy paparazzi. Leci helikopterem ze swoim kumplem, omijając rządowe blokady, ale cudem unika śmierci, gdy helikopter zaczynają eskortować policyjne jednostki. 

Ląduje na dachu okolicznego centrum handlowego z misją stworzenia reportażu, który zrobi furorę. Sława i bogactwo wiszą w powietrzu, ale rzeczywistość szybko kopie Franka w tyłek. Zamiast łatwego materiału, wpada w sam środek zombie-apokalipsy. Teraz trzeba jakoś się stąd wydostać, a przed nim gra w kotka i myszkę, nie tylko z hordami zombie, ale i ocalałymi, którzy potrzebują pomocy. Frank West ma tylko 72 godziny, by przeprowadzić śledztwo i odkryć prawdę o tutejszych wydarzeniach. Po tym czasie rozpocznie się ewakuacja, a cały teren zostanie zrównany z ziemią. Czas ma zresztą ogromne znaczenie w Dead Rising, bo to jedna z kluczowych mechanik. Wszystko, co robimy, zabiera nam trochę czasu, a wiele zadań wymaga nieustannego spoglądania na zegarek. 

No i tak to wygląda w tym szalonym Kolorado. Poza masowym wycinaniem zombie, które pojawiają się jak grzyby po deszczu, rozwiązujemy mnóstwo spraw, ścigamy dziwnych typków i odkrywamy tajemnice, które kryje to przeklęte miejsce. Co jakiś czas gra zaskakuje nas świetnie zrealizowanymi scenkami – poznajemy nowych bohaterów i wsiąkamy coraz głębiej w ten komiczny, absurdalny świat. To jest właśnie magia "Dead Rising" – gra nie daje się znudzić, bo tu cały czas trwa spektakularna akcja. Każda sekunda to nowa przygoda, każda chwila to kolejna dawka emocji. Więc zakasaj rękawy, chwyć za najbliższy kij do baseballa i przygotuj się na jedną z najbardziej zwariowanych jazd w swoim życiu. Bo w Willamette nuda nie ma wstępu. 

Gdy Frank West łapie za aparat, każdy kadr może stać się dziełem sztuki wartym Punktów Prestiżu. Gdy zdobędziesz ich odpowiednio dużo, wbijasz kolejny poziom. To właśnie wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki! Wyobraź sobie, że możesz wskoczyć na plecy zombie jak na konia rodeo, albo wyprowadzić cios karate prosto w ich zgniłe twarze z takim impetem, że Chuck Norris byłby dumny. Każdy awans to nie tylko nowe umiejętności bojowe, ale i więcej życia. Do tego dochodzą wierni partnerzy, którzy dołączają do twojej drużyny, pomagając rozgonić zombie i dumnie kroczyć ku wyjściu. Ale to nie koniec atrakcji – w centrum handlowym znajdziesz najróżniejsze stroje, które możesz przymierzać i zmieniać według własnego widzimisię. Prowadzenie motoru rozjeżdżając nieumarłych, wybijanie szyb i chwytanie wszystkiego, co tylko wpadnie w ręce, to dopiero początek. Ta gra to prawdziwy festiwal kreatywnej destrukcji, gdzie granice wyobraźni nie istnieją.

Dead Rising Deluxe Remaster_2

Twórcy doskonale dopracowali mechanikę strzelania, zamieniając ją w prawdziwy taniec śmierci. Nie ma żadnego problemu, by jednym, precyzyjnym strzałem pozbawić zombiaka głowy czy ręki, a przy tym obserwować litry tryskającej krwi i latające flaki. A co powiesz na przebicie nieumarłego na wylot jakimś kijem czy, jeszcze lepiej, wieszakiem do ubrań? To dopiero widowisko! Chwycisz drewnianą ławkę i jej zasięg zrobi resztę – jednym machnięciem powalisz kilku zombie naraz. Rozprawianie się z nieumarłymi jest tutaj niesamowicie intuicyjne i satysfakcjonujące. Czasami wystarczy jeden cios dowolnym przedmiotem, by posłać nieumarłego z powrotem do grobu, z którego przyszedł. Masz ochotę, to rzucisz mu w twarz wielką donicą z dorodnym kwiatkiem.

A teraz spójrz w prawą stronę ekranu – tam czeka na ciebie licznik śmierci. Im więcej zombie uśmiercisz, tym większy bonus wpadnie na twoje konto. Ale uwaga, zombie odradzają się w losowych miejscach, więc ich eliminacja to jak walka z wiatrakami. I to jest w tym wszystkim najfajniejsze! Bo nie chodzi tu o ilość, a o styl, w jakim to robisz. Gra jest jak wielka scena, a ty jesteś reżyserem najbardziej krwawego spektaklu wszech czasów.

Jak wypada Deluxe Remaster i czym różni się od oryginału? 

Dead Rising Deluxe Remaster_3

No dobrze, ale przejdźmy do kluczowego punktu tego playtestu. Jak wypada remaster? Grałem na mocnym laptopie ASUS ROG Strix Scar 17 wyposażonym w procesor AMD Ryzen 9 7945HX, 32 GB RAM i grafikę GeForce RTX 4090. Dead Rising śmigał na tym pięknie na najwyższych detalach w 1440p, często osiągając ponad 120 klatek na sekundę. Na ponad miesiąc przed premierą nie miałem żadnych błędów, problemów z optymalizacją czy innych, nieprzewidzianych przypadków. Graficznie natomiast tytuł śmiga na silniku RE Engine i wygląda znakomicie (ten sam, który zasila Dragon's Dogma II). Widać to po zdjęciach, ale przyjemnie jest biegać po centrum handlowym w takiej jakości. Gra zachowała swój drętwy, nieco drewniany klimat i sztywne animacje, co bardzo mnie cieszy. 

Twórcy poprawili sterowanie i dostosowali je do współczesnych standardów. Poza tym wreszcie dodali automatyczne zapisy, które często były dla mnie zbawienne. Wcześniej mogliśmy "sejwować" rozgrywkę w wyznaczonych do tego miejscach, a tych jest jak na lekarstwo w całym centrum handlowym. Przebudowano też interfejs, by był bardziej czytelny i dorzucono pełne udźwiękowienie kwestii dialogowych. Do tego znajdziemy tu tryb fotograficzny, a także specjalny wariant gry "hardcore" dla prawdziwych twardzieli, gdzie zombie stają się mordercze i jest ich szokująco dużo. Do tego Frank West może zginąć dosłownie na strzała. Cieszy mnie, że Capcom zadbał o liczne usprawnienia, a nie tylko zmiany w oprawie. Chociaż to właśnie w grafice widzimy największe różnice i przyjemnie się na ten remaster patrzy. Niektóre widoczki mogą się podobać. Ładne są postacie, jeszcze lepsze zombie, szczególnie na zbliżeniach. No ja myślę, że nie ma się tu do czego przyczepić. 

Jeżeli chcecie wrócić do klasyki z 2006 roku, to możecie to zrobić na PlayStation 5, Xbox Series X/S oraz PC (Steam) już 19 września. Niestety na ten moment wyłącznie cyfrowo, aczkolwiek jest już w planach edycja pudełkowa, lecz zadebiutuje dopiero w listopadzie. Dla mnie to podróż pełna nostalgii, ale przy tym dobrej zabawy i totalnie pokręconego humoru. Tu na początku nic się nie spina, absurd goni absurd, ale gra ma w tym wszystkim jakiś magiczny element, który długo nie pozwala odkleić się od ekranu. Więcej zdjęć z gry znajdziecie w poniższej galerii. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper