Kingdom Come Deliverance II

Graliśmy w Kingdom Come Deliverance II. Dalsze dzieje Henry'ego ze Skalicy wyglądają świetnie

Piotrek Kamiński | 21.08, 09:00

Już za niecałe pół roku gracze z całego świata ponownie spotkają się z Henrym ze Skalicy, aby na własnej skórze przekonać się, jak dalej potoczą się losy zarówno jego, jak i całej Bohemii. My mieliśmy już okazję sprawdzić przez kilka godzin wczesną wersję kodu i teraz, kiedy startuje gamescom, wreszcie możemy podzielić się z wami naszymi wrażeniami.

Widzieliście, że kościół Świętego Jakuba w Kutnej Horze (oryginalna, czeska nazwa Kuttenbergu), wybudowany w stylu gotyckim, ma tylko jedną kompletną wieżę, podczas gdy druga została zakończona znacznie niżej? Ta nieszablonowa decyzja nie wzięła się znikąd. Otóż, pod miastem ciągną się całe kilometry kopalnianych korytarzy, jako że to właśnie z tego miasta pozyskiwana była lwia część czeskiego srebra, i było ich na tyle dużo, że wielki, masywny kościół... Zaczął się delikatnie zapadać. W obawie przed tragedią, postanowiono nie kończyć drugiej wieży. Może i budynek wygląda dziwnie, ale przynajmniej mieszkańcy miasta mogą powiedzieć, że mają swoją własną krzywą wieżę. Tej i innych ciekawostek dowiedziałem się podczas nieziemsko klimatycznego eventu zorganizowanego przez Warhorse i Plaion właśnie w Kutnej Horze, gdzie, między innymi, spędziłem również kilka godzin w świecie "Kingdom Come Deliverance 2". I wiecie co? Jest dobrze. Jest bardzo dobrze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Odpowiedzialny w Warhorse za PR, Tobias Stolz-Zwilling wspomniał na samym początku naszej przygody z dwójką, że tak naprawdę znajomość części pierwszej nie jest wymagana i faktycznie, pierwsze godziny zabawy oferują coś na wzór szybkiej powtórki z tamtych wydarzeń, które podane są w taki sposób, że nie przeszkadzają, a jeśli ktoś sobie życzy, może je niemalże w całości pominąć, ale osobiście uważam, że warto przejść i oryginał, bo choć toporny, pozwala lepiej poczuć ten świat, bohaterów i łączące ich relacje. No i, jako że jest to dosłownie bezpośrednia kontynuacja tamtych wydarzeń, pewne aspekty tego, o czym będę tu pisał można uznać za spoilerowe (choć staram się uważać, co piszę). Nie jakoś bardzo i raczej z pierwszej połowy gry, ale jednak.

Kingdom Come Deliverance 2 - playtest gry Warhorse. Piękna ta Bohemia!

Las z prologu

Zacznijmy od najbardziej oczywistej oczywistości. Drugi KCD jest w większości pięknie wyglądającą grą. Obie części chodzą na Cryengine, ale w przypadku oryginału ciężko było zachwycać się modelami postaci i animacjami - otoczenie potrafiło zrobić robotę, pod warunkiem, że żaden mieszczanin nie kręcił się w kadrze. Tym razem nie ma mowy o półśrodkach. Studio rozrosło się do ponad 200 osób, co widać i na ekranie. Twarze postaci imponują dużą ilością detali, wyglądając niemal identycznie jak wcielający się w nie aktorzy. Powiedziałbym jednak, że choć widać od czasu do czasu na ile stać ten silnik w temacie mimiki, to w ogrywanym przez nas buildzie rozmowy z innymi postaciami wciąż wyglądają jakby postawiono naprzeciwko siebie dwie lalki. Podejrzewam jednak, że aspekt ten zostanie jeszcze poprawiony. Wątpię natomiast, aby wystarczyło jeszcze zasobów, aby zadbać o to, aby kolejne elementy ekwipunku odpowiednio na siebie reagowały, zamiast po prostu się przenikać. Było to bardzo widoczne w części pierwszej i jest i tutaj. Trzeba jednak przyznać, że same stroje wyglądają bardzo dobrze, a twórcy zadbali nawet o to, aby kolejne elementy zbroi trzeba bo zakładać w odpowiedniej kolejności, a nie na przykład najpierw płytowy napierśnik, a na to przeszywanica. Mała rzecz, a jeszcze bardziej zwiększa poczucie realizmu. W temacie animacji, zadbano aby tym razem każda broń posiadała zupełnie inny feeling. Tak więc zupełnie inaczej będzie się walczyć krótkim mieczem, a inaczej piką, młotem bojowym, toporem czy wielkim dwuręcznym mieczem. Przekłada się to również na system walki, ale o tym później.

Pola, łąki, lasy i rzeki potrafiły zrobić wrażenie już w jedynce, ale tym razem mamy do czynienia z zupełnie innym poziomem. Ilość i różnorodność roślin, które mijamy (tym razem bez niedorzecznej detekcji kolizji, więc nie trzeba się martwić, że się zatniemy), gęste od liści i traw podłoże czy nawet po prostu kora drzew i błoto pod naszymi nogami wyglądają po prostu obłędnie. Kilka razy po prostu zatrzymałem się, aby móc lepiej przyjrzeć się pięknemu lasowi, w którym lądujemy pod koniec prologu. Trochę mniejsze wrażenie, przynajmniej z początku, zrobiło na mnie miasto i wnętrza budynków, które są trochę proste, kanciaste i nijakie, ale później przypomniałem sobie, że przecież jestem na samym początku piętnastego wieku - tak to tam po prostu wtedy wyglądało. No i nawet prosto zdobione budynki i ulice zaczynają robić wrażenie, kiedy nocą wyciągniesz przed siebie pochodnię i cały otaczający cię świat (a przynajmniej ta jego część, która nie kryje się w mroku, poza zasięgiem wzroku Henry'ego) zostanie skąpany w pomarańczowym świetle ognia. Jedynym, co może stresować, jest potencjalna optymalizacja gry. Stacje, przy których graliśmy postawione były na dopasionych RTX 4090, a i tak zdarzyło mi się zobaczyć przycięcie animacji, czy to podczas przerywnika czy kręcąc się szybko wokół własnej osi. Chętnie sprawdzę na gamescomie wersję konsolową, jeśli taka będzie dostępna.

Kingdom Come Deliverance 2 - playtest gry Warhorse. Doszlifowana rozgrywka 

Ekwipunek

Systemowo, można powiedzieć, że mamy z grubsza to samo, co w jedynce, ale w usprawnionej, bardziej przyjaznej graczom wersji. Menu na pierwszy rzut oka może i wygląda odrobinę inaczej, ale tak naprawdę jest to przeprojektowana wersja tego samego, co w części pierwszej. Tak więc mamy mapę, kartę postaci, ekwipunek, dziennik zadań, kodeks. Miłym akcentem są zazębiające się podstrony, dzięki czemu na jednym ekranie można widzieć obecną i fragment sąsiedniej strony, co może potencjalnie ułatwić sprawdzanie różnych rzeczy, ale trzeba się przyzwyczaić - ja non stop przerzucałem strony i zachowywałem się jakbym pierwszy raz w życiu trzymał pada, bo zmienili mi lekko sterowanie i nagle pamięć mięśniowa bardziej przeszkadza, niż pomaga.

A propos pamięci mięśniowej. Walka na miecze (jedyny typ broni białej, jaki dane mi było sprawdzić) jest teraz nieporównywalnie łatwiejsza, choć wcale nie dlatego, że system został aż tak uproszczony. Nadal trzymanie odpowiedniego dystansu, poza i refleks są najważniejsze, ale... Zawsze jest jakieś "ale". Po pierwsze, zrezygnowano z atakowania dwoma przyciskami. Teraz wszystko co trzeba kryje się pod R2/RT, a pchnięcie wykonamy wyłącznie na korpus, poprzez ustawienie kursora ataku na dolną pozycję - o ile dana broń oferuje taki atak, ponieważ styl walki zmieniać się będzie w zależności od trzymanej broni. Wydaje mi się również, że łatwiej jest teraz wykonać parowanie z ripostą, choć może to nie tyle zasługa wydłużenia okienka, w którym można je wykonać, co ogólne poprawienie responsywności całej gry. W jedynce najbardziej drażniły mnie właśnie opóźnienia - naciśnij X aby wziąć jabłko. Naciskam. Czekam. Podnosi. Tak samo w przypadku walki. W dwójce problem ten nie istnieje. Henry wciąż ma swój ciężar i nie stał się nagle Spider-Manem od Insomniac, ale nie reaguje już przynajmniej jak po dwóch litrach bimbru. Tak więc potyczki stały się dużo bardziej kinetyczne i widowiskowe, eksploracja zwyczajnie przyjemniejsza i nawet zwykłe przemieszczanie się w towarzystwie zyskało nowy wymiar, bo od czasu do czasu możemy coś na szybko odpowiedzieć naszemu kompanowi, nigdy nie przerywając marszu - albo powiedzieć mu, co robiliśmy poprzedniej nocy z jego mamą, kiedy akurat walczymy. Nowością, którą udało się przetestować była natomiast kusza - powolna jak cholera, ale niezwykle łatwo się z niej strzela, posyłając wrogów do piachu w tempie ekspresowym. Zasadniczo odbywa się to niemal jak w strzelaniach: muszka, szczerbinka i jazda.

Kingdom Come Deliverance 2 - playtest gry Warhorse. Małe wielkie historie 

Wyskakuj z gaci

Gra ma zostać podzielona na dwie główne mapy - ulokowana na północy, sielankowa kraina, w której zaczynamy zabawę oraz Kuttenberg wraz z przyległościami. Nie udało mi się wyciągnąć jednoznacznego potwierdzenia, czy zwiedzimy również tereny znane z części pierwszej. Mimo że mieliśmy całkiem sporo czasu na zapoznanie się z grą, nie udało mi się zbyt wiele pozwiedzać, jako że początek jest niemożliwie wręcz przegadany. Przez pierwszą godzinę niemalże tylko oglądamy scenki albo wybieramy opcje dialogowe. Później jest już na szczęście tylko lepiej, a większość problemów stawianych nam przez grę da się rozwiązać na dużo więcej, niż jeden sposób. Za przykład niech posłuży misja mistrza miecza Menharta, którą rozpoczynamy dając się zaczepić rozmownemu Niemcowi w Kuttenbergu.

Wyzywa on Henry'ego na pojedynek i już w tym momencie nasze zachowanie (albo skill) mają znaczenie - jeśli uda nam się pokonać wojownika, przyspieszy nam to później zadanie. Niezależnie od wyniku, szybko pojawiają się straże. Możemy wtedy pozwolić sytuacji rozegrać się samej, opowiedzieć się po stronie Menharta albo mu się sprzeciwić. Pierwsza opcja skutkuje wygnaniem go z miasta, jako że nie wolno toczyć pojedynków na obszarze Kuttenbergu bez stosownej licencji, trzecia nie wiem, a druga pcha nas w ramiona pana Menharta i, potencjalnie, zmienia układ sił w mieście na naszą korzyść. Otóż okazuje się, że Menhart miał zostać nowym mistrzem gildii szermierzy, lecz ze względu na napiętą sytuację polityczną, musiał obejść się smakiem, co wcale nie przyszło mu lekko. Możemy zgodzić się wykonać dla niego drobną robótkę - wykraść z budynku gildii ceremonialny miecz, po czym zawiesić go na murach ratusza, co oznacza chęć podjęcia wyzwania przez kogoś, kto chciałby zmierzyć się z obecnie panującą gildią. Jeśli w trakcie kradzieży ktoś nas zobaczy w budynku gildii, następujący pojedynek rozegra się z przewagą pokrzywdzonych.

Tak to wyglądało w moim przypadku, ale to tylko jedna z kilku opcji. Nie znam wszystkich możliwych opcji rozegrania tej misji, ale o kilku ci opowiem. Po pierwsze, jeśli nie wstawisz się za Menhartem na samym początku, zostanie on wygnany z miasta. Nie przekreśla to od razu zadania, ale sprawia, że trzeba najpierw znaleźć mu odpowiednie lokum, z którego dalej będziemy prowadzić działania. Później, przy wykradaniu miecza z gildii można dać się złapać albo rozegrać sytuację zupełnie po cichu - a istnieją również i inne opcje, jeśli dobrze odczytałem niejasne sugestie dewelopera. Od tego zależy w jakim rynsztunku podejdziemy do turnieju o możliwość prowadzenia gildii. Ja musiałem zgodzić się na zbroje płytowe kontra przeszywanice, ponieważ dałem się zauważyć wychodząc z budynku, ale można też załatwić sprawę zupełnie po cichu, dzięki czemu gildia nie ma pojęcia, co się właściwie wydarzyło i walczymy z nimi uczciwie. Sam turniej był miejscem, w którym skończył się mój czas, ale czuję się lekko wykiwany, ponieważ nasz pojedynek trzech na trzech (solowe walki) rozgrywał się... Na żywo. Tak więc musiałem na przykład obejrzeć jak uczeń ser Menharta wygrywa pierwszą rundę swojego pojedynku, przegrywa drugą i wygrywa trzecią, co zajęło mu łącznie, na oko, jakieś dziesięć minut. Ja w tym czasie mogłem iść do namiotu medyka wyleczyć rany i naprawić swoje uzbrojenie. Co zajęło mi raptem kilka chwil, a resztę czasu musiałem czekać twardo na swoją kolej, oglądając lekko sztuczną walkę dwóch AI. 

Najbardziej w tym wszystkim działa na wyobraźnię fakt, że historia Menharta jest jedynie zadaniem pobocznym, nieistotnym w szerszej historii Henry'ego, a mimo to deweloper poświęcił mu aż tyle czasu, podzielił na cały szereg mniejszych wyzwań, dał graczom możliwość podejścia do nich na różne sposoby, z diametralnie różnymi wynikami. Aż strach się bać, jak rozbudowana będzie w takim razie główna oś fabuły. "Kingdom Come Deliverance 2" zapowiada się na mocnego pretendenta do tytułu gry roku. Świetnie przemyślany świat, piękna grafika, klimatyczna jak cholera ścieżka dźwiękowa, niebanalny humor, masa współgrających ze sobą systemów - wszystkie te elementy połączone w jedną, spójną całość sprawiają, że w zasadzie chcę jeszcze tylko zobaczyć, jak gra działa na konsoli i mogę składać zamówienie przedpremierowe - co nie zdarza mi się praktycznie nigdy. 11 luty 2025. Zapiszcie sobie tę datę w kalendarzu.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper