Reklama
Red Dead Redemption

Zagrałem w Red Dead Redemption 1 w 2024 roku. To świetna historia przepełniona nudą

Mateusz Wróbel | 18.08.2024, 12:00

Z racji tego, iż Red Dead Redemption w poprzednim roku otrzymało port na konsole PlayStation oraz Nintendo Switch, postawiłem sobie za cel przejście tejże historii i przypomnienie sobie o dalszych losach Johna Marstona, jednego z najważniejszych bohaterów Red Dead Redemption 2. Harmonogram premier mocno zwolnił w sezonie ogórkowym, więc przez lipiec i sierpień udało się odhaczyć rzeczoną przygodę Rockstar Games.

Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż w społeczności graczy jest wiele osób, które przygodę z Red Dead Redemption zaczęły od drugiej odsłony serii (de facto będącej prequelem wydarzeń z RDR1), a następnie mocno wyczekiwały pełnego odświeżenia "jedynki". Remake jednak nie nadejdzie, bo amerykańscy deweloperzy ograniczyli się do portu z kilkoma małymi ulepszeniami i obecnie to on oferuje "najlepszą jakość" pierwszego RDR.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jeśli więc zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po Red Dead Redemption 1 w 2024 roku (szczególnie w wersji na PS5, którą ogrywałem), w poniższym tekście postaram się rozwiać Wasze wątpliwości.

RAGE pokazał klasę już w 2010 roku

Red Dead Redemption

W pierwszej kolejności warto przypomnieć sobie, że RDR1 na rynku pojawiło się w 2010 roku na Xboxach 360 oraz PlayStation 3. Dla porównania w tym samym roku na półkach sklepowych zadebiutował między innymi Mass Effect 2, Alan Wake, Assassin's Creed Brotherhood czy Metro 2033. Jeśli skojarzymy te produkcje, to powinniśmy przypomnieć sobie, że wiele z nich była mocno ograniczona pod względem mechanik, a owe rozwiązania w rozgrywce dziś możemy uważać już za archaistyczne.

Co jednak ciekawe, Red Dead Redemption nie do końca jest aż tak przestarzałe. Dzięki silnikowi graficznemu Rockstar Advanced Game Engine (bardziej znanym jako RAGE) Rockstar Games było w stanie już w 2010 roku przygotować na tyle ciekawe mechaniki, że chociażby zarządzanie ekwipunkiem, konna jazda, wykorzystywanie szybkiej podróży, polowanie na zwierzęta, oskórowanie ich, czy przeszukiwanie oponentów wypada dobrze. Nawet miło było mi odwiedzać sklepy, gdzie uzupełniałem zapasy lub nabywałem nowe wyposażenie. Ba, większość z tych rzeczy widzimy w RDR2, choć w lepszej i bardziej zaawansowanej odsłonie, więc fani marki nie będą bardzo zaskoczeni.

Nie tylko mechaniki wypadają dobrze, ale również animacje (wow, coś takiego można było uzyskać już w 2010 roku?!). Tutaj również brawa dla programistów i ich umiejętności związanych z okiełznaniem RAGE-a, bo poruszanie się postacią jest niesamowicie płynne - tak jak w GTA 5 czy przywołanej już wcześniej opowieści o Arthurze Morganie. Dosłownie czujemy każdą reakcję bohatera na ruch analogiem. Technicznie Red Dead Redemption na PS5 działa bez zarzutu w stałych 60 klatkach na sekundę, lecz pod względem oprawy graficznej czujemy, że jest to końcówka siódmej generacji. Jeśli ktoś jest graficznym purystą, będzie musiał przełknąć sporą ślinę.

Coś dla fanów ciekawych historii

Red Dead Redemption 1

Będąc wciąż przy plusach, złego słowa nie mogę powiedzieć o fabule. Jest ona pełna zwrotów akcji, refleksji na temat uciekania przed przeszłością i oczywiście emocji, ale tylko wtedy, jeśli skupimy się wyłącznie na niej. Większość aktywności poboczne to niesamowita nuda, gdzie jesteśmy chłopem na posyłki. Czasami zdarzy się jakaś perełka, jak seria zadań z kobietą wstępującą do Zakonu, ale to rzadkość.

Poniekąd irytuje również schemat misji głównych, bo o ile w takim GTA 5 czy RDR2 scenarzyści byli w stanie zaprojektować questy w sposób różnorodny, tak w RDR1 wszystko polega na wejściu na wierzchowca/chwycenia za karabin na pociągu, eliminacji wrogów w dziczy/mieście, a następnie wysłuchiwaniu dialogów czy oglądaniu scenek, podczas których dzieje się sporo. Gdyby nie dość ciekawe postacie, zacząłbym po pewnym czasie ziewać.

Świat jest dość pusty i po kilku godzinach używałem wyłącznie szybkiej podróży, aby nie widzieć po raz dziesiąty tej samej drogi na farmę, miasteczko w Meksyku czy wzgórza. Czasami miniemy jakichś NPC-ów, którzy podróżują lub uciekają przed stróżami prawa, ale nie ma tutaj mowy o ciekawych aktywnościach czy czymkolwiek, co zachęciłoby nas do zwiedzania terenów i zaglądania w mysią dziurę. Nie wspominając już o rozgrywce w karty czy inne mini-gry (takie jak te z koścmi), które nudzą po jednej rozgrywce. 

Słowem zakończenia uważam, że Red Dead Redemption 1 powinny ograć osoby, które stawiają spory nacisk na historię. Zakończenie przygody Johna Marstona odgrywającego sporą rolę w RDR2 będzie przyjemnym doświadczeniem, jeśli nie mamy zamiaru maksować tytułu, bo ten wariant - w mojej opinii - wymęczy sporo osób ze względu na pusty jak na dzisiejsze standardy świat i aktywności poboczne, które są niesamowicie żmudne i wynudzające.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Red Dead Redemption (2023).

Źródło: Opracowanie własne
Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper