gamescom 2024: graliśmy w Empire of the Ants. Imperium mrówek raczej nie zawładnie sercami graczy

gamescom 2024: graliśmy w Empire of the Ants. Imperium mrówek raczej nie zawładnie sercami graczy

Maciej Zabłocki | 27.08, 13:00

Podczas Gamescom 2024 miałem (nie)przyjemność przetestować Empire of the Ants od studia Microids. Po pierwszych minutach zbierałem szczękę z podłogi, jak to wygląda. Zanim jeszcze usiadłem do gry, producent – który nie zamykał buzi przez całe 30 minut – nawinął mi makaron na uszy o rzekomo rozbudowanych mechanikach i wspaniałych możliwościach. Ale to, co zobaczyłem na ekranie niestety mnie nie porwało.

Zacznę chyba od tego, co w mojej ocenie jest największym atutem tej gry - mianowicie grafika. Rzeczywiście, wizualnie Empire of the Ants robi wrażenie. Dzięki Unreal Engine 5, świat mrówek wygląda bardzo realistycznie. Las Fontainebleau, gdzie toczy się akcja, jest odtworzony z dbałością o każdy detal – od ściółki leśnej, po drobne elementy takie jak korzenie i kamienie. Wielkości stworzeń też robią swoje; napotykamy tu gigantyczne pająki (faktycznie można się ich przestraszyć, a wydają przy tym przeraźliwe odgłosy) czy ogromne ślimaki, które mogą nam zarówno pomóc, jak i stanowić potężne zagrożenie. Przepiękne są modele wszystkich robali. Biedronki czy tramwaje wyglądały jak żywe, a rośliny przepuszczały cudowne i gorące promienie słońca. No i dodatkowo - ile tu tego jest! Mrówek i pozostałych stworzeń w jednym momencie biegają setki na ekranie (co zresztą potrafiło sprawić problemy z optymalizacją). 

Dalsza część tekstu pod wideo

Interfejs użytkownika to jednak totalna porażka. Wygląda jak z taniego, przestarzałego MMO i w ogóle nie pomaga w zrozumieniu złożoności gry. Pierwsze kroki w Empire of the Ants to czysta męka – brak jasnych wskazówek, co zrobić, gdzie iść, jak zarządzać swoją kolonią, tylko irytuje i sprawia, że każdy, kto nie ma cierpliwości, rzuci te pozycję w kąt już po kilkunastu minutach. Samouczek, który miałby ułatwić wejście do zabawy, jest bardziej zagmatwany niż pomocny. Zamiast wprowadzać mnie krok po kroku, dosłownie wpadłem w sam środek morza ikon, zadań i przeciwników, z którymi nawet nie wiadomo, jak walczyć. Żeby było zabawniej, sam producent dwoił się i troił by dobrze nam wyjaśnić podstawy. Gadał bez ustanku. Na końcu jednak sam się w tym pogubił i nie potrafił złapać świetlików w jednym z zadań, co już wtedy wywołało u mnie i Dawida lekkie zażenowanie. A tak się cieszył, jak nam nie idzie, że mają takie "wielkie wyzwanie". No brawo geniuszu, chyba nawet za wielkie. 

Imperium mrówek kontratakuje... no niestety nie. To będzie pozycja dla wyjątkowo cierpliwych graczy

Fabuła Empire of the Ants kręci się wokół przetrwania i rozwoju kolonii mrówek w świecie pełnym zagrożeń. Gracz wciela się w rolę mrówki o numerze „103,683”, której celem jest zapewnienie kolonii nowych, bardziej prosperujących terytoriów, a także ochronę przed wrogimi siłami. Kluczowym elementem opowieści jest ścisła współpraca z Królową, która wydaje nam proste rozkazy. Co istotne, możemy też rozwijać bazę, wymyślać i projektować nowe kopce czy elementy fortyfikacji, a także wyznaczać kierunek rozwoju naszego terytorium. Do tego musimy raz na jakiś czas bić się z wieloma robalami, które chcą przeprowadzić na nas szturm. 

No i tutaj przechodzimy do omówienia sporych problemów tego tytułu. Walki, które miały być esencją tej "strategii", niestety są jedną wielką klapą. Zamiast epickich starć, w których analityczne myślenie miałoby kluczowe znaczenie, dostajemy chaotyczne, niejasne potyczki, w których trudno zrozumieć, co właściwie się dzieje. Przeciwnicy poruszają się jak marionetki, a każda walka sprowadza się do bezsensownego klikania w nadziei, że coś się wreszcie wydarzy. Na ekranie mamy cztery wielkie przyciski odpowiedzialne za różne możliwości - atak, obronę, wycofanie się i posłanie w bój posiłków specjalnych (w postaci większych robali sojuszniczych). W efekcie niestety czujesz się bardziej jak widz, niż aktywny uczestnik. Królowa mrówek, która miała być centralnym punktem gry, również nie spełnia dobrze swojej roli – jej zadania są powtarzalne i nudne, a interakcje z nią bardziej przypominają obowiązek niż coś, co ma sens w kontekście fabuły.

Empire of the Ants_walka

Gra reklamuje się jako rozbudowana strategia, gdzie nawiązywanie sojuszy z innymi stworzeniami i eksploracja miałyby stanowić o sile tego tytułu. W rzeczywistości te interakcje są płytkie, nie mają większego wpływu na przebieg gry, a każde "sojusze" sprowadzają się do prostych zadań, które nie wnoszą niczego nowego do rozgrywki. Zbierz kilka pestek, znajdź kolonie ukrytą gdzieś dalej, złap trzy świetliki (co okazało się niemożliwe). Jest to niezwykle irytujące, zwłaszcza gdy widać, ile potencjału miała ta koncepcja – eksploracja realistycznego, mikroskopijnego świata, który żyje własnym życiem, mogła być fascynująca. Niestety, zamiast tego dostaliśmy grę, która przypomina bardziej tani symulator mrówkowego kopca, aniżeli rozbudowaną strategię. Imperium mrówek oferuje, na papierze, szeroki wachlarz zadań, od budowy nowych struktur i zdobywania zasobów, po walkę z wrogimi owadami. Na papierze brzmi to imponująco, ale w praktyce wiele z tych mechanik jest niedopracowanych lub źle zaimplementowanych.

Jednym z kluczowych elementów, którymi chwalą się twórcy, jest adaptacja do zmieniających się warunków środowiskowych. W grze występuje cykl dnia i nocy, a nawet zmienne pory roku, które ponoć wpływają na zachowanie fauny czy dyktują zmiany w rozgrywce. Dla przykładu, nocą nasza widoczność jest ograniczona, co utrudnia eksplorację i zmusza do ostrożniejszego poruszania się, a zimą mrówki muszą przetrwać w trudniejszych warunkach, zmieniając dynamikę zabawy, bo stworzenia poruszają się wolniej i znacznie trudniej im znaleźć wartościowy pokarm. Niestety, nie dane mi było tego zobaczyć. 

Naprawdę szkoda, bo Empire of the Ants mogło być czymś wyjątkowym. Zamiast tego, dostaliśmy tytuł, który, mimo pięknej grafiki (no jak na to patrzę, to jestem pod wielkim wrażeniem!), nie potrafi dostarczyć choćby minimum przyjemności. Nawet te momenty, gdy natrafiamy na gigantyczne stworzenia, które powinny wzbudzać dreszcze na plecach, nie mają żadnego znaczenia, bo walka z nimi bardziej męczy przez fatalnie działającą kamerę, która ma tendencje do pokazywania krzaków, zarośli i obiektów, których akurat nie chcemy oglądać. Samo poruszanie się mrówką jest wyjątkowo toporne. Można nią biegać sprintem, co sprawia wówczas, że z gracją konia pociągowego omija kolejne przeszkody, górki i pagórki, wskakując na nie automatycznie. No nie byłem zachwycony tym tytułem i wyszedłem z tego pokazu z dużym poczuciem ulgi. Generalnie nie polecam, mimo imponującej grafiki. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper