Zbrodnie po sąsiedzku (2021) – recenzja, opinia o 7 odcinkach 4. sezonu serialu [Disney]. Na planie filmowym
Poprzedni sezon popularnego serialu Hulu skończył się niespodziewaną śmiercią jednej z, może i pobocznych, ale i całkiem istotnych postaci, obiecując ogromne emocje od samej premiery czwartej serii. Mabel, Charles i Oliver, nieświadomi ostatnich wydarzeń, ruszają do LA, aby dogadać szczegóły adaptacji swojego hitowego podcastu, lecz rzeczywistość dogania ich bardzo szybko...
Niesamowite, jak taka prosta, z pozoru repetytywna koncepcja, jak grupa ludzi rozwiązujących zagadkowe morderstwa, do których dochodzi zawsze w tym samym, prawdopodobnie najbardziej pechowym, przeklętym budynku świata, mogła doczekać się już aż czterech sezonów, w dodatku cały czas dających radę zachować świeżość. Trzeci sezon był zauważalnie słabszy od poprzednich, ale nadrabiał ciekawą koncepcją i wykorzystaniem aktorów grających samych siebie.
Nowa paczka odcinków podwaja stawkę, idąc jeszcze bardziej w gościnne występy aktorów, ale tworząc przy tym również zagadkę, która z początku może i wydaje się być równie standardowa, jak ostatnio, lecz szybko zaczyna okazywać się, że scenarzyści postanowili pogrzebać trochę głębiej, odnosząc się do samych początków serialu. Jak nigdy, jestem zły, że nie dostałem do obejrzenia kompletnego sezonu!
Zbrodnie po sąsiedzku (2021) – recenzja, opinia o 7 odcinkach 4. sezonu serialu [Disney]. Kto mógłby zagrać cię w filmie o twoim życiu?
Czwarty sezon, tak jak pozostałe, jest połączeniem komedii i kryminału. Głównymi bohaterami jest grupa komicznie niedopasowanych do siebie, a jednak idealnie się uzupełniających detektywów amatorów. Charlie (Steve Martin) jest byłym aktorem, nadal nie potrafiącym pogodzić się z tym, że czasy jego świetności minęły. Oliver (Martin Short) to głęboko samotny aktor, kryjący się za maską uśmiechu. Mabel (Selena Gomez) z kolei jest, jak to mówią, starą duszą, outsiderką, która rozkwita dzięki znajomości z tymi dwoma, starszymi panami. No, tyle jeśli chodzi o tło wydarzeń.
Patentem na obecny sezon jest kręcenie filmu opartego na wydarzeniach z pierwszego sezonu. Tak więc, prócz (pozornie, jak przypuszczam) niezwiązanego z tym morderstwa, oglądamy masę komicznych wymian między głównymi bohaterami, a mającymi ich grać aktorami. I tak oto filmowy Charles to Eugene Levy, znany szerzej jako "Tata Jima"; w Mabel wcieli się Eva Longoria, bo według producentów różnica wieku między tą "prawdziwą", a chłopakami jest zbyt duża; Olivera natomiast ma zagrać Zach Galifanakis, a dwa tak specyficzne charaktery zderzające się ze sobą po prostu muszą oznaczać kłopoty.
Zbrodnie po sąsiedzku (2021) – recenzja, opinia o 7 odcinkach 4. sezonu serialu [Disney]. Sprytnie pomyślany, zabawny scenariusz
Co jednak istotne, to że aktorzy grający samych siebie nie są tu jedynie dekoracja, ani bazą tanich gagów, a również istotnymi elementami całej układanki, oferującymi celne spostrzeżenia i świeży punkt widzenia. Bez nich, całe to dochodzenie nie miałoby prawa się udać.
Fabuła, jak zawsze w tym serialu, posuwa się naprzód raczej powoli, mieszając wątek główny z bardziej personalnymi historiami poszczególnych bohaterów, skutkiem czego, niektóre odcinki sprawiają wrażenie, jakby w ogóle nie dotyczyły śledztwa. Scenarzyści (a paru ich jest) są jednak na tyle sprytni, że te, z pozoru, nieistotne wątki prowadzą często do istotnych przełomów w śledztwie. Same poboczne historie też potrafią intrygować, zwłaszcza, że nowy sezon nie odcina się wcale od poprzednich, a wręcz kładzie na nie olbrzymi nacisk. Mamy więc kontynuację wątku Olivera i Loretty (Meryl Streep), do życia Charlesa wraca kompletnie niespodziewanie pewna postać z przeszłości, a Mabel... Ona ma dostatecznie dużo problemów z nie potrafiącą wymówić jej imienia Longorią, żeby przejmować się przeszłością.
Nowi podejrzani, czy też mieszkańcy budynku naszych bohaterów również wypadają całkiem zabawnie, choć wcale nie wszyscy są równie intrygujący. Taki na przykład Vince Fish (Richard Kind), ze swoim zapaleniem spojówki i opaską na oku jest może i komiczny, ale jako postać nie ma za wiele do zaoferowania. Podobnie siostry Brothers (tak mają na nazwisko) są bardziej chodzącym żartem, niż potencjalnymi zabójcami czy nawet zwykłymi bohaterkami, z którymi nasi mogliby odbyć względnie normalną rozmowę.
Czwarty sezon "Zbrodni po sąsiedzku", mimo posiadania wielu z tych samych przywar, co jego poprzednik, jest zaskakująco udanym, pełnym interesujących pomysłów kawałków telewizji. Bardzo przypadła mi do gustu niekonwencjonalnie zwiększona rola Sazz (Jane Lynch), uważam, że wprowadzenie "sobowtórów" głównych bohaterów było genialnym pomysłem i śmiało twierdzę, że tych siedem odcinków, które Disney nam do tej pory udostępnił (w przypadku seriali kryminalnych praktyka taka powinna być karana sądowo), jest zwyczajnie zabawniejsze, niż zeszłoroczna paczka odcinków. Teraz tylko wytrzymać do końcówki października, żeby móc obejrzeć finał...
P.S. W nawiązaniu do pierwszego śródtytułu, jak myślisz, drogi czytelniku, który aktor bądź aktorka mógłby zagrać cię w filmie o twoim życiu? W moim przypadku, oprócz oczywistych wyborów, takich jak Brad Pitt, Robert Downey Jr. czy George Clooney, powiedziałbym, że idealnie pasowałby Randy Quaid, z czasów "Wakacji" i "Witaj, Święty Mikołaju".
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych