gamescom 2024: Graliśmy w Warhammer 40,000: Space Marine II. Zaraz się rozkręci
Podczas Gamescom zarezerwowany dla prasy slot na pokaz hands-on, zapewnił kameralne warunki do ogrania nowego Space Marine.
Produkcja nie była mocno oblegana, a wiele stanowisk przygotowanych dla prasy było pustych. Dzięki temu mogłam spokojnie zagłębić się w rozgrywkę, bez presji czasu i przetestować spory kawałek gry.
Prezentowany fragment wrzucił mnie w sam środek akcji, gdzie rozwałka była już intensywna i bezlitosna. Na tyle, że prezentujący grę wręcz z obawą patrzyli na mnie, mówiąc, że to bardzo krwawy fragment i żebym dała znać jeśli poziom trudności będzie za wysoki...
Potrzymaj mi RedBulla chłopcze…
Na początek dodam, że nie jestem fanem uniwersum, więc do zabawy podchodziłam bez bagażu czy poczucia nostalgii. Z czystą głową. Odpaliłam i… „meh, no takie budżetowe Gearsy…”. Tu horda wysypująca się z dziury w ziemi, tam zablokowane drzwi, dalej jakieś działko, a obok powalony wojak czeka na podniesienie. Niby wszystko już znane, ale im dłużej grałam, tym bardziej mnie wciągało. Przez blisko godzinę zatopiłam się w rozgrywce, tnąc i rozstrzeliwując wrogów, i dopiero Roger dobijający się jak szalony na komórkę, aby przypomnieć o kolejnym pokazie w hali oddalonej o kolejne 15 minut, wyrwał mnie z transu.
Nie będę opowiadała o fabule, gdyż fragment obejmował dość ważną jej część, a serwowanie w zapowiedziach spojlerów to nie moja działka. Ale do brzegu. Po pierwsze żołnierze tak jak w poprzedniej części poruszają się w sposób bardzo zbliżony do postaci z GoW, chociaż o wiele płynniej i dynamiczniej. Przewroty, które pozwalają w Girsach uniknąć obrażeń i są mega ważnym elementem podczas walki, tutaj zostały zastąpione szybkimi przewrotami, krótkimi dashami.
Nie mają aż takiego znaczenia podczas rozgrywki, ale wprowadzają fajną dynamikę i pomagają uniknąć namierzania ze snajperki. Do tego dotkliwy jest brak osłon, które pozwalały na chwilę wytchnienia podczas wymiany ognia, wymuszał na nas parcie do przodu, ale to zostało zastąpione innymi elementami, takimi jak jet-pack, czy wspomniane dashe, czyniąc gameplay bardziej dynamicznym i zachęcającym do walki w zwarciu. Czytajcie – pomimo średniego, pierwszego wrażenia – podobało mi się, naprawdę.
Ogniem i mieczem
Dzięki trybowi kooperacji dla trzech osób w trybie fabularnym, gra nabierze zupełnie innego wymiaru, niż przechodząc ją w pojedynkę. I dla wielu będzie to niepodważalna zaleta. Jeśli chodzi o arsenał, to oprócz podstawowych karabinów, shotgunów, snajperek i mocarnych pistoletów, dostajemy miecz. Nie pasuje? Wręcz przeciwnie - wyciągany oręż przy bliskich zwarciach z wrogiem, uwolnił moje sadystyczne zapędy i z lubością siekałam obrzydliwe Tyranidy, kąpiąc mokrą postać się w ich krwi.
Niczym Król Artur z Excaliburem szarżowałam w sam środek chmary, tnąc w obłąkanym transie, aż ostatnie ścierwo padło u stóp. Co prawda czuć było wspomaganie celowania, więc używanie miecza nie sprawia żadnej trudności, szczególnie po użyciu granatu szokowego, który paraliżował wroga. Niemniej żadna inna broń nie dała mi takiej frajdy jak ta. Oprócz tego, mój kosmiczny wojak w jednej z misji dostał jetpack, co wprowadzało jeszcze więcej dynamiki i funu.
Przeskakując z platformy na platformę za pomocą jet-packa, szlachtowałam mieczem snajperów, którzy przeszkadzali z zadymie na dolnych poziomach, powolnymi ale silnymi karabinami. Gra momentami była wręcz...zbyt łatwa, może też zbyt kolorowa, a pokazane fragmenty nie były szczególnie odkrywcze. Grafika nie stoi tu na poziomie najlepszych gier AAA, ale co ważne – spełnia swoje zadanie podkręcając dynamikę.
Mimo początkowej niechęci muszę szczerze napisać, że jak na kosmiczną rozwałkę gra daje multum przyjemności i zapowiada się, że fani uniwersum oraz strzelanin z przyjemnością spędzą przy niej godziny dobrej zabawy. Jak na moje oko – szykuje się cichy hit na bardzo mocne 8/10.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Warhammer 40,000: Space Marine 2.
Przeczytaj również
Komentarze (32)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych