gamescom 2024: Widzieliśmy w akcji Dying Light: The Beast. Powrót na stare śmieci

gamescom 2024: Widzieliśmy w akcji Dying Light: The Beast. Powrót na stare śmieci

Monika Pawlikowska | 02.09, 22:30

Jeśli wciąż Wam mało zombiaków i parkouru, do tego tęsknicie za klimatem pierwszego Dying Light, to Techland wychodząc naprzeciwko Waszym oczekiwaniom uwolnił Bestię.

Jak wiecie miało to być w formie DLC, ale jak chłopaki na pokazie powiedzieli, mieli tyle pomysłów, że nie zmieściliby ich w dodatku. 

Dalsza część tekstu pod wideo

To właśnie dzięki zespołowi pracującemu przy grze i ich zapałowi, zamiast rozszerzenia mamy pełnoprawny tytuł w świecie Dying Light na co najmniej 18 godzin. Do tego powraca uwielbiany (przynajmniej przeze mnie) Kyle Crane jako tytułowy bohater.

Kołek go, kołem 

Dying Light: The Beast

Fabuła jest osadzona 13 lat po części pierwszej, gdy po serii brutalnych eksperymentów, które połączyły ludzkie DNA z DNA zombie, Kyle nabywa nowych mocy i ucieka by szukać zemsty. Trafia do Castor Woods, miejsca kiedyś malowniczego, teraz będącego schronieniem dla ocalałych. Jest to cicha miejscowość otoczona parkami i lasami, niezbyt zaludniona. Otoczenie jest zdecydowanie bardziej płaskie, co przekłada się również na rozgrywkę. Używamy mniej umiejętności zręcznościowych, które w drugiej części były podstawą rozgrywki. Teraz gdy jest mniej zombie, nasz bohater nie musi pędzić co tchu, aby uciec przed morderczymi mutantami. Co mi osobiście bardzo odpowiada.

Możemy wykorzystywać naturalne osłony takie jak wysokie trawy, aby ukryć się przed najtrudniejszymi przeciwnikami. Zwłaszcza nocą, bo wraca dawny przerażający klimat i noc obfituje w przerażające bestie. Zejście do parteru gdzie już nie patrzymy na zombiaki z góry, potęguje uczucie strachu przed mutantami, co doskonale zobrazowano na pokazie. Spłaszczony względem drugiej części teren pozwala też nam na użycie pojazdów. I mówiąc szczerze, nie ma to jak rozwałka zombiakow porządnym pickupem, co oczywiście wykręciło mi banana na twarzy podczas prezentacji. Tego w Dying Light 2 zdecydowanie brakowało, zwłaszcza, że podobny motyw był przecież w rozszerzeniu do jedynki. Z ciekawostek powiem tylko, że jedna z zaprezentowanych lokacji do złudzenia przypominała pewną łódzką dzielnicę:)

Deszczowa pogoda 

Dying Light: The Beast

Nowością jest również broń palna, w którą wyposażeni są niektórzy przeciwnicy. Oczywiście nie ma jej wiele, a amunicja jest ograniczona do tej, którą możemy odebrać pokonanym wrogom, a ci również nie posiadają znacznych zapasów, więc… wiele sobie nie postrzelacie, ale i tak warto mieć ją w zanadrzu i bawić się soczystymi headshotami. Ba, strzelba potrafi zrobić konkretny rozpiernicz na ciałach wrogów, włącznie z wiszącymi jelitami i połamanymi kośćmi. Twórcy zapewnili jednak, że nie zaburzy ona balansu zabawy i z gry nie zrobi się nagle strzelanina pierwszoosobowa. 

A jak to wypada wizualnie? Grafika jest lepsza niż w dwójce, podobały mi się cząsteczki kurzu unoszące się w starych zdezelowanych mieszkaniach, ale pamiętajmy, że sequel ma już parę lat na karku i z pewnością znajdziecie na rynku tytuły bardziej urodziwe i dopracowane pod tym względem. Co jednak warto zaznaczyć - kolejną nowością jest wprowadzenie nowego systemu pogodowego. Jak zawsze Techland świetnie operuje światłem oraz efektami dźwiękowymi i mogę Was zapewnić, że ponury, deszczowy dzień w świecie opanowanym przez zombie, z miejsca spowodował we mnie szczękanie zębami z zimna. No chyba, ze była to podkręcona na stoisku klima, ale pewności nie mam. 

Ciemno już, zgasły wszystkie światła...

Dying Light: The Beast

Moje wrażenia po pokazie są jak najbardziej pozytywne. Elementy zręcznościowe to nie jest mój konik i zmiana balansu w tym względzie bardzo mnie cieszy, choć parkour wciąż jest istotną częścią zabawy. Uwielbiam klimat pierwszej części, pomimo, że miałam ciarki gdy nadchodził w grze zmrok i ze strachu przesypiałam całe noce. Tym razem nie muszę w panice uciekać przed zombiakami, a mogę podejść do konfrontacji strategicznie korzystając z możliwości ukrycia się, zwabienia przeciwnika w konkretne miejsce rozpraszając jego uwagę i dyskretnego przeczekania spacerujących w pobliżu potworów, aby za chwilę pobiec w wypatrzone wcześniej bezpieczne miejsce. A i łamigłówki oparte na eksploracji środowiska wydawały się całkiem przemyślane. 

Fabuła będzie liniowa, co również bardzo mnie cieszy, gdyż pozwala mi to na większe zżycie się z głównym bohaterem. Do tego nowe rodzaje zombiakow i bestialskie umiejętności Kayna, - tytuł idealny do ogrania w coopie.

Monika Pawlikowska Strona autora
Nieuleczalna optymistka z ADHD. Fanka Quentina Tarantino, Monty Pythona i growych gadżetów. Kocha strzelanie nie tylko wirtualne, ale i w życiu prywatnym. Gra we wszystko, w czym jucha pryska na prawo i lewo. Kiedyś uzależniona od multi, obecnie na przymusowym odwyku. Nikt nie jest idealny, sama też się za taką nie uważa. Każdy ma prawo do własnego zdania - szanuje je, ale też oczekuje szacunku od innych. 
cropper